[596]XII. Saul.
„Ty, co zaklinasz cienie grobowe,
Tu prorokowi stanąć każ“.
„O Samuelu, wznieś z grobu głowę!
Królu, oto wieszczbiarz nasz!“
Otworzyła się ziemia; on stał w chmurze mgławéj:
Z całuna bił blask zmienny — bledszy, to jaskrawy.
Śmierć przeglądała z oczu, co się martwo szkliły,
A ręka była wyschła, a uwiędłe żyły;
Wycieńczone piszczele z obnażoną kością
Błyszczały zdala jakąś straszliwą białością;
Z ust zwartych, z piersi żadnym nie wstrząsanéj ruchem
Wyszedł głos, jakby wiatru szum w podziemiu głuchem.
Sauł rażony trwogą padł, w prochu się tarza,
Jak dąb, kiedy grom nagły zwali puszcz mocarza.
„Budzą mię? Kto śmiałek ten,
Co zakłóca zmarłych sen?
Tyś to, królu? Patrz na te
Bez krwi, skrzepłe członki me:
Takim przy mnie jutro już
Legniesz ty i twoi tuż:
Nim dzień jeden zdoła zbiedz,
Ty z twym synem macie ledz,
Żegnaj, lecz na jeden dzień,
Potém wspólny grób, proch, cień...
Widzę w polu wpośród ciał
Ty i syn pod gradem strzał;
Jeszcze miecz przy boku twym,
Ty w pierś własną godzisz nim;
Bez głów... koron... Och padł grom...
Legł król, syn, Saulów dom!...