Melodye hebrajskie/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor George Gordon Byron
Tytuł Melodye hebrajskie
Pochodzenie Poemata
Wydawca S. Lewental
Data wyd. 1895
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Adam M-ski
Tytuł orygin. Hebrew Melodies
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


MELODYE HEBRAJSKIE
w przekładzie
Adama M-skiego.


I. Idzie w piękności.

Idzie w piękności swéj jak noc
Gwiaździstych sfer południa ziem,
I blask i mrok, ich czar i moc
Łącząc w postaci, w oku swem,
Śród lubych, bladych nocy lśnień,
Jakich świetniejszy nie zna dzień,
Skrą więcéj, jednym cieniem mniéj
Mogłoby cudny wdzięk wpół śćmić,
Co płynie z kruczych włosów jéj
I z lic łagodnych zda się lśnić,
Gdzie myśl pogodą świadczy swą
Jak błogiém jéj mieszkanie to.
I taki spokój rysów tych,
Z lic tak wymowna słodycz lśni
Uśmiechem, grą rumieńców swych,
Iż widzisz ciąg cnotliwych dni,
Duszą, co zgodą wita nas,
Serce, gdzie miłość jest bez skaz!

II. Rozbita harfa.

Rozbita harfa monarchy psalmisty,
Wodza nad męże, niebiosom miłego,
Przez zdrój muzyki łez święcona czysty
Co wlała w nią boskie tchnienie ducha swego;
O płaczcie! płaczcie, niech z oczu łzy biegą.
Ona, żelazne zmiękczając natury,
Budziła dotąd nieznane w nich cnoty;
Gdzie słuch nieczuły lub duch zimny, który

Nie wrzał z nią ogniem, nie odczuł tęsknoty?
Moc Dawidowa to pieśń, nie tron złoty.
Ona sławiła królów naszych czyny,
Lub brzmiała hymnem ku chwale Jehowy,
Radość wstrząsała góry i doliny,
Wyniosłe cedry chyliły swe głowy,
Aż pieśń wróciła w swój kraj lazurowy.
I odtąd ton jéj dla ziemi zaginął,
Chyba pobożność, lub miłość, jéj dziecię,
Podniecą ducha, by skrzydła rozwinął,
Zasłuchan w dźwięki z nieb, tonąc w snów świecie,
O sny, co z brzaskiem dnia już nie pierzchniecie!

III. O, gdyby wiedziéć.

O, gdyby wiedziéć, że po skonie,
W świecie wzniesionym nad nasz kres,
Miłość namiętnie w sercach płonie
I w oczach nieznających łez! —
Ileż upojeń świat ów błogi,
Ileby czaru miał dla dusz!
Świat, gdzieby ziemskie łzy i trwogi
Pochłaniał blask wieczności zórz!
Tak musi być: — nie samolubną
Jest trwoga, co u śmierci bram
Każe się życia przez toń zgubną
Ostatnich ogniw chwytać nam.
Wierzmy! Tam będziem się weselić,
Ze źródeł wiecznych społem pić,
I serce z sercem radość dzielić,
I duchem w duchu wieki żyć!

IV. Gazela dzika.

Wzgórza Judei gazela dzika
Przebiega stopy chyżemi,
Wolno z każdego pić jéj ponika,
Co tryska z téj świętéj ziemi:
Powietrznéj stopie, dumnéj źrenicy
Nikt nie zakreśli granicy.
Ognistsze oczy, lżejszych stóp loty
Izrael widział w swym kraju;

Stokroć cudniejsze żyły istoty
W tym znikłych rozkoszy raju.
Z Libanu płyną cedrów powiewy,
Lecz gdzież wysmuklejsze dziewy?
Szczęśliwsze palmy, co kraj ten cienią,
Niż plemię Judy wygnane;
Bo kiedy w ziemię raz się wkorzenią,
Rosną w swéj krasie nieznane:
Ani opuścić krainę drogą,
Ani żyć w obcéj nie mogą.
Lecz my śród obcych tracący siły
W tułactwa wieczystym znoju,
Gdzie prochy ojców, gdzie ich mogiły,
Nigdy nie spoczniem w pokoju:
Chram w gruzach, a zaś tron nasz — o, biada!
Urągowisko zasiada!

V. Nad rzekami Babilonu.

Nad nami, co nad rzeki Babilonu schniem,
Których ołtarze w gruzach, zaś ojczyzna snem,
Zapłaczcie, oto harfa bezstrunna się wala,
A kędy Bóg nasz władał — dziś czciciel Baala,
W jakiém źródle Izrael spłucze z stóp swych krew?
Kiedy zabrzmi w Syonie słodki ojców śpiew?
Kiedy melodje Judy serce rozweseli
Tych, którzy na jéj dźwięk niegdyś wzruszeniem drżeli?
O ty! plemię tułacze, gdzie kres dla twych prób?
Dla twych zdyszanych piersi, dla twych błędnych stóp?
Gołąb gniazdo, lis norę ma — uchron dla obu —
Człowiek ojczyznę swą — Izrael nic — prócz grobu.

VI. Po brzegach Jordanu.

Arabski wielbłąd błądzi po brzegach Jordanu,
Na pagórkach Syonu poświęconych Panu
Ołtarz Baala... nawet na Synai górze!
Nawet tam... a Ty, Panie? Przecz grom twój śpi w chmurze?


∗             ∗

Tu, gdzie palec Twëj kréślił kamienne tablice!
Gdzie cień Twéj chwały błysnął przed ludu źrenice!

Twój cień w purpurze ognia; — tak, cień Przedwiecznego!
Bo któżby mógł żyć, Ciebie ujrzawszy samego?


∗             ∗

O, zwróć ku nam wejrzenie w ogniach błyskawicy,
Wyrwij oszczep z ciemięzcy osłabłéj prawicy:
Dlugo-ż tyran Twéj ziemi deptać nie przestanie,
A chram stać bez czcicieli? O Panie! O Panie!

VII. Córka Jeftego.

Jeśli ojczyźnie, gdy Bogu, Panie,
Śmierć moja chwały przyczynić w stanie,
Jeśli zwycięstwo ślubem zdobyto?
Ach uderz, ojcze, w tę pierś odkrytą!
Dziewczęcych żalów nie ronią wargi,
Śród wzgórz nie błądzę z rzewnemi skargi,
Śmierć od cię lekka — ręce kochane
Bez bólu w serce zadadzą ranę!
A wierz w to — czysta krew córy twojéj,
Jak myśl ostatnia, co mię tu koi,
Jak prośba, aby — nim nóż pierś skrwawił —
Swój głos serdeczny mi błogosławił.
Na dziew solimskich zgłuchnij lamenty,
Jak mąż, jak sędzia — trwaj nieugięty!
Przez mię zwycięstwo dziś dał wam bój,
Wolna ojczyzna i ojciec mój!
Gdy krew mą — dar twój — wytoczą żyły,
Gdy zaniemieje głos dziś ci miły,
Ty się pamięcią swéj córy chlub,
Pomnąc na uśmiech, z jakim szła w grób.

VIII. O, ty zagasła.

O, ty zagasła w piękności swéj kwiecie!
Głaz ciężki grobu twego nie przygniecie;
Ale co wiosna nad świeżą darniną,
Najpierwsze w roku róże się rozwiną,
I cyprys smutne gałązki rozplecie,
I nad szemrzące fale lazurowe,
Często w niemocy boleść skłoni głowę,
A myślą tonąc w zadumie głębokiéj
Odejdzie z żalem, przyciszając kroki;
Szaleństwo! Zmąciż szmer te sny grobowe?

Ach, próżno płakać! Wiemy, że śmierć głucha
Nie dba na boleść i skargi nie słucha;
Czyż przez to skarg mniéj? lub mniéj łez żal roni?
Ty sam, co mówisz mi: „zapomnij o niéj!“
Zbladłeś — i twoja powieka nie sucha.

IX. Posępny duch mój.
1.

Posępny duch mój... O niech twoja ręka
O struny harfy potrącić pośpieszy;
Niech z pod pieszczonych palców twych piosenka
Łagodnym szmerem ucho me ucieszy.
Jeśli w mém sercu tli choć skierka mała
Drogich nadziei — ten dźwięk ją dobędzie;
Jeśli łza jedna w tém oku została —
Spłynie — i mózgu palić już nie będzie...

2.

Lecz graj pieśń dziką, głęboką, co wzrusza,
Niech pierwszy akord weselem nie brzęknie:
Pomnij, minstrelu, łez żądna ma dusza,
Gdy łzy nie trysną — serce moje pęknie...
Ach, bo to serce zdawna bólu syte,
Bezsenne, milcząc znosiło swą nędzę;
Dziś czas już skończyć — niech pęknie rozbite,
Albo — niech pieśni ulegnie potędze[1].

X. Płakałaś.

Płakałaś! — wielka łza świecąca
Błysła na ócz twych błękicie,
I zdała się jak rosa drżąca
Na listkach fijołka w rozkwicie.
Błysł uśmiech twój — i zgasły śćmione
Szafiry z ogniem zmiennym;
Bo czyżby mogły zrównać one
Źrenicom twym promiennym?
Jak słońca blask barwi obłoki,
A taka barw tych krasa,
Że, choć wieczorne zajdą mroki,
W noc późno nie zagasa,
Tak uśmiech twój — radości czystéj
W głąb smutku śląc wrażenia —
Zostawia odbłysk promienisty,
Co serca rozpromienia.

XI. Skończon twój dzień.

Skończon twój dzień, lecz chwały byt
Dziś w pieśni się zaczyna;
Przelaną krew, oręża zgrzyt
Ojczyzna przypomina;
Tryumfów blask, wolności świt
Wróconéj jéj przez syna!
Póki w nas cześć swobody trwa,
Twe imię nie zaginie!
Nie wsiękła w proch krew zacna twa;
Niech w żyłach naszych płynie;
Niech tchnienie twe bart piersiom da
Twych braci w téj krainie!
Gdy z wrogiem bój będziemy wieść,
To imię hasło poda!

Twą śmierć za pień swych weźmie treść
Dziew naszych rzesza młoda!
Zniewagą łzy, gdzie taka cześć!
Skon taki — to nagroda!

XII. Saul.

„Ty, co zaklinasz cienie grobowe,
Tu prorokowi stanąć każ“.
„O Samuelu, wznieś z grobu głowę!
Królu, oto wieszczbiarz nasz!“
Otworzyła się ziemia; on stał w chmurze mgławéj:
Z całuna bił blask zmienny — bledszy, to jaskrawy.
Śmierć przeglądała z oczu, co się martwo szkliły,
A ręka była wyschła, a uwiędłe żyły;
Wycieńczone piszczele z obnażoną kością
Błyszczały zdala jakąś straszliwą białością;
Z ust zwartych, z piersi żadnym nie wstrząsanéj ruchem
Wyszedł głos, jakby wiatru szum w podziemiu głuchem.
Sauł rażony trwogą padł, w prochu się tarza,
Jak dąb, kiedy grom nagły zwali puszcz mocarza.
„Budzą mię? Kto śmiałek ten,
Co zakłóca zmarłych sen?
Tyś to, królu? Patrz na te
Bez krwi, skrzepłe członki me:
Takim przy mnie jutro już
Legniesz ty i twoi tuż:
Nim dzień jeden zdoła zbiedz,
Ty z twym synem macie ledz,
Żegnaj, lecz na jeden dzień,
Potém wspólny grób, proch, cień...
Widzę w polu wpośród ciał
Ty i syn pod gradem strzał;
Jeszcze miecz przy boku twym,
Ty w pierś własną godzisz nim;
Bez głów... koron... Och padł grom...
Legł król, syn, Saulów dom!...

XIII. Pieśń Saula przed ostatnią bitwą.

Boje, wodzowie, w boju pańskim tym,
Gdy miecz lub strzała utkwią w sercu mém,

Niech trup królewski nie cofnie was wstecz:
Niech w piersiach wroga każdy topi miecz!
Ty, który nosisz mój puklerz a łuk,
Gdyby me hufy z pola pognał wróg,
U stóp twych złóż mię niosąc krwawy cios!
Dla innych bojaźń — Saul przyjmie los.
Zegnajcie wszyscy, lecz ty przy mnie stój,
Najmilszy z synów, dziedzicu ty mój!
Świetnym dyadem, potężnym jest tron,
A gdy dziś legniem — królewski to zgon!

XIV. „Wszystko jest marnością, mówi kaznodzieja“.

Syt byłem władzy, mądrości, chwały,
Miłości, lat młodych, siły;
W czasach mych wszelkie wina kraśniały,
Wdzięki pieszczotą darzyły:
Serce me grzały ócz pięknych zorze,
Duch miękł w rozkoszy weselnéj;
Posiadłem wszystko, co świat dać może,
Czego pożądać śmiertelny.

∗             ∗

I oto szukam dnia w méj pamięci
Z téj życia wędrówki długiéj,
Czy mię choć jeden szczęściem nie nęci,
Bym go chciał przeżyć raz drugi?
Lecz gdzież dzień taki, godzina, w któréj
Rozkoszy gorycz nie zmąca?
Każdy szmat świetnéj królów purpury
Żółć zbryzgać musi gryząca.

∗             ∗

Sztuka, czar zaklęć polową żmiję
Z szkodliwych jadów rozbroi,
Lecz węża, co nam serce obwije,
Jakież zaklęcie ukoi?
Słowa mądrości przebrzmią bez śladu,
Melodja śpiewna nie wzruszy,
I wiecznie będzie czuć żądło gadu,
Kto w swojéj nosi go duszy.

XV. Gdy śmierci chłód.

Gdy śmierci chłód dotknie cierpiącéj gliny,
Dokąd się duch ma nieśmiertelny zwrócić,
Gdy ani skon, ni ziemskie dlań dziedziny,
A lichy proch musi za sobą rzucić?
Czy z ciała więź odtąd wyswobodzony
Przez nieba mknie z planety każdéj tokiem?
Czy sobą świat wypełnia nieskończony,
Jak gdyby był dlań wszechwidzącém okiem?
Bez granic, form, — istność wieczyście młoda,
Ukryta nam, lecz sama wszędzie wnika,
Dojrzy i wnet pamięci wszystko poda,
Co ziemia ta i niebios kraj zamyka:
Najsłabszy ślad przeszłości dawno zbiegłéj,
W pamięci mgłach kryjący się gdzieś mrocznie,
Duchowy ten obejmie wzrok rozległy,
Wszystko mu wraz przedstawi się widocznie.
Nim ziemski glob mogło „Stwarzania“ dzieło
Zaludnić — w toń chaosu wzrok ten pada,
W najdalszą głąb, gdzie niebo się poczęło
I kolej zmian rozwoju jego bada.
Co przyszły czas ma zdziałać albo zniszczy,
Wyzywa duch, widokiem się tym poi,
Gaśnie sto słońc, tam runął świat w stos zgliszczy,
A duch wciąż trwa w téj niezmienności swojéj.
Nad miłość, lęk, nienawiść i nadzieje,
Przeczysty on i beznamiętny wzlata:
Jak ziemski rok są dlań stuleci dzieje,
A nakształt mgnień migają jego lata;
Wciąż naprzód! wzwyż! Przez bytów wszech odmęty,
Bez skrzydeł piór unosi się w przestworze,
Bez nazwy treść, pierwiastek nieujęty,
Niepomny już, że śmierć gdzieś istnieć może.

XVI. Widzenie Baltazara.

Baltazar siadł na tronie
Wkoło satrapów tłum:
Lamp tysiąc w sali płonie,
Wre uczty gwar i szum.
Przynoszą złote czary,
Które czcił Judy syn,

Bezbożnik te puhary
Napełnia płynem win.
A w téjże chwili — w blasku
Zajaśniał dziwny znak,
Na ścianie, jak na piasku
Dłoń kreśli głosek szlak:
To cień samotnéj ręki,
Kształt ludzkich palców był,
Co jak na glinie miękkiéj,
Na murze napis rył.
Król dostrzegł tajemnicę,
Ucisza uczty szał:
I zbladło jego lice
I głos mu w mowie drżał:
„Niech wszystkich, ktoby wróżył,
Najmędrszych w świecie zwą
Tłómaczyć dziw, co schmurzył
Królewską radość mą!“
Chaldejskich ziem wieszczkowie
Od dawnych słyną dni;
Dziś milczą — w obcéj mowie
Wciąż groźnie napis lśni.
Babilon um głęboki
Szanuje starców swych,
Lecz dziś i te proroki
Zawiodła bystrość ich.
A wtém młodzieniec stanie,
Z dalekich jeniec stron,
Usłyszał rozkazanie
I wróżbę pojął on.
Lamp wkoło płonął wianek,
On przed napisem stał;
Wyczytał w noc, — a ranek
Świadectwo wieszczbie dał:
„O królu, tron się wali,
Otwarty grobu loch;
Tyś zważon jest na szali,
A lekkiś jako proch,
Całuny miast purpury,
Twój namiot grobu schron;
Med zbliża się pod mury,
Pers twój zagarnia tron!“

XVII. Ty, bezsennych słońce.

Gwiazdo melancholiczna, ty, bezsennych słońce,
Co przez łzy nam zdaleka ślesz swe światła drżące
I ujawniając ciemność, nie rozpraszasz cienia,
O jakżeś ty podobna do szczęścia wspomnienia!

∗             ∗

Tak świeci przeszłość nasza, to zgasłych dni zorze,
Która się nam promieni, lecz grzać już nie może;
Nocy pochodnio, zna cię boleść czuwająca:
Widnaś, lecz ach daleko! ach, chłodna... choć lśniąca!

XVIII. Jeślibym fałsz miał w sercu.

Jeślibym fałsz miał w sercu, jakeś mię osądził,
Czyżbym od Galilei zdala wiecznie błądził?
Wszak dość wyrzec się wiary, bym po wszystkie czasy
Starł klątwę, którą ty zwiesz zbrodnią mojéj rasy.
Jeśli złość nie zwycięża — więc pan ci łaskawy!
Jeśli grzech piętnem niewoli — tyś wolny, więc prawy!
Jeśli tułacze ziemscy i u nieb podwoi
Wyklęci — żyj w twéj wierze — ja chcę umrzéć w mojéj.
Dla niéj — cokolwiek dałbyś — jam więcéj postradał,
Wié to Bóg, co dopuszcza, byś ty szczęściem władał!
W Jego ręku nadzieje, serce me — tyś w swoje
Wziął kraj, życie — bierz: przy Nim ja o to nie stoję.

XIX. Żal Heroda za Maryamną.

Maryamno, krwawi się i miota
Serce, co twą przelało krew:
W krwi zgasła mściwość, a zgryzota
I boleść zastąpiły gniew.
Gdzieś ty? nie słyszysz?... Duch znikniony,
Gdyby skarg gorzkich słuchać mógł,
Przez ciebie byłbym rozgrzeszony,
Choćby odrzucił mię sam Bóg.
Więc niéma jéj? Więc zazdrośnego
Mogliście szału słuchać wy?
W niéj siebiem skazał ja samego:
Ten mściwy miecz nademną drży.

Lecz tyś już trup, moja miłości
Zabita! Próżny zaklęć głos;
Twój duch gdzieś w wyższych sferach gości,
Gdy gardząc życiem żyć — mój los.
W grobie wspólniczka méj korony
A z nią wraz szczęścia mego świat;
Przez nią z pnia Judy kwiat strącony,
Co dla mnie tylko kwitnął rad.
Jam zbrodniarz! Dla mnie żar piekielny,
Ten wiecznych zgryzot w sercu wąż;
Mąk słusznych ogień nieśmiertelny,
Co trawiąc wszystko sam trwa wciąż!

XX. Na dzień zburzenia Jerozolimy przez Tytusa.

Z ostatnich wzgórz, skąd jeszcześ dla oka widomy,
Jam patrzał, o Syonie, gdyś padł pod miecz Romy:
Zaszło ostatnie słońce twe, a me spojrzenie
Odbiło stosu twego pogrzebne płomienie.
Szukałem twéj świątyni i méj strzechy nizkiéj,
Na chwilę o niewoli zapomniałem blizkiéj;
Jednom dojrzał — Przybytek twój płonął pożogą:
Spojrzałem na me dłonie — skute — mścić nie mogą.
Ach, z tych wzgórz — dzisiaj świadków strasznego widoku,
Ileż razy na gród ten patrzałem o zmroku,
Kiedy ostatnich blasków zachodu odbicie
Skrzyło się na świątyni i na góry szczycie.
Dziś — z tychże samych wyżyn źrenica patrząca
Nie mogła dostrzedz blasków zachodniego słońca!
Och, czemu mi nie zabłysł zygzag piorunowy!
Czemu grom nie padł z niebios na zdobywców głowy
Lecz świątyni Jehowy obcy nie znieważy,
Gdzie Pan miał tron — poganin nie wzniesie ołtarzy;
Lud rozproszony, gnany w poniżeniu srogiem,
Ciebie tylko czci, Ojcze, Tyś jeden mu Bogiem.

XXI. „Nad rzekami Babilonu siedzieliśmy i płakaliśmy“.

U wód Babilonu siedliśmy ze łzami,
A ten czas okropny w pamięci nam stał,
Gdy wróg, brodząc we krwi pod grodu bramami
Szturmem święte mury Jeruzalem brał,

A córy Syonu rozdzielając z nami,
Śród jęków i płaczu na obczyznę gnał.
Gdyśmy na prąd rzeki patrzali boleśnie,
Co wolno u naszych przepływała nóg,
„Śpiewajcie! — wołano — hej, gdzie wasze pieśni?“
Nie, tego tryumfu nie doczeka wróg!
Wprzód zbezwładnionéj dłoni ręko każda zeschnij,
Nim ktoś z nas przed wrogiem harfy tknąćby mógł.
Na gałęziach wierzby harfa zawieszona,
O Solimo, wolnym winien być jéj ton;
Jedyna pamiątka przez nas uniesiona
W dniu, gdyśmy twéj chwały oglądali skon:
Dziś go nie wywoła ręka ujarzmiona,
I z głosem zwycięzcy nie zmiesza się on!

XXII. Klęska Sennacheryba.

Jak wilk na stado — na nas przypadł syn Assura,
Na jego hufach lśniły złoto i purpura,
A ostrza dzid błyszczały jako w falach zorze,
Gdy w noc brzeg Galilei kąpie sine morze.
Liczni, jak liść, gdy lato zieleni konary
Lasów, szli o zachodzie szeleszcząc sztandary,
I jako liście leśne, gdy tchnie wiatr jesieni,
Nazajutrz legli w prochu martwi, rozproszeni. —
Bo anioł śmierci skrzydła na wichrze rozpłynął,
Tchnął w oblicze najezdcy — i najezdca zginął;
Zagasł wzrok wojowników, stężały powieki,
Serca raz jeszcze drgnąwszy, ucichły na wieki.
Patrz, tu padł rumak, nozdrze jeszcze w górę trzyma,
Lecz już nie duma dawna tak mu je rozdyma;
Wkoło trawę konania ubieliły piany,
Chłodne jak szron na skale przez morze zraszanéj.
Tam, z zmienionemi rysy wybladli żołnierze,
Rosa przypadła czoła, a rdza ich pancerze;
Zwinięte ich sztandary, milczące namioty,
Milczy spiż trąb, rzucone pociski i groty.
I słychać krzyk ogromny wdów Assura szlochu,
Pokruszone bożyszcza walają się w prochu;
Bez miecza moc pogańska i mnogie szeregi,
Przed Twém spojrzeniem, Panie, stopniały jak śniegi.

XXIII. Z księgi Joba.

I przeszedł duch przedemną, nocą bez zasłony
Oglądałem go; świat był dokoła uśpiony;
Cisza — jam tylko jeden patrzał czuwający,
Na cień bez form wyraźnych, lecz boskością tchnący:
Dreszcz przeszedł mi po kościach, włos wstał, ledwiem dyszał,
Gdy jakoby szum wiatru takim głos usłyszał:


∗             ∗

Azaż się sprawiedliwszym człowiek sądzi w czynach,
Czystszy niż ten, co dojrzał skazy w serafinach?
Mieszkańce prochu, twory z gliny ulepione —
Owad je przetrwa — azaż prawsze nadeń one?
Jestestwa marne, kruche, dnia mające trwanie,
Niebaczne na Mądrości światło, ślepe na nie.



KONIEC.






  1. Podajemy odmiankę tego tłómaczenia, zastosowaną co do ilości rymów ściśle do oryginału:
    IX.
    Posępny duch mój... O niech pośpieszy
    Dotknąć strun lutni ręka twa biała;
    Niech cichym szmerem słuch mój ucieszy,
    Pieśń z pod pieszczonych palców rozbrzmiała.
    Jeśli w mém sercu jest choć skra mała
    Drogich nadziei dźwięk ją dobędzie:
    Jeśli łza jedna w oku została —
    Spłynie — i mózgu palić nie będzie.
    Lecz graj pieśń dziką, co głębią wzrusza
    Nie trąć w wesela nuty szalone;
    Pomnij, minstrelu, łez żądna dusza,
    Pierś pęknie jeśli nie trysną one.
    To serce z dawna bólem pojone
    Bezsenne, milcząc niosło swą nędzę;
    Czas skończyć — niech już pęknie skruszone,
    Lub niech ulegnie pieśni potędze.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Gordon Byron i tłumacza: Zofia Trzeszczkowska.