[87]Sen.
W południe więzień zasnąłem ubogi,
Aż mi sen wdzięczny tę przysługę sprawił,
Żem swą dziewczynę całował bez trwogi
I w jéj gładkości myśli moje bawił;
I obłapiając depozyt tak drogi,
Wszystkie-m na stronę frasunki odprawił.
A zbytnia radość ledwie mi żywota
Nie wzięła, duszy otworzywszy wrota.
Taką uciechą będąc upojony,
Ulałem potem zapalone skronie
I ze sił wszystkich swoich obnażony
Padłem wpół-martwy na jej ślicznym łonie.
I widząc, że głos ustawał zemdlony,
Krzyknąłem, jak ów, co z przygody tonie,
Katuj mię, przebóg, stanie-ć za odpusty:
Gdy zahamujesz duszę w ustach usty.
Tu-m zamknął mowę, a ona bez mowy,
Widząc mię bez tchu i bez życia znaku,
Zemdlonej dźwiga i podnosi głowy
I usty swemi całuje bez braku
W usta i w oczy, i wdzięcznemi słowy
Dodaje słodkim pieszczotom przysmaku:
[88]
Jeźliże, mówi, śmierć twoja prawdziwa,
Czemuś ty umarł, a ja-m czemu żywa?
I już poczęła myśleć, jaką raną
Dać wolną drogę pięknej duszy z ciała,
Kiedy się śmierć jej ruszyła stroskaną
Gładkością, i mnie żyć znowu kazała;
A ona z twarzą łzami farbowaną,
Żyj śmiele, rzekła, abym zawsze miała
Zwycięstwa mego ten znak niewątpliwy,
Że, kto tak kona, dłużéj będzie żywy.