<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Przerwa-Tetmajer
Tytuł Senne marzenie
Pochodzenie Poezye I
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1905
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa, Kraków
Źródło skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Senne marzenie.

I.

Nieskończoną morską toń
Pruje nasza lotna łódź —
Jam od wiosła odjął dłoń,
I ty wiosło twoje rzuć.

Cicho — żaden wiatru wiew
Niezamąca ciszy fal — —
Srebrnopiórych stada mew
Odleciały kędyś w dal...

Cicho, pusto — — woda lśni
Od złocistych słońca skier;
Lekkie, białe błądzą mgły
Wśród świetlanych, sennych sfer.

Patrz — — w oddali modrej ztąd
Coś majaczy w oczach nam — —
Jakiś cichy widać ląd,
Wyspa jakaś — — płyńmy tam...





II.

Cicho i pusto... Palmy zielone
Baldachim z liści zielonych kładą,
Kaktus ponsową otwarł koronę,
Lilje otwarły swą czarę bladą,
Róże, storczyki i heliotropy
Zapach nam z barwnych kielichów szlą,
Białe konwalie roszą nam stopy
Rosy z listeczków opadłą łzą.

Patrz — różnobarwnych ptaków gromada
Pośród palmowych liści przelata
I na ramiona nam prawie spada
Ta szczebiocząca rzesza skrzydlata.
Patrz — nie płoszymy naszym widokiem
Chybkich antylop wśród bujnych łąk;
Zdumionem na nas spojrzały okiem,
Zda się, że jadłyby z naszych rąk.

Patrz: jakąś grotę obrosły tuje,
Oplotły bluszcze i dzikie wino;

Wśród nich się powój kwiecisty snuje,
A w gąszczu słońca promienie giną.
A kiedy z roślin wiatr lekki strąca
Kropelkę rosy: ta zrazu lśni
Jak gwiazda z nieba opadająca,
A potem gaśnie, jak gasną sny...

Wejdźmy w tę grotę... Cisze tajemne
I ciemność wielka... Idźmy powoli...
Może spotkamy duchy podziemne,
Których gdzieś orszak tutaj swawoli.
Może gdzieś błyśnie ku nam widziadło
Krwawym kagańcem... Może się tam
Za nami wejście groty zapadło
I tu na wieczność pozostać nam...





III.

Jak cicho... Nocny czar
Na miasto zstąpił już;
Umilknął ulic gwar —

Słowiki słychać z róż,
Na niebie miesiąc lśni,
Łódź srebrna ciemnych mórz.

Miesiąca płomień drży,
Jak złota, drżąca nić,
I dzierga błędne mgły —

O luba! Chodźmy śnić...
Wśród nocnych słodkich cisz
W ramiona twe mnie chwyć...

Patrz w niebo! Wokół, wzwyż
Czar niepojęty tchnie...
O luba! Czemu drżysz?

»Bo kocham, kocham cię!...«





IV.

Całe miasto w ogniu skrzy,
Łuną gore nieba strop;
Tu z pochodni dymu mgły
Wznoszą się nad domów dach,
Tam z rakiety ognia snop
Leci w górę w złotych skrach,

Maski tańczą, dzwonki brzmią,
Różnobarwny miga tłum;
Kolorowe światła lśnią
Wyiskrzając złoty szych,
Katedralny stary tum
Czasem świeci w światłach tych.

Kwiaty lecą z rąk do rąk,
Aż z powietrza bije woń;
Lecą nakształt barwnych wstąg —
Oto kwiaty: rzucaj, masz!
Oczy twoje, oczy słoń!
Ktoś ci kwiaty rzuca w twarz...


Śmiechy, krzyki!... Wet za wet
Kwiatów mu rzuciłaś pęk...
Kastaniety słychać, flet,
Brzęczą struny harf i lir —
Krzyki, śmiechy, hałas, brzęk,
Upojenie, zamęt, wir...

Różnobarwny wkoło tłum,
Tysiąc świateł skrzących lśni;
Słychać dziwny gwar i szum,
Jakichś masek ciągnie rój — —
Płomień pali się w mej krwi,
Chodźmy w tłum ten, skarbie mój...

To karnawał — zamęt, wir,
Upojenie, obłęd, szał,
Brzęczą struny harf i lir,
Słychać śmiechy, krzyki, śpiew,
Zda się — Bacchus dawny wstał
W gronie swoich pustych dziew.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Przerwa-Tetmajer.