Sensacyjny zakład/1
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sensacyjny zakład |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 17.3.1938 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Tytuł cyklu: Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Lord Edward Lister, Tajemniczy Nieznajomy, bohater licznych przygód, stał przed lustrem, poprawiając goździk w klapie swego fraka.
Wszystko znamionowało w nim gentlemana. Niewielu ludzi w Londynie mogło z nim konkurować pod względem elegancji.
Zadowolony ze swego wyglądu, odwrócił się od lustra. Monsieur Lambert zarzucił mu na ramiona wspaniale futro sobolowe.
— Piotrze, czy baron Brand już jest gotowy? — zapytał służącego, biorąc z jego rąk cylinder i laskę.
— Tak jest, baron czeka w korytarzu. Czy otrzymam jakieś dyspozycje na noc?
— Być może, że około północy wrócę do domu wraz z kilku panami na czarną kawę. Na wszelki wypadek proszę przygotować wszystko w palarni.
Lokaj skłonił się w milczeniu.
Odprowadził pełnym przywiązania wzrokiem swego pana.
— Niezwykły człowiek! — rzekł do siebie, gdy Lord Lister zniknął za drzwiami. — Czemuż nie porzuca awanturniczego życia i nie poślubia najpiękniejszej i najbogatszej panny w całej Anglii? Gdzież podziały się te szczęśliwe czasy, gdy razem ze starym lordem mieszkaliśmy na zamku Castle Hill?
Z głębokim westchnieniem stary służący zabrał się do sprzątania pokoi. Gdy skończył, zszedł do suteryn, gdzie mieściły się mieszkania dla służby.
W willi na Regentpark gospodarstwo prowadziła żona lokaja oraz młoda kobieta, daleka krewna lorda. Lord Edward mógł liczyć na te trzy osoby, złączone najściślej z jego rodziną. Znali oni wszystkie jego przygody i wiedzieli, że przedsiębierze je tylko z litości dla pokrzywdzonych i nieszczęśliwych.
Przeszło rok zamieszkiwał pod nazwiskiem lorda Herberta Stamforda luksusową willę w Londynie na Regent Park i nikt nie podejrzewał nawet, że Herbert Stamford i lord Edward Lister to jedna i ta sama osoba.
Przeobrażał się w zupełnie genialny sposób, tak, że bogacze, ograbieni przez niego z nabytego w nieuczciwy sposób majątku, oraz inspektor policji Baxter nie mogli nigdy go poznać.
W ten sposób Raffles odgrywał w praktyce rolę opatrzności. Raffles wraz ze swym przyjacielem Charley Brandem, którego nazywał baronem, człowiekiem o dziesięć lat od niego młodszym, wybierał się tego wieczora do klubu Alabama, położonego w jednym z najwytworniejszych pałaców londyńskich.
Tak, jak co wieczór, członkowie klubu siedzieli dokoło stołów, grając w warcaby, bilard lub w inne niewinne gry, ponieważ gry hazardowe były zakazane w klubie.
Na kominku płonął suty, wesoły ogień.
Na widok Rafflesa wyciągnęły się ku niemu przyjazne dłonie.
— Podziękujmy Bogu... ukazała się gwiazda naszego klubu — rzekł żartobliwie stary lord Cramster prezes klubu Alabama.
Raffles usiadł obok niego w fotelu.
— Co nowego na świecie, lordzie Stamford? — zagadnął prezes.
— Czy czytał pan dzisiejsze pisma? Znalazłem w nich coś ciekawego.
— Czytałem, ale nic nie spostrzegłem....
— Otóż w Austrii miał miejsce wypadek nie notowany dotąd w żadnej kronice kryminalnej. Jakiś fałszerz podrobił banknoty państwowe, puścił je w obieg, przyznał się do winy i został przez sędziów uniewinniony.
— To absurd — zawołał znany sędzia sir Thompson — musi tkwić w tym jakiś błąd.
— Nic podobnego — odparł Raffles. — Wypadek przedstawiał się dokładnie tak, jak panu opisałem...
— Niemożliwe — ozwały się liczne, pełne powątpienia głosy.
— Może lord Stamford zapomniał o pewnych okolicznościach, które doprowadziły do uniewinnienia, albo też nie chce ich nam powiedzieć dla wzbudzenia większego zainteresowania?..
— Nie, panowie, nic przed wami nie skryłem.
— Proszę nam w takim razie opowiedzieć całą historię.
— Pewien młody lekarz oddał się studiom nad mikrobami malarii. Ponieważ był bardzo biedny i państwo nie pomagało mu w jego prawach, postanowił z rozpaczy fałszować banknoty państwowe. Pomagała mu w tym jego kochanka, czterdziestoletnia stara panna, która pieniądze te puszczała w obieg. Młody uczony odkrył w bagnach Dunaju, niedaleko Wiednia, olbrzymie gniazdo mikrobów, czym oddał społeczeństwu niesłychane usługi.
Zaledwie Raffles skończył stary sędzia zawołał ze zdenerwowaniem.
— Wina tego człowieka jest tak oczywista, że wyrok uniewinniający uważam za sprzeczny z prawem.
— Jakto? — padły głosy oburzenia.
— Panowie — rzekł sędzia — Jakkolwiek młody lekarz oddał społeczeństwu pewną przysługę swymi zdobyczami naukowymi, znieważył je jednocześnie przez popełnienie ciężkiego przestępstwa. Dokąd byśmy doszli, gdyby ludziom wolno było popełniać zbrodnie nawet z najidealniejszych pobudek.
Podniosła się burza protestów.
— Zostawmy tę dyskusję — ozwał się donośny głos przewodniczącego. — Radziłbym natomiast abyśmy urządzili zbiórkę dla tego szlachetnego młodzieńca, aby mógł w przyszłości kontynuować swe studia.
— Proszę mi pozwolić wyjaśnić pobudki, jakie prawdopodobnie kierowały sędziami — rzekł Raffles. — Otóż sędziowie ci zdawali sobie sprawę, że mają do naprawienia błąd, popełniony przez państwo wobec jednostki. Stąd wyrok pozornie sprzeczny z prawem.
Członkowie klubu wyciągnęli książeczki czekowe i wypisali odpowiednie sumy.
Raffles zwrócił się do sędziego Thompsona.
— Wspomniałem panu kiedyś o człowieku, którego karierę przestępczą mógłbym porównać do tego wypadku — rzekł. — Myślę o Johnie C. Rafflesie.
— Co z nim się stało? — ozwały się liczne głosy. Już od tygodnia nic się o nim nie słyszy.
— Może sławny inspektor policji Baxter jest na jego tropie?
— Nie sądzę — odparł Raffles, śmiejąc się — Mam dobrą pamięć wzrokową: widziałem, go wczoraj w teatrze.
— Czy z Rafflesem? — zapytał ktoś złośliwie.
— Nie znam niestety tego gentlemana — odparł Stamford. — Gdyby jednak zechciał mi pan go przedstawić, byłbym bardzo panu wdzięczny.
— To musi być niezwykły człowiek — rzekł lord Purstone — gdyby zechciał, potrafiłby z pewnością zaaresztować samego Baxtera.
— Poszedł pan trochę zadaleko — odparł lord Parkins — uważam, że prasa traktuje Baxtera po macoszemu, robiąc z niego błazna i niedołęgę. To człowiek poważny i prędzej czy później zdoła przymknąć naszego gentlemana-włamywacza.
— Wątpię mocno — odparł lord Stamford, alias Raffles. — Jestem raczej zdania lorda Purstone, że Raffles potrafiłby zaaresztować Baxtera w samym komisariacie policji.
— To byłaby dopiero zabawa! — zaśmiano się — To niemożliwe.
— Czemu? — zapytał lord Stamford. — Gotów jestem, nie znając osobiście ani Baxtera, ani Rafflesa, założyć się o sporą sumę na cel dobroczynny, że taka sytuacja jest możliwa.
Słowo zakład podziałało na Anglików jak iskra elektryczna.
— Niestety, moi panowie — odezwał się prezes. — Tego rodzaju zakład jest niewykonalny...
— Jakto? — odparł lord Stamford. — Możemy dać znać o zakładzie naszemu Tajemniczemu Nieznajomemu przez ogłoszenie w pismach. Jestem pewien, że zgodziłby się aby sumy zakładu zostały przelane na jakiś cel szlachetny, naprzykład, na pomoc biednemu lekarzowi. Ja stawiam sto funtów, które wypłacę Parkinsowi w wypadku, gdyby Rafflesowi nie powiódł się żart. Jeśli żart uda się, pan lordzie Parkins, zapłaci sto funtów lekarzowi w Wiedniu.
— Zgoda — odparł Parkins, wyciągając książeczkę czekową, przy akompaniamencie ogólnego śmiechu.