[210]SIANOBRANIE.
Na sianożęci
objętej szarą olsz obręczą
żałobne święto dziś się święci
i jakaś krwawa msza się prawi — —
w rękach kosiarzy,
co jakby długi klucz żórawi
zwartym łańcuchem wzdłuż stanęli,
ze zgrzytem kosy dźwięczą,
mordercze, ostre kosy!...
W kropel srebrzystej bieli,
co z kwietnych zwisły wiech,
słonko się żarzy
i te łzy zielne osusza — —
krawędzią łąki, jak dziad obdarty, bosy,
jak pogorzelisk drwiący śmiech —
kroczy ugorów, niw i łąk błędna dusza!...
Koszą kosiarze...
Stojących ziół za każdem cięciem wciąż ubywa...
Już popod olsze została łąki ledwie grzywa,
w której się mnoga rzesza
przeróżnych stworzeń skupia...
ZgrzyrZgrzyt, co się z ostrych kos wykrzesza
na tułactw miedze iść im każe...
Koniec... Pokosy wpoprzek sterczą:
zaległa łąkę cisza trupia...
[211]
Życie miliardów dziś przecięto
kosą morderczą — —
Na sianożęci umarłych dzisiaj święto!...
Upalny dzień z ziemi się zwolna stacza,
kędyś w zachodu otchłanie,
złocąc pochyłe kłosy zbóż:
od olsz nad łąką po wązkim chłopskim łanie
kładą się wzdłuż
cienie olbrzymy, jak smętna pieśń żebracza...
A ponad łąką unoszą się skrzydlate
sny ziół powiędłych w słońca skwarze,
sny zamienione w rzekę woni,
w balsamów chmurę,
we wstęgę dymów kadzideł na obiatę
promiennym gwiazdom w nieb obszarze
śniącym bóstwom w pól ustroni — — —
Na brzegu łąki usiadł chłop i głowę
na ręce wsparłszy w olsz cienie wpatrzył się ponure
i myśli swoje, jak zmierzch wieczoru płowe,
na każde źdźbło powiędłych kwiatów mota
i o pogodę drży dla swego skarbu — swego siana —
Pól dusza, w wilgoć wieczornej mgły odziana,
muszcze skrzydłami zmarszczoną jego twarz,
nucąc: »Śnij, chłopie, śnij i marz,
ale niedługo... jutro — słota!!!«