Sieroce dole/Tom III/VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sieroce dole Tom III |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Nakładem Michała Glücksberga |
Data wyd. | 1886 |
Druk | Drukarnia S. Orgelbranda Synów |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
O wieczerzy i pojedynku zrazu nie wiedziała nic Adolfina; Dramiński starannie to przed nią ukrywał; niespokojnie tylko dopominała się o wizytę Mieczysława jako doktora. Uderzyło ją potem pomieszanie na twarzy męża, zwykle dla niej niemającego tajemnic — i nieustanne wycieczki w tym dniu, gdy się pojedynek miał odbywać. Dramiński zdobył się na heroiczne jakieś kłamstwo i znikł z domu. Nie mogła się dowiedzieć od nikogo co się stało, a czuła iż coś stać się musiało. Cały dzień spędziła tak w największej niespokojności, gdy ku wieczorowi zdyszany, zmęczony, poczciwy Dramiński powrócił i począł od całowania rączek, przepraszając że się po kawalersku zahulał. Wolał już żeby go za to łajała żona, niżby się domyśliła co się stało. Adolfinę nie tak łatwo było oszukać — męża znała doskonale, w twarzach ludzkich czytała z przenikliwością wielką; te ruchy, latania, szepty, tajemnice kazały jej się domyślać czegoś więcej, niż hulanki. Dramiński czoło miał pofałdowane i oczy zapadłe — zamyślał się i wzdychał. Tego dnia wszakże, zachodząc z różnych stron, nic z niego dobyć nie potrafiła — miała tylko tę pewność, iż się z czemś tai. Kilkodniowa niebytność Mieczysława zwiększała jej niepokój.
Żeby Dramiński mógł być o niego zazdrosnym, to jej nawet na myśl nie przyszło; nadto go dobrze znała, by o to mogła posądzić... Cóż się więc tak tajemniczego działo? — Mąż Adolfiny w nieustannych był pochodach dla dowiedzenia się o Mieczysławie, latał do Martyniana, na ulicę Franciszkańską, dotarł do niego nareszcie i dowiedział się zdumiony, że z żoną się rozstał. Nie mógł się doprosić, ażeby dla niepoznaki z wesołą twarzą przyszedł się pokazać Adolfinie. Ta się nieustannie o niego dopominała. Gdy w ostatku Dramiński oświadczył, że Mieczysław trochę chory na kaszelek — oburzyła się żona na niego.
— Pleciesz mi od kilku dni — zawołała, niewiedzieć co — i chcesz żebym uwierzyła, plączesz się, bałamucisz. Ja tego nie zniosę dłużej! Mów mi zaraz co się z Mieczysławem stało. Przykazuję ci!
— Moja duszeczko — rzekł Dramiński, żebyś mi dała słowo, że się zachowasz spokojnie to ci wszystko powiem, bo mnie samego dławi, ale jak zaczniesz się niecierpliwić...
— Będę spokojna — mów!
Dramiński rozpoczął od opowiadania o wieczerzy, żona słuchała z zaognionemi oczyma i policzkami. Przyszło do wyzwania, porwała się, nie dając mu dokończyć, i krzyknęła na głos, łamiąc ręce.
— Mieczysław zabity! a! ja nieszczęśliwa! zabity!
Jakkolwiek bardzo cierpliwy, Dramiński niemal się obraził tą oznaką czułości nadzwyczajną; czułość dla żony wprędce jakoś tę przemijającą urazę zwyciężyła. Adolfina zaczynała mdleć.
— Ale nie zabity... na Boga! uspokój się.
— Ranny?
— I nie ranny! Jak Boga kocham — rzekł Dramiński. Gdyby mnie co spotkało, nie desperowałabyś pewnie więcej.
Adolfina w milczeniu rzuciła nań wejrzenie, którego nie zrozumiał.
— Mów, co się stało?
— Cóż się stało! co! kończył Dramiński, wracając do czułości swej dla żony. — Mieczysław, nie umiejąc strzelać, zabił Bullera. Otóż masz!
— Dobrze zrobił! krzyknęła Adolfina.
— I na tem nie koniec: w skutek tego co mu Buller nagadał na Serafinę — oni się rozwodzą!
Dramińska porwała oburącz dłoń męża, który ją pocałował w policzki.
— Powiadasz że się rozwodzą?
W oczach jej taka błyskała radość, takie jakieś uszczęśliwienie, że poczciwy mąż nie mógł pojąć co ono znaczyć miało.
— I to ciebie cieszy że oni się rozwodzą? zapytał.
— Mnie? — zapewne — odpowiedziała żona — miał się z nią męczyć, czyż nie lepiej? Zamilkła i dodała pocichu:
— Noga moja u niej nie postanie.
— Ani moja — rzekł Dramiński. Okazuje się z tego co nieboszczyk Buller mówił, (szczerze mi żal tego waryata) iż jejmość co tak grała noli me tangere, świata pono i dramatu spróbowała dużo! dużo!
Ta uwaga męża wywołała uśmiech na usta Adolfiny.
Najdziwniejszem ze wszystkiego było, iż Dramińska która przez kilka dni osłabioną i chorą była ciągle, nagle cerę i żywość, niemal zdrowie zupełne odzyskała. Czyż nie bardzo poczęła się zajmować całą tą sprawą.
— Co to te kobiety! — mówił w duchu mąż — nerwowe! same nerwy! im byle tylko się czem zająć, i zdrowie wróci i siła. Adolfiny nie poznać, a to jedynie dlatego, że się nie nudzi i ma o czem gadać!
Ruszył ramionami. — Ten tego zabił, ta tego porzuciła, jest o czem mówić, jest o co pytać, o czem paplać! Poczciwa ta Adolfina, a zawsze przecie kobiecina jak i drugie.
I uśmiechnął się z wynalazku poczciwy Dramiński.