<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Siostry bliźniaczki
Podtytuł Powieść
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1896
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIII.

Hrabia Emanuel siedział przez kilka minut zamyślony, poczem, podniósłszy opuszczoną na piersi głowę, rozpoczął:
— Mam lat siedmdziesiąt pięć i jestem u schyłku życia. Przed kilkoma tygodniami jeszcze czułem się zdrowym i silnym, lecz nieszczęścia, które spadły na Francyę, zadały mi cios w samo serce i skróciły życie. Paralityczny atak, któremu uległem, był tak wyraźnem ostrzeżeniem, że łudzić się pod tym względem nie mogę. Dzięki doktorowi Pertuiset żyję jeszcze, ale to potrwa nie długo. Dni moje są policzone! Żyłem dość długo i zdaje mi się, że spełniłem moje obowiązki. Sumienie nic nie wyrzuca mi, nie lękam się śmierci i gdy Bóg powoła mnie przed siebie, odrzeknę jak stary żołnierz: Jestem!
Zatrzymał się na chwilę, by nabrać tchu.
— Kochany hrabio — rzekł doktór — nie mówmy o śmierci. Wielokrotnie zrobiłem spostrzeżenie, że mowa o tym przedmiocie po śniadaniu utrudnia trawienie.
Stary szlachcic uśmiechnął się i mówił dalej.
— Muszę mówić o niej. Jeżeli zaś czujesz kochany doktorze, jakie zaburzenie w żołądku, to zadzwoń na Piotra i każ mu podać sobie świeżą szklankę jabłecznika. Otóż w oczekiwaniu rychłej śmierci, pragnąłbym uregulować moje sprawy i w tym celu sprowadziłem cię Raulu, do siebie. Kochałem cię zawsze tak, jak chyba nie kochałbym nawet syna rodzonego, gdyż zasłużyłeś na tę miłość. Pod mojem okiem wzrosłeś i stałeś się człowiekiem tak godnym szacunku, że dzisiaj ja, starzec, schylam przed tobą głowę. Posiadasz moje serce, moją dusze, jesteś drugim mną, tylko lepszym odemnie. Niejednokrotnie dawałem ci dowody, jak wielki wpływ masz nademną i często udzielałeś mi rad. Jeżeli zaś zdarzało się, że myliliśmy się obaj, to dla tego, iż sądziliśmy, że robimy dobrze. Ale my nie myliliśmy się, tylko daliśmy się wprowadzić w błąd. Dziś skończone wszystko! Tem gorzej dla tych, co nie umieli iść drogą prostą i zachować nasze przywiązanie. Niewdzięcznicy ci stali się dla mnie obcymi nieprzyjaciółmi.
— Bóg przebacza każdy grzech, a ludzie mają być mniej miłosiernymi? rzekł ksiądz.
— Są grzechy, których zapomnieć niepodobna.
— Zapomnienie jest pociechą, kochany stryju.
— Nie zapomnę nigdy, choćbym nawet mógł. Nastąpiła chwila milczenia.
— Otóż — mówił hrabia — pragnąłbym uregulować moje interesa. Gdybym był zmarł przed dwoma tygodniami, majątek mój uległby podziałowi, wprawdzie prawnemu, lecz niezgodnemu z moją wolą. Tymczasem postanowiłem zapisać majątek komu mi się podoba i nikt mi tego prawa zaprzeczyć nie może!
— Zapewne, kochany hrabio, masz prawo zupełne, ale chodzi tu o rzecz poważną, wymagającą namysłu i zdrowej rady. Sam hrabia rozumiesz to dobrze i dla tego wezwałeś do siebie swego bratańca. Byłoby rzeczą niepotrzebną narażać go na tyle niebezpieczeństw gdybyś chciał działać według własnego usposobienia. Dość było wziąć arkusz papieru i napisać testament, lub sprowadzić notaryusza. Ale skoro ksiądz d‘Areynes przybył, należy więc usłuchać jego rady. Nie powinieneś hrabio, w chwili tak poważnej zaprzeczać, szlachetnemu charakterowi swojemu... niepowinieneś być złym w chwili, w której wszystko nakazuje ci pozostać dobrym, jakim byłeś całe życie.
— Doktór ma słuszność, stryju — rzekł ksiądz d‘Areynes.
— Należy w końcu — mówił doktór — rozporządzić majątkiem tak, aby sumienie pańskie nie miało nic do wyrzucenia sobie.
— Sumienie moje nic nie będzie mi wyrzucało — odrzekł hrabia tonem ostrym, nie dopuszczającym odpowiedzi.
Doktór i ksiądz zrozumieli, iż dalsze w tej chwili naleganie jeszcze więcej podrażniłoby hrabiego i zamilkli.
— Majątek mój — mówił dalej hrabia — wynosi cztery miliony pięćset tysięcy franków; licząc w to pałac przy ulicy Vaugirard i dobra Fenestranges, oszacowane niżej rzeczywistej wartości, zaś dochód sięga sto siedmdziesięciu tysięcy franków. Otóż wolą moją jest, abyś ty, kochany Raulu, został jedynym spadkobiercą tego majątku.
— Jestem bardzo wdzięczny stryjowi — odrzekł ksiądz, — lecz nie zgadzam się.
Hrabia spojrzał na niego zdziwiony.
— Nie zgadzasz się! — powtórzył, — to być nie może! Dla czego?
— Dla tego, że poczytywałbym sobie za zbrodnię przyjęcie całego majątku, którego połowa, w razie, gdyby stryj nie sporządził testamentu, przyznaną byłaby przez prawo kodeksowe, więcej potrzebującemu odemnie.
— Twojej kuzynie Henryce! — zawołał hrabia z ironią.
— Tak, mojej kuzynie, — którą stryj wychował i kochał zarówno jak i mnie. Słuszna niechęć stryja do jej męża jest powodem, iż stryj zapomina, iż Henryka mogłaby oskarżać mnie o skrzywdzenie jej i o skorzystanie ze swego wpływu, jako księdza, w celu nakłonienia do takiego zapisu.
— Podobne podejrzenie byłoby niegodziwością.
— Mój stryju, głód jest złym doradcą, a Henryka i Gilbert cierpią go. Jestem bogatym, gdyż mogę nawet wspierać ubogich! Na co mi więcej? Nie chcę ani grosza z majątku stryja! Zrzekam się wszystkiego na korzyść Henryki. Stryj nie wie w jakim niedostatku znajduje się ona.
— Jakto! ja miałbym oddać miliony temu nikczemnikowi, który oszukał nas, strwonił cały posag twojej kuzynki, miałbym je oddać na dalsze zbytki i rozpustę? Nigdy! Wszak pragnęliśmy zabezpieczyć przyszłość Henryki i w kontrakcie ślubnym zawarowaliśmy rozdział majątków... mogła więc uniknąć biedy... Ale jej nieszczęśliwa słabość do męża zgubiła ją... Słusznie cierpi!
Czoło księdza zasępiło się.
— Stryju kochany, to nie surowość, lecz okrucieństwo!
— A oni czyż nie byli dla mnie okrutnymi? Czy mało sprawili mi smutku i upokorzenia?
— Chrystus przebaczył nawet katom swoim! — odrzekł ksiądz. — Nie dziwię się, że stryj nie ma litości nad Gilbertem, lecz inna sprawa z Henryką, którą stryj tak kochał i z pewnością kocha dotychczas Czyż ona może być odpowiedzialna za to, że uległa wpływowi człowieka, który ją oczarował i podbił pod swoją wolę? Miłość zaślepiła ją! Należy być pobłażliwym dla tej biednej męczennicy serca. Henryka cierpi i stryj powinien jej przyjść z pomocą, choćby przez wzgląd na jej dziecko.
Hrabia, usłyszawszy te słowa, poruszył się na fotelu.
— Co ty mówisz? — zapytał drżącemi ustami.
— Mówię prawdę.
— Henryka jest matką?
— Zostanie nią za kilka miesięcy.
— Henryka — ma zostać matką! — powtórzył Hrabia wzruszony.
— Przed wyjazdem z Paryża byłem u niej. Wiadomość o grożącem stryjowi niebezpieczeństwie sprawiła jej wielką boleść. Widziałem jej łkania i łzy... chciała jechać zemna, narażać się na wszelkie niebezpieczeństwa, by uścisnąć stryja i uzyskać przebaczenie, ale ze względu na jej stan radziłem, by pozostała w Paryżu. Ona nie wytrzymałaby przygód, jakich my doznaliśmy w drodze.
Hrabia pochylił głowę i poraz trzeci szepnął.
— Henryka ma zostać matką!...
— Czyż wobec tego stryj może ją wydziedziczyć? — rzekł ksiądz. — Czyż ja jako kapłan, mogę pozwolić stryjowi popełnić czyn tak niemiłosierny, a nawet zostać jego wspólnikiem? Czy mogę przyjąć majątek, który powinien zapewnić przyszłość dziecka Henryki? Gdybym to uczynił, zasłużyłbym na pogardę, zgadzając się bowiem na jej krzywdę z moją korzyścią, zostałbym zbrodniarzem!
— Ksiądz d’Areynes ma słuszność — wtrącił doktór. — Jeżeli hrabia nie chcesz nic uczynić dla swej bratanicy, to powinieneś pamiętać o jej dziecku, które nie powinno pokutować za grzechy swych rodziców.
— Chociażbym i zapisał co dziecku, to jego ojciec roztrwoni wszystko.
— Można uniknąć tego — odrzekł ksiądz.
— A to jakim sposobem? — zapytał hrabia.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.