<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Skradzione skrzypce
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 22.6.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Policzek

Niektórzy z gości tak już byli zamroczeni alkoholem, że przymykali oczy, oddając się słodkiej drzemce. Inni nie znali się zupełnie na muzyce i uważali występ Karoliny za przykry zgrzyt w całej zabawie.
Hrabia Palmhurst siedział nieruchomo na krześle. Uwadze jego nie uszedł fakt, że Huguet siedział obok Sabadoniego, który dolewał mu kieliszek za kieliszkiem.
Ton skrzypiec brzmiał wspaniale. Dziewczyna grała z dużym uczuciem i prawdziwą maestrią. W sali zapanowała cisza. Nawet kelnerzy przestali się krzątać i zatrzymali się dyskretnie w progu.
Ucichły ostatnie dźwięki... Dziewczyna opuściła skrzypce... Zerwała się burza oklasków. Z uśmiechem zakłopotania przyjmowała Karolina Huguet komplementy nadskakujących jej mężczyzn.
Sabadoni wyjął jej skrzypce z rąk i położył je na fortepianie. Próbował nakłonić ją, aby wypiła kieliszek wina... Dziewczyna odmówiła, spoglądając z przerażeniem na zaczerwienione od alkoholu twarze otaczających ją panów. Sabadoni nie ustępował... Mężczyźni sekundowali mu, śmiejąc się i dowcipkując na temat jej wstrzemięźliwości. Nagle uczuła na swej ręce czyjąś chłodną dłoń. Ujrzała tuż nad sobą bladą, spokojną twarz angielskiego hrabiego.
— Czy nie zechciałaby mi pani opowiedzieć coś o sobie? — zabrzmiał miły męski głos. — Pragnąłbym obejrzeć pani skrzypce... Uderzył mnie ich niezwykle piękny ton...
Karolina żywo zbliżyła się do fortepianu i podała mu skrzypce. Palmhurst obejrzał je dokładnie, podziwiając gatunek drzewa, wspaniały kształt instrumentu i barwę... Obracał je na wszystkie strony, wreszcie zapytał:
— Od jak dawna ma pani te skrzypce?
— Tak, jak długo sięgnę pamięcią... Skrzypce te zawsze należały do naszej rodziny i przechodziły z pokolenia na pokolenie.
— Czy zna pani wartość tego instrumentu?
— Wartość? — powtórzyła niepewnym głosem. — Myślę, że są naprawdę niebrzydkie te moje skrzypce, ale nigdy nie zastanawiałam się, ile są warte... Raz bliska byłam ich sprzedaży... Miałam zamiar zażądać za nie 100 franków...
Hrabia skrzywił się nieznacznie.
— Szczęście, że do tego nie doszło, drogie dziecko — rzekł cicho. — Czy wie pani, że posiada pani prawdziwego Stradivariusa. Litery wewnątrz są już trochę zatarte, lecz mimo to widać wyraźnie napis „Stradivarius fecit“, co po łacinie znaczy, że skrzypce te wyszły z warsztatów sławnego mistrza Stradivariusa. Zostały one wykonane w 1672 roku, a więc w okresie kiedy Stradivarius, uczeń Amatiego. wypuścił w świat swe najlepsze egzemplarze. Ten instrument wart jest teraz około stu tysięcy dolarów...
Zamilkł, gdyż tuż nad sobą usłyszał śmiech. W pobliżu ukazała się czerwona od alkoholu twarz starego Hugueta... Pijak musiał prawdopodobnie usłyszeć ostatnie słowa Anglika... Na szczęście Sabadoni ujął go pod rękę i odprowadził na stronę.
Dziewczyna zerwała się, chcąc biec za nim.
— Niech się pan nie gniewa — rzekła. — Nie mogę dopuścić do tego, aby mój ojczym...
— A więc to nie jest pani ojciec? — zapytał zdumiony Palmhurst...
— Nie... pięć lat temu ożenił się z moją matką, która, niestety, od dwóch lat już nie żyje.
— Ale nosi pani przecież nazwisko Huguet?
— To nie moje nazwisko... Matka moją nazywała się Laferme.
Hrabia spostrzegł, że przy tych słowach dziewczyna zarumieniła się. Nie poruszał przeto więcej drażliwego tematu.
— Czy zrozumiała pani to, co mówiłem o skrzypcach? — zapytał.
— Zrozumiałam, ale nie mogę w to uwierzyć! Twierdzi pan, że moje skrzypce są warte 100,000 dolarów?
— Najmniej... Może pani osiągnąć nawet więcej... Są one w doskonałym stanie i wyglądają jak gdyby dopiero wczoraj wyszły z rąk Stradivariusa... Niech mnie pani usłucha i nie gra na nich więcej... Dziwię się, że uchowały się tak długo! Na tak łakomy kąsek znaleźć się może zbyt wielu chętnych.
Dziewczyna spojrzała uważnie na Palmhursta. W jej pięknych oczach można było wyczytać radość i zdumienie.
— Czy to prawda? — szepnęła. — Boże, jakże byłabym szczęśliwa... Mogłabym studiować muzykę... Byłabym wreszcie niezależna.
Hrabia spostrzegł, że z kolei spojrzenie jej powędrowało w stronę kąta, gdzie stary Huguet wypijał kieliszek za kieliszkiem... Życie biednej dziewczyny, zdanej na łaskę i niełaskę tego alkoholika, nie musiało być rozkoszne.
— Niech pani nie wyzbywa się tego instrumentu, zanim nie naradzi się pani ze mną — rzekł z naciskiem. — Dam pani mój adres i wzamian poproszę o adres pani... Chciałbym umożliwić pani studia muzyczne bez konieczności sprzedaży tych pięknych skrzypiec. Posiada pani wielki talent i kilka lat pracy wyprowadzi panią na szczyty sławy.
Dziewczyna zapłoniła się z zadowolenia... Nagle pan domu klasnął w dłonie.
— Muzyka! Muzyka! — zawołał. — Niechże nam pani pozwoli rozkoszować się pani talentem.
Karolina Huguet wróciła na estradę... Rozległy się dźwięki Mazurka Chopina... Skrzypce ożyły pod dotknięciem jej delikatnych dłoni. Akompaniował jej Meslones. Niezliczone kieliszki wina i koniaku sprawiły, że niektóre akordy brzmiały fałszywie, ale Karolina nie zwracała na to uwagi, pochłonięta całkowicie swoją grą.
Wreszcie skończyła.
Zapanowała cisza... Nawet ci, którym wino szumiało w głowie, porwani zostali czarem jej muzyki.
Sabadoni wstał i zbliżył się do dziewczyny. Nie był wprawdzie pijany, lecz widać było, że wino i koniak zrobiły już swoje. Oczy jego lśniły dziwnie. Wyciągnął obie ręce do dziewczyny i chwycił ją za ramiona:
— Doskonale grałaś, kochanie — jąkał niewyraźnie. — Chodź, niechże cię za to ucałuję!
Chciał ją przyciągnąć do siebie, lecz dziewczyna odskoczyła w tył.
— Prędzej, bez niemądrych ceregieli — nalegał. — Zasłużyłaś na wynagrodzenie, które ci przyrzekłem. Ta mała warta jest 1000 franków, a nawet więcej... Tęsknię za jej pięknymi usteczkami...
Twarz jego zaczerwieniona od alkoholu znalazła się tuż przy twarzy dziewczyny. Usta jego szukały jej ust. Z rozpaczą rozejrzała się dokoła. Widziała wszędzie same obce twarze, uśmiechające się ironicznie.
Nagle tuż przy niej ukazała się wyniosła postać hrabiego.
— Proszę natychmiast puścić tę panią! — za brzmiał ostry głos. — Widzi pan przecież, że pańskie zaloty napotykają na wyraźny opór.
Sabadoni spojrzał ze zdziwieniem na Anglika. Nie zwracając uwagi na jego słowa, starał się zamiar swój wprowadzić w czyn. Dziewczyna odpychała go od siebie z całych sił.
— Niech mi pan pomoże — zawołała z łkaniem w głosie, zwracając się w stronę hrabiego Edwarda.
— Jestem do pani dyspozycji — odparł hrabia ze spokojem.
Zwrócił się do Sabadoniego. Tym razem głos jego brzmiał nie tylko ostro, ale wyczuwało się w nim moc człowieka, przyzwyczajonego do wydawania rozkazów.
— Puść ją pan natychmiast! Ostrzegam, że nie zwykłem stów mych powtarzać dwa razy.
Rozkazujący ton Anglika zupełnie wytrącił z równowagi Sabadoniego.
— Czego się pan do mnie wtrąca? Co mi pan ma tutaj do rozkazywania? Nie wiedziałem, kogo wpuszczam do mego domu!
Nie zdążył skończyć rozpoczętego zdania, gdy rozległ się trzask policzka.
Sabadoni chwycił się za twarz.
— Zapłacisz mi za to!
— Służę panu... Proszę mi wymienić dzień, godzinę i miejsce...
— Jutro rano... Jeszcze nie ma dwunastej... Proszę natychmiast przysłać do mnie sekundantów... Wskażę również panu i moich.
Duhamel obserwował to zajście z daleka i z trudem przeciskał się pomiędzy tłumem gości.
— Spokojnie, spokojnie dzieci... — rzekł pojednawczo. — Czy nie widzisz Sabadoni, że mój przyjaciel ranny jest w prawe ramię?
— To nie ma znaczenia, panowie — rzekł hrabia Palmhurst. — Ta drobna przykrość nie przeszkodzi mi wziąć udziału w pojedynku. Mogę przecież pojedynkować się lewą ręką.
Skłonił się obecnym i zwrócił w kierunku drzwi. Duhamel chwycił go za rękę.
— Czy to coś poważnego, hrabio? — zapytał.
— Nie zwykłem żartować w tego rodzaju sprawach — odparł.
— Ale walczyć z unieruchomionym prawym ramieniem, to szaleństwo! Czy nic nie zdoła pana odwieść od tego zamiaru?
— Nie...
— Nawet to, że człowiek, który pana obraził, nie zasługuje na udzielenie mu honorowej satysfakcji?
— Nawet i to... Nikomu nie pozwolę obrażać się bezkarnie.
— Pojedynkować się o dziewczynę, grającą na podwórkach?
— O wielką artystkę — chciał pan powiedzieć? — sprostował hrabia Palmhurst takim tonem, że Duhamel uznał się za pokonanego.
— Skoro nie mogę skłonić pana do zaniechania pojedynku, w takim razie proszę liczyć na mnie jako na sekundanta. Niech mi pan nie bierze za złe, że pana wprowadziłem do tego domu.
— Ale broń Boże! — odparł Palmhurst. — Gdybym nawet wiedział z góry o tym, co mnie tu spotka, nie byłbym zmienił ani na jotę mego postępowania. Nie obawiam się śmierci... Nie tylko, że nie biorę panu za złe, ale w ciągu najbliższej godziny przedstawię panu mego najlepszego przyjaciela, który będzie mym drugim sekundantem.
Ostatnie zdanie zamienili już obaj panowie w szatni.
Hrabia Palmhurst dowiedział się, że młoda Skrzypaczka zabrała swe paletko i uciekła do domu, podczas gdy jej ojczym raczył się w dalszym ciągu winem.
Hrabia Palmhurst opuścił progi domu, w którym doznał tak niegościnnego przyjęcia i zatrzymał się nad skrajem chodnika.
— Szkoda, że ani ja nie znam jej adresu ani ona mojego... Nie spocznę, dopóki nie odnajdę tego biednego stworzenia, choćbym miał przeszukać cały Paryż! Nie byłbym Johnem Rafflesem, gdybym pozostawił ją własnemu losowi...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.