Był człek, którego Troska zwała druhem:
Myśląc o siostrze Trosce, zadumany
Szedł-ci on zwolna przez piaszczyste łany,
Skrzące się w fali rozszeptaniu głuchem,
I prosił gwiazdy, izby się z posłuchem
Schyliły k’niemu z swych tronów, lecz one
Nucą pieśń własną, wielce rozśmieszone.
Tak ten, którego Troska zwała druhem,
Zawoła: «Bolów mych wysłuchaj, morze!»
A morze z rykiem odwiecznym się burzy
I wał swój toczy od wzgórzy do wzgórzy.
Tak on, rzuciwszy cudo fal, nieboże
Zaszedł w daleką dolinę i rosy
Błyszczącym kroplom z swej nędzy się zwierza,
Lecz rosa wcale nie słucha pasterza,
Wsłuchana w własnych swych kropli odgłosy.
Tak ten, którego Troska zwała druhem,
Na brzeg wróciwszy, znalazł muszlę; wtedy
Pomyślał sobie: «Tutaj swojej biedy
Wygłoszę dzieje i tutaj z posłuchem
W wnętrzu tej konchy spotkają się słowa:
Echo powtórzy treść mej opowieści,
Pociechą dla mnie pieśń ta zaszeleści
I wraz ciężaru zbędzie się ma głowa».
Rzekł i wyśpiewał konsze żal swój w pieśni;
Lecz ta wyrazy na szumy przetwarza —
I, zapomniawszy smutnego pieśniarza,
Szum wirujący zamyka w swej cieśni...