Sokole oko/Rozdział I

<<< Dane tekstu >>>
Autor James Fenimore Cooper
Tytuł Sokole oko
Pochodzenie Na dalekim zachodzie
Wydawca G. Centnerszwer
Data wyd. 1890
Druk Zakłady Artystyczne w Monachium
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. The Deerslayer
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rozdział  I.
Spotkanie w lesie.

Pewnego prześlicznego poranku spotkało się w niezmiernym lesie ciągnącym się od kolonij New Yorku, aż nad brzegi zatoki Hudson, dwóch mężczyzn, którzy kawał drogi przeszedłszy razem, zatrzymali się wreszcie na pochyłości niewielkiego wzgórza na małéj łączce, napotkanéj wpośród lasu.[1] Siedli tu na jednym z powalonych pni i zaczęli się krzątać koło przygotowań do skromnego, lecz posilnego obiadu.
Skorzystamy z tego czasu, by zapoznać trochę bliżéj czytelnika z tymi mężami, co w opowiadaniu niniejszem grać będą rolę niepoślednią.
Jeden z nich, Hurry, którego właściwem mianem było Henryk March, przezwisko zaś ówczesnym zwyczajem mieszkańców indyjskiego pogranicza zostało przybranem przez niego samego, — był to mężczyzna średniego wzrostu, lecz barczysty, o wejrzeniu dzikiem, niespokojnem. Ruchy jego były rubaszne, swobodne, nie czynił jednakże wrażenia człowieka pospolitego lub poziomego.
Drugi, obdarzony przezwiskiem Sokole oko, różnił się wielce rysami twarzy i powierzchownością od swego towarzysza. Budowy wysmukłéj, dość wysokiego wzrostu, zdradzał w swych członkach wielką zwinność i giętkość; na obliczu jego malowała się prawość bez granic i otwartość charakteru. Obaj znajdowali się w kwiecie wieku. Hurry nie miał więcéj nad lat 26, Sokole oko liczył 24 niespełna.
Ubiór ich zrobiony był po większéj części z wyprawnych skór jelenich. Choć prosty, odznaczał się, zwłaszcza u Sokolego oka, pewną malowniczością, a nawet elegancją; broń tego ostatniego również była o wiele zgrabniejszą i ozdobniejszą, aniżeli u jego towarzysza.
„Dalejże, Sokole oko, do roboty!“ zawołał Hurry, gdy obiad był już gotów. Sokole oko nie dał sobie powtórzyć zaproszenia; skosztował kawałka pieczeni jeleniéj i nie mógł się dość nachwalić smaku jéj i kruchości.
„Nieprawdaż, porządny kawał takiéj pieczeni z daniela wspaniała to strawa dla myśliwca?“ rzekł zadowolony Hurry. „Niejednemu już z tych zwierząt przeciąłeś pasmo żywota!“ ciągnął daléj schlebiającym tonem. „Jakem słyszał, no, i widział, doskonały z ciebie strzelec; nie darmo ci też Delawarowie nadali miano Sokolego oka.“
„Być może!“ odparł współbiesiadnik. „Czasy wszakże, wśród których żyjemy, są takie, że, doprawdy, wolałbym stokroć z fuzji méj myśliwskiéj uczynić broń wojenną. Słyszałeś pewnie o nieustannych zamieszkach pomiędzy Indjanami i mieszkańcami sąsiednich osad?“
„Wiem o nich aż nadto,“ odpowiedział Hurry: „to też, jeślim przybył w te dzikie strony, to w tym tylko celu, by pomagać w walkach z Indjanami staremu Hutterowi, który sobie na brzegu niedalekiego jeziora zbudował małą forteczkę. Lecz powiedz mi,“ dodał z nieukrywaną ciekawością, „co ciebie w te puszcze sprowadza?“
„Czekać tu mam na najlepszego przyjaciela,“ odrzekł Sokole oko.
„Aha, a tym przyjacielem, domyślam się, jest Delawar Czyngachguk,“ przerwał Hurry, „ów szlachetny wódz indyjski, o którym mi już opowiadałeś. W którym też punkcie wyznaczyliście sobie miejsce spotkania?“
„Na pewnéj małéj okrągłéj skale, znajdującéj się na brzegu jeziora,“ rzekł Sokole oko. „W miejscu tem zbierają się podobno często plemiona indyjskie, by zawierać ze sobą przymierza.“
„No, więc pójdziemy razem,“ odparł Hurry. „Zawiodę cię tymczasem do fortecy starego Huttera, który ci pewno z swemi dwiema córkami chętnie udzieli gościnności.“
Z temi słowy zerwał się Hurry na nogi, a za jego przykładem poszedł i Sokole oko. Zarzucili fuzje na plecy i, opuściwszy łączkę, na któréj obiadowali, znikli wnet w ciemnym gąszczu dziewiczego lasu.








  1. Rzecz niniejszego opowiadania toczy się w środku zeszłego stulecia.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: James Fenimore Cooper i tłumacza: anonimowy.