<<< Dane tekstu >>>
Autor Arthur Conan Doyle
Tytuł Spiskowcy
Podtytuł Powieść z czasów Napoleona I
Wydawca Wydaw. "Dziennika Polskiego"
Data wyd. 1902
Druk M. Schmitt i S-ka
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Uncle Bernac
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIV.
Józefina.

Talleyrand i Berthier, zmieszani nieoczekiwaną wiadomością, patrzyli na siebie z osłupieniem.
Niepokój rozlany na twarzy ministra dał mi poznać, że niezupełnie był nieczuły. Lecz dobry obserwator byłby odkrył więcej ironji, niż pomieszania w mrugających powiekach, w skrzywieniu wązkich bladych warg.
Berthier przeciwnie, u niego znać było zmartwienie, pochodzące z prawdziwego przywiązania, prawie boleść psa wiernego, który czuje, że pan jego w niebezpieczeństwie.
Pobiegł do drzwi, jak gdyby chciał zagrodzić przejście cesarzowej.
Constant zaś rzucił się do portjery oddzielającej pokój sypialny Napoleona, od jego gabinetu i wyciągniętemi rękami przyciskał ją szczelnie do ściany.
Naraz puścił firankę i zbliżył się do pana de Talleyrand.
— Co robić, panie ministrze? — bełkotał głosem bezdźwięcznym.
Biedny Constant, zawsze taki spokojny, na swojem miejscu, wydawał się jak kompletny warjat.
— Zapóźno, nie można przeszkodzić wejść cesarzowej...
Rzeczywiście w tej samej chwili mameluk Rustan otworzył drzwi i dwie damy weszły do pokoju.
Pierwsza wysoka i smukła; twarz miała ujmującą i uśmiechniętą, postawę majestatyczną, ułożenie uprzejme.
Ubrana była w płaszcz czarny aksamitny z białemi koronkami i czarny kapelusz przybrany piórami.
Towarzyszka jej była mniejszego wzrostu i pospolitszego wyglądu, pomimo prześlicznych oczu podłużnych, w ślicznej oprawie, jak oczy gazeli.
Dama w aksamitnym płaszczu trzymała na wstążce bardzo ładnego małego fox-teriera.
— Nie powinnyśmy były przyprowadzać Fortuny — rzekła głosem bardzo harmonijnym, oddając psa mamelukowi; cesarz psów nie lubi, a kiedy pomimo zakazu dostałyśmy się do głównej kwatery, szanujmyż przynajmniej jego upodobania. Ach! dobry wieczór, panie de Talleyrand! Pani de Remusat i ja spacerowałyśmy powozem po południu wzdłuż wybrzeża, a przejeżdżając koło obozu, wstąpiłyśmy dla dowiedzenia się, czy cesarz będzie dziś wieczorem w Pont-de-Briques.
— Jego cesarska mość był tu jeszcze przed minutą — rzekł pan de Talleyrand z ukłonem.
— Wydaję bal dziś wieczorem — mówiła cesarzowa — bal, jaki może być w takiej wiosce jak Pont-de-Briques; cesarz obiecał, że choć raz porzuci swoje zajęcia i zaszczyci go swoją obecnością. Proszę cię, panie de Talleyrand, wyperswaduj mu, żeby mniej pracował!.. Prawda, ma on żelazną wytrzymałość, lecz ciągle tak być nie może... Ataki nerwowe coraz częściej się powtarzają. Chce sam wszystko robić, to bardzo pięknie, zgadzam się, lecz to przechodzi siły ludzkie. To też, jestem pewna, że nawet w tej chwili... Ale, ale, panie de Talleyrand, nie powiedziałeś mi jeszcze, gdzie on jest?...
— Ależ... oczekujemy go, wasza cesarska mość... tak... oczekujemy co chwila.
— Więc w takim razie i ja zaczekam.
Cesarzowa usiadła i zwracając się w stronę, gdzie nieszczęśliwy sekretarz pisał z grzbietem pochylonym:
— Ah! kochany panie de Méneval — zawołała — żałuję cię bardzo, że musisz być ciągle pomiędzy temi papierami! Cesarz niepocieszony po stracie pana de Bourienne. Jednak sądzę, że zastępujesz go pan z korzyścią... Zbliż-że się do ognia, pani de Remusat.
A że dama honorowa skłoniła się z uszanowaniem na zaproszenie:
— Tak, tak, zbliż się, ja tak chcę — nalegała — musisz być zziębiona!... Constant, połóż kołdrę na nogach pani de Remusat.
Przez tę uprzejmość i życzliwość cesarzowa zdobywała wszystkie serca. Nie miała wcale nieprzyjaciół we Francji, nawet między największymi przeciwnikami charakteru i polityki Napoleona.
Bądź jako żona największego człowieka w Europie, bądź jak kobieta rozwiedziona i nieszczęśliwa, była zawsze kochana i szanowana.
Ze wszystkich poświęceń, jakie nakazał sobie Bonaparte, ażeby dojść do zamierzonego szczytu wielkości, poświęcenie żony kosztowało go najwięcej walki, a potem żalu.
Siedzącą teraz przed ogniem, w miejscu, które cesarz przed chwilą zajmował, mogłem do woli obserwować.
Dziwne przeznaczenie tej kobiety!...
Córka skromnego porucznika artylerji, przeszła szybko wszystkie stopnie drabiny społecznej i była teraz równą cesarzowej austrjackiej, królowych Hiszpanji i Anglji. O sześć lat starsza od cesarza, miała tedy w owym czasie czterdzieści dwa lata; lecz z niejakiej odległości i przy słabem świetle, można było powiedzieć bez pochlebstwa, że wyglądała na trzydzieści.
Postawa giętka i szczupła, w każdem poruszeniu wdzięk naturalny, łatwy, zdradzał pochodzenie kreolki. Rysy twarzy drobne i delikatne; utrzymywano, że w młodości była niezwykle piękną, lecz jak wszystkie kobiety z kolonij, zwiędła przedwcześnie.
Oddawna już sztuka i natura walczyła u niej zawzięcie, a zwycięstwo było niepewne; zdaleka bowiem, na tronie, lub w powozie cesarzowa zasługiwała jeszcze na nazwę ładnej kobiety, zbliska zaś, przy jasnem świetle, róż nie krył płci pozbawionej świeżości, zmarszczek na czole i zwiędłych powiek.
Wszystko, co posiadała jeszcze z tej piękności, zbiegło się do oczu czarnych, głębokich, świetlanych. Usta były także jeszcze miłe; lecz cesarzowa rzadko się śmiała, gdyż miała brzydkie zęby.
Co do postawy, ta była pełna godności, jak gdyby Józefina pochodziła z krwi Karolingów lub św. Ludwika. Chód, spojrzenie, sposób odrzucania trenu u sukni, ruchy rąk białych i wykwintnych, cała wreszcie osoba przedstawiała słodycz kobiecą, połączoną z majestatem królewskim.
Patrzyłem na nią wzruszony i oczarowany, kiedy rozmawiała z panem de Talleyrand, schylając się niekiedy dla podniesienia kawałków drzewa aloesowego, które rzucała w ogień.
— Napoleon lubi bardzo zapach aloesu palącego się — rzekła. — Nikt tak nie ma rozwiniętego powonienia jak on; czuje najsubtelniejsze perfumy.
— Ależ cesarz ma powonienie rozwinięte do wszelkiego rodzaju spraw — odezwał się minister — dostarczyciele dworu wiedzą, co o tem myśleć.
— Oh! nie mów pan o tem! Skoro zacznie sprawdzać rachunki, nieznośny jest wtedy. Nic przed nim nie ujdzie. W dodatku nie ma najmniejszego pobłażania... Ah! kto jest ten młody człowiek, panie de Talleyrand; nie przedstawiłeś mi go jeszcze?
Minister wyjaśnił w kilku słowach moje położenie.
— Pan de Laval został tylko co przyjęty do osobistej służby jego cesarskiej mości — dodał.
Cesarzowa powinszowała mi bardzo miło i uprzejmie.
— Szczęśliwa jestem — rzekła — jak widzę przy nim ludzi zacnych i uczciwych. Od czasu wypadku z maszyną piekielną, ciągle jestem niespokojna. Doprawdy, wtedy tylko czuję, że jest bezpieczny, jak jest ze mną, albo wśród swojej armji. Zdaje się, te odkryto nowy spisek jakóbinów?
— Tak, najjaśniejsza pani, pan de Laval był obecny aresztowaniu spiskowców.
Mówiąc to, usunął się trochę, a jak zbliżyłem się o kilka kroków do cesarzowej.
Zarzuciła mnie pytaniami, zaledwie dając czas na odpowiedź.
— Lecz ten straszny Toussac nie został jednak ujęty! — zawołała. — Czy pan wie, że jedna młoda dziewczyna zaczęła go poszukiwać? Spodziewa się dostawić go cesarzowi i w ten sposób otrzymać ułaskawienie narzeczonego.
— Ta młoda dziewczyna, najjaśniejsza pani, to jest Sybilla Bernac, moja siostra cioteczna.
— Oh! czy być może!... Panie de Laval — ciągnęła Józefina po małej pauzie — jesteś we Francji dopiero od kilku dni, a już stałeś się przedmiotem wszystkich rozmów. Musisz przyprowadzić mi twoją kuzynkę; cesarz mówi, że jest bardzo ładna. Pani de Remusat, bądź łaskawa, zapisz jej nazwisko w swoim notatniku.
Nachyliła się jeszcze dla podniesienia kawałka drzewa przy kominku, lecz nagle wykrzyknęła zdziwiona i rzuciła się na przedmiot kształtu podłużnego, zasłonięty dotąd nogami pana de Talleyrand.
— Kapelusz cesarza! — krzyknęła powstając blada jak śmierć.
Wpatrzyła się na chwilę w nieprzeniknioną twarz ministra, potem zawołała z gniewem:
— Co to znaczy, panie de Talleyrand?... Mówisz, że cesarz wyszedł, a oto jego kapelusz!...
— Ah! przepraszam waszą cesarską mość, nie powiedziałem wcale, że cesarz wyszedł.
— A więc co powiedziałeś?
— Powiedziałem: „Jego 125 cesarska mość był tu przed minutą”.
— Kryjesz coś przedemną — rzekła z nieomylną intuicją kobiecą.
— Nie, wasza cesarska mość, powiedziałem to, co wiedziałem.
Józefina spoglądała kolejno na Talleyranda, na Berthier’a, a potem na mnie, jak gdyby chciała odgadnąć to, co źle ukrywały nasze powstrzymywane uśmiechy i postawy wprawione w osłupienie.
— Marszałku Berthier — rzekła w końcu głosem rozkazującym — chcę, żebyś mi powiedział, gdzie jest cesarz i co robi?
Marszałek, który zwykle miał umysł dosyć ciężki, powiedział kilka słów niezrozumiałych, kręcąc w grubych palcach kapelusz, potem odzyskując trochę spokoju:
— Ja... ja... ja nie wiem więcej, niż pan de Talleyrand — wybełkotał. — Cesarz nas... nas opuścił może przed trzem a minutami.
— Któremi drzwiami wyszedł?
Tym razem Berthier stracił głowę zupełnie.
— Lecz, wasza cesarska mość, ja... ja nie mogę, nie mogę... nie powinienem... niepodobna mi powiedzieć...
Wtedy cesarzowa we mnie wzrok utkwiła.
Wielki Boże, czy i mnie będzie badać? Lecz Józefina zwróciła się nagle do damy honorowej.
— Chodźmy, pani de Remusat. — rzekła gwałtownie — ponieważ ci panowie nie chcą nic powiedzieć, obejdziemy się bez nich.
Skierowała się do portjery, strzeżonej ciągle przez Constant’a, a za nią kilka kroków dama honorowa, której twarz pochmurna i chód ociągający, zdradzały, iż bez entuzjazmu wykonywała żądanie cesarzowej.
Słyszałem w Ashfor opowiadania o niewierności Napoleona i o skandalach, jakich się dopuszczał.
Cesarz ze swoją dumą i pogardą opinji, bez żadnego wstydu rozpościerał swoje sprawy prywatne; ze swej strony Józefina, kiedy ją zazdrość uniosła, zapomniała o wszelkiej ostrożności i godności i w ten sposób oboje bardzo przykre chwile sprawiali swemu otoczeniu.
Talleyrand obrócił się do ściany z palcem na ustach. Berthier zaczął gryść paznogcie z wściekłością.
Constant tylko próbował stanąć pomiędzy cesarzową i fatalną portjerą.
— Jeżeli wasza cesarska mość raczy zaczekać, zawiadomię cesarza o jej przybyciu — rzekł łagodnie.
— A więc on jest tu! — krzyknęła Józefina. — Rozumiem teraz wszystko... tak, wszystko!... A zatem sama mu wyrzucę jego wiarołomstwo! Ustąp, daj mi wejść. Constant!... Jakto, ty śmiesz mi przeszkadzać?...
— Niech wasza cesarska mość pozwoli przynajmniej, że ją oznajmię!... — błagał Constant.
— Nie, ja sam a się oznajmię!
I odepchnąwszy nieszczęsnego intendenta, rozsunęła firanki i znikła za niemi.
Rozkazujący głos cesarzowej, zaczerwienione policzki, oczy ciskające płomienie, dały mi mniemanie, że to była kobieta energiczna i silnego charakteru, gotowa odzyskać męża przeciw wszystkim lub zemścić się okrutnie za zniewagę wyrządzoną.
Lecz przeciwnie, ona była tylko istotą słabą i kapryśną.
Posłuszna tylko pierwszym popędom; po uśmierzeniu gniewu, zapadała w zupełną apatję.
Odwaga u niej graniczyła z tchórzostwem.
Naraz rozległo się coś nakształ ryku, coś podobnego do ziewania szakala i prawie zaraz cesarzowa w padła, a za nią Napoleon.
W podnieceniu wielkiem pobiegła aż do kominka, gdzie uprzedziła ją pani de Remusat.
Obydwie upadły na krzesła i skuliły się, jak zmokłe kurki, podczas gdy cesarz tupał nogami, gestykulował i rzucał przekleństwa:
— Ty, Constant, ty!... — krzyczał. — Oto jak mi służysz!... Czy nie masz już rozumu w głowie! A ja, czy skazany jestem na wieczne szpiegostwo żony?... Wszyscy ludzi mają swobodę we Francji, wyjąwszy cesarza!... Ah! Józefino, tym razem skończone wszystko pomiędzy nami. Wczoraj jeszcze wąchałem się, czy ciebie odepchnąć, dziś, mam już postanowienie niezłomne.
My wszyscy obecni tej scenie dalibyśmy dużo za to, żeby skryć się w jaką dziurę.
Co do cesarza, jego nasza obecność tyle obchodziła, jak gdybyśmy byli sprzętami.
Było to jego zwyczajem maltretować publicznie swoich oficerów, swego sekretarza, a nawet żonę.
Nagany, wymysły, udzielane w ten sposób wydawały się jeszcze cięższe temu, kto je odbierał.
Nikt z otoczenia nie mógł uniknąć tej strasznej tortury,, ażeby być postawionym pod pręgierz wobec tłumu.
Józefina niezdolna odpowiedzieć na taki potok wyrzutów, płakała z rękami na twarzy, z ładną szyją pochyloną na kolana.
Pani de Remusat płakała także, a skoro cesarz zamilkł na chwilę, słychać było stłumione łkanie obydwóch kobiet.
Od czasu do czasu cesarzowa odwarzyła się zrobić nieśmiałą uwagę o niewierności małżonka, lecz to pobudzało go więcej.
W punkcie kulminacyjnym uniesienia doszedł do takiej pasji, że cisnął szyldkretową tabakierkę na ziemię i zmiażdżył ją obcasem, jak rozkapryszone dziecko niszczy zabawkę.
— Moralność!... — krzyknął głosem dzikim. Ależ moralność nie dla mnie stworzona, ani ja dla moralności!... Mówiłem ci, Józefino, że jestem istotą wyjątkową, że prawa krępujące innych ludzi, nie istnieją dla mnie, że głupie zasady obowiązujące głupich, mogą tylko przeszkadzać geniuszowi... Nigdy postępowania mojego nie zastosuję do reguł społeczeństwa idjotycznego!
— Więc nie masz chyba żadnego uczucia honoru, uczciwości? — westchnęła cesarzowa.
— Wielcy ludzie nie mają wcale uczuć. Co postanowię to zrobię, a nikt nie ma prawa stawiać mi przeszkód. Ty Józefino, powinnaś być pierwszą do ulegania moim fantazjom... To jest twoja rola.
Kiedy Napoleon nie miał racji, zmieniał nagle przedmiot rozmowy i stawał odpornie, wpierw nim jego przeciwnik miał czas skorzystać ze swego położenia.
Miał instynkt atakowania w bitwie tak samo, jak w rozmowie.
— Ale, ale, Józefina — zaczął po chwilowej pauzie przejrzałem rachunek panny Lenormand. Wiesz ile sukien miałaś w przeszłym roku? Sto czterdzieści! Wiesz ile prawie każda kosztuje?... Dwadzieścia pięć tysięcy franków!... Masz obecnie więcej niż sześćset tualet prawie nowych.
A kiedy Józefina chciała protestować:
— Czy nie mam racji, pani de Remusat?
Pani de Remusat pochyliła się, jak gdyby jej cesarz włożył na kark sześćset sukien.
— Lubisz, żebym była dobrze ubrana, Napoleonie! — jęknęła cesarzowa.
— Tak, lecz przesadzasz w wydatkach, moja kochana. Tylko za to, co kosztują twoje futra, mógłbym uzbroić dwa pułki kirasjerów i wyekwipować dziesięć fregat. W dodatku, jakiem prawem obstalowałaś u Lefbre’a ten garnitur z szafirów i brylantów?... Przysłał mi rachunek; odmówiłem zapłaty... Jeżeli drugi raz przyśle, każę go zaprowadzić do Vincennes pod silną eskortą grenadjerów... Twoja modystka będzie mu towarzyszyć.
Napoleon wpadał łatwo w straszny gniew, lecz nie długotrwały. Ruchy rąk konwulsyjne ustawały stopniowo. Rzucił okiem na robotę de Ménevin’a, który podczas całego hałasu, nie przestawał pisać jak automat, potem wrócił do kominka, z czołem rozpogodzonem, z uśmiechem na ustach.
— Nie masz żadnego tłómaczenia, Józefino — rzekł, kładąc rękę na ramieniu cesarzowej. — Przy twojej piękności, czy potrzebujesz tyle strojów i świecideł? Nie byłaś taką elegantką kiedy pierwszy raz byłem u ciebie w małym domku przy ulicy Chantereine; jednak, przysięgam, żadna kobieta na świecie nie była tak powabną... W dodatku... w dodatku, po co irytujesz mnie ciągle twoją głupią zazdrością?... Dlaczego ranisz mnie ciągle twojemi słowy?... No, moja malutka, wracaj do Pont-de-Briques i uważaj, żebyś się nie zaziębiła.
— Przyjedziesz na moje wieczorne przyjęcie, Napoleonie? — zapytała cesarzowa, która już o wszystkiem zapomniała z powodu pieszczoty męża.
Trzymała jeszcze chusteczkę przy oczach i starała się w ten sposób pokryć róż, który spływał ze łzami.
— Tak, tak, przyjadę. Moje powozy pójdą niedługo za twoim. Constant, odprowadź te panie do karety. Marszałku Berthier, rozkazałeś żołnierzom siadać na okręty jutro rano?... Talleyrand, zostań, przedstawię ci moje projekty co do Hiszpanii i Portugalii. Ty zaś, panie de Laval, jedź z cesarzową, zobaczę cię dziś wieczorem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Arthur Conan Doyle i tłumacza: Anonimowy.