Sprawa Clemenceau/Tom I/XIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (syn)
Tytuł Sprawa Clemenceau
Podtytuł Pamiętnik obwinionego. Romans
Wydawca Drukarnia E.M.K.A.
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia „Oświata“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. L’Affaire Clémenceau
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XIII.

Dziś, otóżem znowu zupełnie samotny, po krótkiem istnieniu, wypełnionem walką, pracą, namiętnością i zbrodnią. Życie poznałem do głębi. Gdybym, wypadkiem, żył sto lat jeszcze, nie dowiedziałbym się nic nowego. Sam więc siebie sądzę surowo, zanim mię ludzie osądzą. A jednak prawdziwą, jedyną moją zbrodnią, zbrodnią, za którą sprawiedliwość ludzka ścigać mię nie będzie, a której niemniej nie przebaczę nigdy ani sobie, ani tym co mię do niej przywiedli, chcecie li wiedzieć co było? To, żem chwilami wątpił, chwilami się wstydził za matkę.
Ale jeżeli niezasłużona nawet niedola jednostek potrzebną jest, wyrokiem opatrzności, do szczęścia ogółu; jeżeli nie jest w mocy Boga użycie innego środka, do stopniowego doskonalenia ludzkości, nad poświęcenie jej kilku nieszczęśliwych; jeśli jestem jednym z tych smutnych wybrańców, ha, to więc przyjmijmy gorzkie posłannictwo i postarajmy się obrócić na pożytek ogólny krzywdę wyrządzoną przezemnie, i krzywdy wyrządzone mi przez drugich.
Jesteś pan człowiekiem zdolnym, zacny mój obrońco, kratki sądowe nie wystarczą ci i kiedyś ze szczytu trybuny podniesiesz głos, nie już tylko w obronie jednostek, ale dla rozprzestrzenienia idei, dla społeczeństwa całego, dla cywilizacji. Podejmij kwestję dzieci nieprawych. Przedmiot to ważny, naglący tak z punktu widzenia moralnego jako też cywilizacji. Stanowisko wyznaczone im przez prawo, jest poprostu krzyczącą niesprawiedliwością, narzucając im bowiem całość obowiązków, w zamian do cząstki ledwie praw ich przypuszcza. Nie jest że to rzeczą niesłychaną, niedorzecznością, barbarzyństwem? Czemuż, naprzykład, żądają od nich przelania krwi za ojczyznę, skoro krew ta nie uważa się za równie czystą jak krew dzieci prawych? Zkąd pochodzi, że nie są przypuszczone do całkowitego dziedzictwa po ojcu, nawet, — mianowicie skoro ten pragnie im je pozostawić, przyznawszy te dzieci za swoje? Dlaczego ojciec musi się uciekać do podstępów, przebiegłości obłudy?
Może wprawdzie zaradzić wszystkiemu, zaślubiając matkę i tym sposobem przez małżeństwo uprawniając dziecko. Ale jeżeli matka umiera, albo jeśli jest niegodną nosić nazwisko uczciwego człowieka, boć trzeba wszystko przewidzieć, — zadosyć uczynienie nie będzie więc już możliwem? — Ojciec może usynowić dziecko! W jakim wieku? Skoro ma pięćdziesiąt lat skończonych. Przypuśćmy że miał syna w lat dwadzieścia, w takim razie syn trzydzieści lat czekać musi na uprawnienie. A jeśli ojciec umiera nagle, nie dożywszy prawnego zakresu? Do czegóż służą te odroczenia, te obwarowania prawne? Są to, powiecie, zapory, umiejętnie przez prawodawcę wzniesione dla pohamowania rozuzdanej namiętności człowieczej. Prawodawcy owi mniemali, że fałszywe położenie zgotowane dziecku, powstrzyma rodzicieli w dzieła nieprawego rodzenia. Co za błąd!
Należało zagrozić ojcu natychmiastową szkodą, dla niego samego, a nie jakąś daleką przykrością, w skutkach niewiadomych, których to skutków rozwiązłość doświadczonych w sprawach miłości uniknąć potrafi, wbrew wszelkim prawom natury; chyba że, z większym jeszcze samolubstwem, zaniedba tych nawet dziwnych ostrożności, i całą odpowiedzialność za własne rozkosze zrzuca na barki słabej swojej współwinowajczyni. Jakiż wtedy ratunek matce pozostaje? Prawo opiekujące się dotąd mężczyzną, jakiejże teraz opieki kobiecie udzieli? jaką da jej radę? jaką obronę? Żadnej. Ma tylko do wyboru, stosownie do położenia towarzyskiego, samobójstwo, dom podrzutków, pracę nędzę, hańbę, dzieciobójstwo i prostytucję tolerowaną, gdzie znowu odnajduje też prawa opiekujące się zawsze mężczyzną, który już wtedy przyjść może obcy tak matce jak dziecku, przyczynić za pośrednictwem drobnej kwoty pieniężnej, tyle dzieci nieprawych, ile tylko zdoła. Przypatrzcież się proszę, raz chociaż dobrze podobnym ustawom i zadrzyjcie z przerażenia.
A teraz, owe dzieci, cóż się z niemi dzieje?
Przejrzyjcie więzienia złoczyńców, domy pub.liczne wszystkie gniazda występku, a na tysiąc tych pariasów ludzkości znajdziem dziewięciuset przynajmniej, których wymówką będzie upadek matki, ojciec niewiadomy, nieistniejąca rodzina. Tu przeważnie leży źródło złego; ztąd je wykorzeniać należy.
Osłonięte prawem, które dobre w skutkach być miało, tłumy mężczyzn bez serca rzucają na bruk uliczny gromady istot niemających rodziny, które znowu przeciągają w nieskończoność trądycyą złego; i czemuż mieliby być lepszymi od ojców swoich? Patrzcież co za dziedzictwo skryte bezimienne, zamiast prawego dziedzictwa, którego im odmówiono, i jak plama pierwotna przechodzi olbrzymiejąc z pokolenia w pokolenie, błąd z razu, występek nakoniec!... Co za potworne stopniowanie z poddasza do szpitala, ze szpitala do lupanaru, z lupanaru do więzienia, z więzienia na szubienicę!
Jakto! społeczeństwo nosi w sobie ten wrzód rakowaty, i postępuje naprzód nie dbając o niego, aczkolwiek dziwi się i skarży chwilami na jakąś niemoc nieznaną, na nienormalne rozprzężenie, na skrzywienie moralności, na skarłowacienie rasy, na ta wszystkie objawy, odkryć przyczynę których tak bardzo się strzeże?
Przyczyna ta leży w demoralizacji kobiety, tego zawiązku człowieczeństwa) zajmijcież się więc kobietą! Zasłońcie ją nareszcie od mężczyzny) Niechże to prawo przezorne, dochodzące aż do nałożenie odpowiedzialności na właściciela za szkody wyrządzone przez jego rynnę, psa lub służącego, uczyni mężczyznę przynajmniej odpowiedzialnym za własna dziecko, w jakichkolwiekby warunkach dał mu życie; niech ogłosi najprzód że: rodzić nowe istoty, jedynie dla zaspokojenia żądzy swej i rozkoszy, nie dając im imienia, stanowiska, rodziny, ojcowizny, pracy, przykładu, nie przyjmując wreszcie żadną miarą solidarności cielesnej i duchowej z istotą, którą się wydało z najgłębszych tajni własnej istoty, jest zamachem na bezpieczeństwo ogółu, występkiem przewidzianym przez artykuł — taki to — za który każę tem to..; a liczba ojców lekkomyślnych lub niedbałych, owych miłych don Juanów opiewanych w wodewilach, zmniejszyłaby się raptownie.
Tak jest, współudział praw naszych wytworzył zepsucie naszych obyczajów. Niech prawo upoważni kobietę do zaskarżenia i wydania ojca jej dziecka a owe namiętności nieprzezwyciężone, natchnione przez kobiety, którym mężczyźni oprzeć się nie są w stanie, stracą swoją siłę i ci potrafią się im opierać z wytrwałością, do jakiej nigdyby się nie sądzili być zdolnymi, jak opierają się żądzy przywłaszczenia sobie miseczki ze złotem wekslarzy, ponieważ istnieje prawo, które zaspokojenie takiej żądzy kradzieżą nazywa, i które karze złodzieja. Cześć kobiet i pomyślność dzieci mają, zdaje się przecież wartość sztuki złota!
Dokąd że wtedy pójdziemy? rzekną filozofowie. Kobiety skorzystają prędko z młodości i łatwowierności mężczyzn, a nade wszystko młodzieńców niedoświadczonych. — Nie, bo gdy rodzina lepiej będzie zorganizowaną, inne kobiety, matki, ustrzegą synów od tamtych zalotnic. Potem doświadczenie nie zdobywa się bez walki. Nareszcie, dobro rychło tryumf odniesie, już dla tej samej przyczyny że jest dobrem, że ludzkość nie co innego winna mieć na celu, że po to istnieje by ten cel osiągnęła.
Zostaje więc dochodzenie ojcostwa? Naturalnie. — Rzecz nie łatwa. — Dla czego? Z chwilą gdy społeczeństwo miesza się do spraw natury, nie powinno dawać człowiekowi prawa tworzyć źle, tak samo jak nie daje mu prawa zabijać, a kto wie nawet, czy pierwsze przestępstwo nie jest większem od drugiego. Podejmij pan powtarzam panie adwokacie, tę ważną kwestję, godną jest ona talentu pańskiego. Unieśmiertelni ona pamięć tego, kto ją rozwiąże.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (syn) i tłumacza: anonimowy.