Sprawa Clemenceau/Tom I/XII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (syn)
Tytuł Sprawa Clemenceau
Podtytuł Pamiętnik obwinionego. Romans
Wydawca Drukarnia E.M.K.A.
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia „Oświata“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. L’Affaire Clémenceau
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XII.

Ach! co do mnie nie żądałbym tyle. Niechby ojciec mój był sobie prostym wyrobnikiem ubogim i bylebym znał go tylko, to by mi wystarczyło! Jakżebym go był kochał, jakżebym się czuł szczęśliwym! Może miał jakiś powód niezaślubienia mojej matki, nie przyznania mię za syna. Byłby mi go powierzył, byłbym go zrozumiał, Czemuż nie uczynił tego? Czemu matka nigdy ml o nim nie wspomniała? Nie miałżem prawa do jakiegoś zwierzenia, wyjaśnienia, — usprawiedliwienia? Czemu przypisać jej skrytość? Zgryzocie czy godności własnej? Byłaż nadto występną, albo nadto dumną? A on, dlaczego milczał jeszcze uporniej? Czyliż sądził się wolnym od wszelkich względem mnie obowiązków? — Czyż matka nie miała prawa nic żądać od niego? Czy nie był pewnym swego ojcostwa? Czy nie wiedział nawet o mojem istnieniu? — Być może!
Tak to z przypuszczenia w przypuszczenie, dochodziłem wreszcie do wniosków najobelżywiej krzywdzących tę, co mię zrodziła, aż wreszcie przerażony tem, co mi się przypuszczalnie możliwem wydało, zdążyłem zaledwie przyzwać serce na pomoc obłąkanemu umysłu, i zawołać do siebie: „Nieszczęsny! tuż matka twoja, winieneś poprzestać na tem. A cóżbyś powiedział, gdyby i ona cię była rzuciła? Któżby jej zabronił? A ona cię wychowała a ona cię kocha, a ona kocha ciebie jedynie, a ona dzień i noc pracuje na twoje utrzymanie a onaby umarła śmiercią twoją! Gdzież znaleźć dzielniejszy kobietę? Jest piękną! mogłaby jeszcze kochać i być kochaną, gdyby chciała; a jednak ty jej wystarczasz, i nikt nigdy nie wedrze się do tej duszy, której jesteś samowładnym panem, i w całem jej życiu ani jednego dwuznacznego postępku dostrzedz nie zdołałeś! Ileż to prawnych dzieci — sierot chciałoby być na twojem miejscu! Ile dzieci ślubnie urodzonych z ochotą oddałoby swoje matki za matkę twoją! Śpiesz, nieszczęśliwy, rzuć się w jej ramiona i zapłacz z głębi duszy. Bodajbyś znalazł dość łez na obmycie zaślepienia twego!“ Prawda, po tysiąckroć prawda; lecz jakże wstrzymać bieg myśli człowieka, któryś w swej ciekawości niepohamowanej kołacze aż do niebieskich podwoi i Boga samego poddaje badaniu, i przyczyn jego istnienia docieka, i porównywa, wątpi i narzeka, i własnych cierpień drugim przypisuje winę.
Nie mogłem również dowiedzieć się prawdy od nikogo z naszej rodziny; nigdy bowiem nie znałem żadnego krewnego; ani dziadka, ani babki, ani wuja, ani ciotki, ani powinowatych. Czyżby matka moja była również dzieckiem porzuconem? Czy uciekła od rodziców? Czy wypędzona została jak skoro jej błąd odkryto? Nie wiem nic, nic zupełnie 1 nie sądzę by dla istoty myślącej mogło istnieć przykrzejsze uczucie nad to, w jakiem młodość moja upływała i nad zupełną nieświadomość pochodzenia, jakkolwiek skromnem, jakkolwiek nizkiem byłoby ono, w której aż dotąd zostaję. Człowiek rad się w przeszłości zagłębia, wywołując imiona przodków swoich, rad czuje się wkorzenionym w wielką rodzinę społeczną; „Tak mawiał mój dziadek; babka moja miała taki zwyczaj; przypominam sobie że wujostwo moi...“ Te proste łatwe frazesy, które ludzie powtarzają między sobą wspominając przeszłość, dla mnie były zupełnie obcemi, brakło mi ich więcej, zaprawdę, niż się zdawać może.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (syn) i tłumacza: anonimowy.