Sprawa robotnicza
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sprawa robotnicza |
Pochodzenie | Pisma. Pierwsze zbiorowe wydanie dzieł treści filozoficznej i społecznej. Tom IV |
Wydawca | Związek Spółdzielni Spożywców |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia Zrzeszenia Samorządów Powiatowych |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tom IV |
Indeks stron |
Dzisiaj, kiedy tyle bogactw jest na świecie, każdy człowiek powinienby mieć życie wygodne, a cóż dopiero robotnicy, którzy wszystkie te bogactwa własną pracą stwarzają. Oni budują maszyny i fabryki, koleje żelazne i parostatki, stawiają wspaniałe gmachy, muzea i teatry; oni dobywają z kopalń węgiel, żelazo, złoto, drogie kamienie, tkają sukno i płótno, zbierają zboże na roli, kopią kanały i tunele, na rzekach stawiają mosty; jednem słowem, co tylko jest zrobionego na świecie, czem się tylko świat karmi, chlubi i pyszni, począwszy od zwykłego chleba, a skończywszy na najkosztowniejszych rzeczach i największych zbytkach, wszystko to praca robotników, dzieło ich rąk własnych.
Czy więc nie jest rzeczą słuszną i sprawiedliwą, żeby robotnicy, którzy wszystkie te bogactwa swoją ciężką pracą wytwarzają, sami z nich korzystali? Czyż nie jest rzeczą słuszną, żeby ci, którzy wszystkich karmią i odziewają, którzy świat ozdabiają dziełami pracy swojej, sami nie byli w nędzy i głodzie.
Żaden uczciwy człowiek temu nie zaprzeczy; kto ma choć trochę sprawiedliwości w sobie, zgodzi się na to, że kto pracuje, ma prawo korzystać z owoców swej pracy; ponieważ więc robotnicy wytwarzają wszystkie wygody życiowe, przeto powinni także móc z nich korzystać.
Natura daje ludziom surowe materjały, praca robotników przerabia je na przedmioty użyteczne i przyjemne. Czem by się stał cały naród i kraj bez pracy robotników? Dziką pustynią, w którejby ludzie żyli jak zwierzęta, bez mieszkań, odzieży, narzędzi, żywiąc się tem, co spotkają na drodze; nauki i sztuki piękne zniknęłyby wówczas bez śladu.
Ci, którzy teraz najbardziej zadzierają głowy do góry, chełpiąc się swoją władzą, bogactwem lub rozumem, bez pracy robotników nie mieliby tego wszystkiego.
Prawdą więc jest zupełną, że każdy kraj i państwo wszystko pracy robotników zawdzięczają, że bez niej świat by zdziczał zupełnie.
Czyż jest co oprócz powietrza i słońca, co by nie było wytworzone pracą robotników? Z dziewiczej ziemi niema korzyści, dopóki robotnicy jej nie uprawią; zwierzyny nie możnaby upolować, gdyby robotnicy nie zrobili strzelby lub jakiej innej broni; wełna nie może służyć do odzieży, nim ją robotnicy nie zamienią w przędzę i tkaninę; wszystkie rzeczy, wydobyte z kopalń, jak np. węgiel, żelazo, złoto, leżałyby wieki całe nietknięte w głębi ziemi, gdyby ich robotnicy nie wydobywali i nie przerabiali na użyteczne przedmioty.
Jeżeli więc robotnicy dają społeczeństwu wszystkie wygody życia, mają zatem i sami prawo do korzystania ze wszystkich tych wygód. Mają prawo do wygodnych mieszkań, dobrego jedzenia, ładnych i wygodnych ubrań, do szkół, teatrów, bibljotek.
Tymczasem na świecie dzieje się zupełnie inaczej; robotnicy, którzy wszystko wytwarzają, sami cierpią ciągły niedostatek, często nawet głód i nędzę najstraszniejszą. Zamiast życia wygodnego, które im się według sprawiedliwości należy, żyją tak nędznie, jak gdyby mieszkali w kraju dzikim. Naokoło nich wznoszą się wspaniałe pałace, wygodne pokoje ich ręką wzniesione, a oni sami muszą się cisnąć w suterenach i na poddaszach, w izbach ciasnych, wilgotnych i ciemnych; stoją magazyny przepełnione rozmaitemi towarami, a robotnicy, którzy te towary wytworzyli, zaledwie mają na kawałek prostego chleba; bogaci ludzie bawią się po teatrach, uczą się w bibljotekach i uniwersytetach, tylko dla robotników jest to wzbronione, gdyż nie mają ani czasu, ani pieniędzy na to, żeby się bawili lub uczyli.
Ci, którzy wszystkie wygody życia pracą własną stwarzają, sami z wygód tych nie korzystają zupełnie.
Skąd pochodzi ta nędza robotników?
Ludzie, którzy się głębiej nad tem nie zastanawiali tłumaczą to sobie w rozmaity sposób.
Mówią, że nędza robotników jest skutkiem tego, że za mało bogactw na świecie. Lecz spojrzyjmy tylko uważniej naokoło siebie, jaka masa zbytku, przepychu i wszelkiego rodzaju towarów! Dawniej mniejsza była nędza po naszych miastach, a jednak cały kraj nie miał wtenczas tylu bogactw wszelkiego rodzaju, co dzisiaj jedno miasto, taka Łódź lub Warszawa. Czyż można mówić, że jest za mało bogactw dla wszystkich ludzi, wtenczas, gdy magazyny stoją przepełnione towarami, a fabrykanci skarżą się, że ich wyprzedać nie mogą; kiedy codziennie tysiące wagonów wywozi z kraju zboże, płótno, sukno i wiele innych przedmiotów w dalekie strony świata. A przytem zwróćmy uwagę na to, jakie mnóstwo towarów mogą dziś wytworzyć fabryki z pomocą dzisiejszych wynalazków i różnych ulepszeń technicznych.
Toż przecież w samem tylko Królestwie Polskiem produkuje się zboża i różnych innych towarów na 600 miljonów rubli rocznie, a mimo to robotnicy nie mają potrzebnych im rzeczy, bo nie mają za co ich kupować.
Więc nie to jest przyczyną nędzy, że za mało bogactw w kraju, bo bogactw jest aż nadto i starczyłoby dla wszystkich robotników.
A może przyczyną nędzy jest to, że za mało pieniędzy na świecie?
Pieniędzy na świecie jest dużo, tylko że robotnicy mają ich za mało. Kraj taki, jak Polska, który ma dużo zboża, fabryk, ogromne pokłady węgla i inne bogactwa, ma także i pieniędzy dużo. Obrachujmy, ile to banknotów spoczywa po bankach i kasach różnych bogaczy, jakie to olbrzymie kapitały są w ciągłym ruchu! Jeden naprzykład Szajbler otrzymuje rocznie za swoje towary 15 miljonów rs., Poznański przeszło 7 miljonów rs., a takie Towarzystwo Sosnowickie i kompanje francuskie w Dąbrowie Górniczej czy mało mają pieniędzy? A te żydowskie i rządowe banki? Toż tam leżą całe setki miljonów rubli, a co z tego mają robotnicy? Gdyby nawet było dwa razy więcej pieniędzy w kraju, nie zmniejszyłaby się przez to nędza robotników, bo te pieniądze nie dostawałyby się do ich kieszeni, lecz napełniłyby tylko kieszenie kapitalistów.
Więc nie to, że za mało pieniędzy w kraju, jest przyczyną nędzy robotników.
To cóż w takim razie? Może to, że ludzi za dużo?
Wielu mówi i myśli, że gdyby wojna lub zaraza przerzedziła ludzi, to nędza by się zmniejszyła i los robotników poprawiłby się znacznie.
A jednakże ludzi nie jest za dużo w porównaniu do zapasów bogactw, jeżeli magazyny stoją przepełnione towarami i olbrzymie masy bogactw wywozi się ciągle z kraju w dalekie strony świata. Bogactwa, które są w kraju, mogłyby aż nadto wystarczyć dla wszystkich jego mieszkańców, gdyby nie to, że panowie kapitaliści rozporządzają się niemi samowolnie i zagarniają wszystko do swojej kieszeni. Nie można więc skarżyć się na to, że za dużo jest ludzi i że dla wszystkich wystarczyć nie może bogactw krajowych.
Przecież wywozi się za granicę mnóstwo zboża, fabryki większą część swoich towarów wysyłają w dalekie strony, czyż to wszystko nie wystarczyłoby dla wygodnego życia miejscowych robotników? Widzimy zresztą inne kraje, gdzie ludzi jest daleko więcej niż u nas, a mimo to robotnicy żyją daleko lepiej. U nas w Polsce na jedną milę kwadratową wypada 3.547 mieszkańców, w Niemczech zaś — 5.146, w Saksonji — 13.134, w Anglji — 10.968 osób, więc tam daleko więcej jest ludzi niż u nas, a przecież tam robotnicy żyją daleko lepiej.
Więc nie przeludnienie, nie nadmiar ludzi jest przyczyną nędzy robotników.
Mówią jeszcze, że nędza jest przeznaczeniem, od samego Boga pochodzącem, że ona zawsze była i będzie na świecie. Jest to wielkie kłamstwo. Nauka dowodzi, że były czasy, kiedy wszyscy ludzie zarówno korzystali z bogactw swego kraju, a dzisiaj widzimy, że w wielu miastach zagranicznych, naprzykład w Ameryce i w Anglji, robotnicy nie znają takiej nędzy, jaka w naszym kraju trapi ludzi pracujących.
Więc nędza nie jest przeznaczeniem człowieka, jeżeli nie zawsze ona była i nie wszędzie panuje teraz.
Zresztą ci, którzy mówią, że nędza jest przeznaczeniem od Boga, wiedzą przecie, że Bóg jest sprawiedliwy i, dając takie bogactwa próżniakom, nie skazywałby na nędzę robotników, nie odbierałby im tego, co oni w pocie czoła wyrobili.
Nędza robotników jest krzywdą i niesprawiedliwością, jest przeto dziełem ludzkiem nie zaś boskiem.
Plotą jeszcze inni takie brednie, że tylko pijak lub próżniak jest w nędzy, że pijaństwo jest główną przyczyną niedostatku i biedy. Ale przecież robotnik, który po kilkanaście godzin dziennie pracuje, nie może być uważany za próżniaka. Czyż nie widzimy tylu ludzi, którzy wcale nie są pijakami, a jednakże ciągle borykają się z nędzą?
Takiemi to sposobami tłumaczą sobie ludzie, skąd bierze się nędza robotników. Jak widzimy, są to wszystko gadania głupie i co gorsza — bardzo szkodliwe. Rozsiewają ten fałsz umyślnie fabrykanci i ich zausznicy, którzy po gazetach piszą, a to dlatego, żeby przed robotnikami ukryć prawdę i zamącić im głowę bo się tej prawdy boją; strach ich bierze, żeby robotnicy nie poznali prawdziwej przyczyny swojej nędzy.
Nędza bowiem robotników nie pochodzi ani z braku bogactw lub pieniędzy, ani z przeludnienia, ani z woli boskiej: nędza robotników powstaje z wyzysku ich pracy przez fabrykantów, i oto dlaczego tak usilnie starają się zakryć przez robotnikami prawdziwą przyczynę ich biedy.
Fabrykanci nas wyzyskują; za mało płacą, za dużo pracy wymagają i dlatego znosimy nędzę, dlatego musimy żyć jak bydlęta robocze. Jest to jasne jak słońce. Każdy to czuje i wie o tem, tylko się boi mówić. Zahukany przez fabrykantów, obałamucony przez ich pismaków i księży, powtarza za nimi wszystkie te brednie sam siebie oszukując.
Bo przecież każdy robotnik wie o tem doskonale, że gdyby od fabrykantów większą płacę dostawał, to miałby mieszkanie i jedzenie lepsze, i dzieci jego nie chodziłyby głodne i obdarte, i na czarną godzinę mógłby zaoszczędzić sobie cokolwiek pieniędzy. Każdy wie o tem, że gdyby miał krótszy dzień roboczy, to czułby się silniejszym i zdrowszym, miałby więcej czasu na sen, odpoczynek i różne przyjemności.
Zobaczymy, jak żyją robotnicy w innych krajach, naprzykład, w Ameryce. Tam robotnik zarabia zwykle dwa do trzech rubli dziennie, czasem nawet cztery i pięć, pracuje zaś nie dłużej nad 8 godzin na dobę. Taki robotnik zajmuje porządne, zdrowe mieszkanie, złożone z dwóch pokojów, jada dwa razy dziennie mięso, ma wino do obiadu i do wieczerzy, a gdy wyjdzie na ulicę, trudno go odróżnić z ubrania od każdego zamożnego mieszkańca kraju; bywa często w teatrze i na koncertach, chodzi do bibljotek, uczęszcza na odczyty — jednem słowem, żyje jak w kraju cywilizowanym żyć powinien, nie zaś jak bydlę robocze. A dlaczego? Ponieważ w Ameryce robotnicy zdobyli sobie większą płacę i krótszy dzień roboczy i to wybawiło ich z nędzy.
Jest więc rzeczą jasną, że prawdziwą przyczyną nędzy robotników jest niska płaca i zbyt długi dzień roboczy, czyli innemi słowami — wyzysk fabrykanta. Dlatego też fabrykantom i ich przyjaciołom tak bardzo idzie o to, żeby robotnicy nie wiedzieli, skąd ich nędza pochodzi; dlatego ich bałamucą głupiemi gadaniami o tem, że za mało pieniędzy na świecie, że ludzi za dużo i t. d. Ma się rozumieć, fabrykanci nie chcą i boją się tego, żeby robotnicy wiedzieli, że są wyzyskiwani i że dlatego nędzę cierpią; lecz dla robotników to żadna racja, że fabrykanci chcą ich obałamucić w swoim własnym interesie. Robotnicy powinni poznać prawdę i zrozumieć położenie swoje.
A dlaczego fabrykanci wyzyskują robotników. Na to każdy łatwo odpowie. Wyzyskują po to, żeby mieć więcej pieniędzy. Im mniej fabrykant zapłaci robotnikowi, im więcej zaś pracy weźmie od niego, tem większy otrzyma zysk ze swego interesu. Niech naprzykład każdy sobie obliczy, na jaką sumę zrobiono fabrykantowi towarów w ciągu tygodnia i porówna z tą płacą, którą tygodniowo otrzymuje, a zobaczy dokładnie, o ile to on więcej daje fabrykantowi, niż od niego dostaje. Górnik w kopalniach węgla w Dąbrowie zarabia dziennie 8 lub 10 złotych, a wydobywa dziennie 36 do 45 korcy węgla: korzec węgla sprzedaje się na miejscu po 20 kopiejek, a więc jeden górnik daje właścicielowi kopalń dziennie węgla na 10 lub 13 rubli, sam zaś bierze za to 8 lub 10 złotych.
Tak samo i w innych rzemiosłach i fabrykach zawsze robotnik otrzymuje dziewiątą, piętnastą, dwudziestą część tej wartości, którą daje fabrykantowi swoją ciężką pracą. Mówią, że fabrykantowi należy się zysk. Ale to kłamstwo, bo fabrykant nie stawiał fabryk i maszyn, nie dobywał materjału. Fabryki i maszyny zbudowali mu robotnicy, którym on tak samo marnie za to zapłacił; robotnicy też wydobyli jego materjał, Szajblerowi, (właściciel wielkich tkalni i przędzalni w Łodzi) dają robotnicy rocznie towaru za 15 miljonów rubli, a on im płaci za to rocznie jeden miljon i 93 tysiące (6-ciu tysiącom robotników którzy u niego pracują). Poznańskiemu (takiż sam fabrykant łódzki) dają robotnicy rocznie towaru za 7.250.000 rubli, a on im daje za to tylko 600.000 rs. (pracuje u niego 3.000 ludzi).
Nierówna korzyść i nierówna zamiana! Tym to właśnie sposobem, że mniej daje, a więcej bierze, fabrykant bogaci się, zwiększa swoje kapitały i zbytki. Co zagrabi od robotników, to stanowi zysk jego.
Widzimy zatem, że bogactwo fabrykanta pochodzi z wyzysku pracy robotników.
Dlatego to wyzyskiwanie robotników jest interesem każdego fabrykanta i kapitalisty.
Z tego wszystkiego, cośmy dotąd powiedzieli, widzimy jasno, że robotnikom dzieje się wielka krzywda. Oni, którzy sami wytwarzają wszelkie bogactwa, mają niezaprzeczone prawo do wygodnego życia, a jednak żyją w ciągłym niedostatku. Nie mają tego, co im się według sprawiedliwości należy. Nie mają zaś dlatego, że fabrykanci sobie chowają do kieszeni te pieniądze, które robotnikom za ich pracę dostać się powinny.
Jest to krzywda i grabież. Robotnicy powinni otrzymywać tyle od fabrykantów, żeby mogli żyć wygodnie i dostatnio, żeby mogli korzystać z tych wszystkich bogactw, jakie własną pracą wytworzyli. A jeżeli płacą im tak mało, że oni muszą wyrzec się wszelkich wygód i znosić ciągły niedostatek, to znaczy, że ich krzywdzą i okradają.
Zastanówmy się teraz nad tem, jakie są interesy fabrykantów, a jakie robotników.
Fabrykantowi głównie idzie o to, żeby mieć jak największy zysk pieniężny.
Dlatego też jego interesy są następujące:
żeby płaca była niską, bo im mniej robotnikom zapłaci, tem więcej pieniędzy zostanie w jego własnej kieszeni;
żeby dzień roboczy był długi, bo im dłużej robotnicy pracują, tem więcej wytworzą dla fabrykanta towarów, a także dla tego, że przy długim dniu roboczym fabrykant mniej robotników potrzebuje wynajmować, przez co koszty jego są mniejsze: — interesem fabrykanta jest także,
żeby była płaca od sztuki, a nie zaś dzienna, gdyż robotnik pracujący od sztuki pracuje z większą pilnością i natężeniem.
Wreszcie interesem fabrykanta jest, żeby robotnik pozostawał ciemny, jak najmniej czytał i po za obrębem swego fachu nie miał o niczem pojęcia. Taki bowiem nieokrzesany, ciemny robotnik daje się łatwiej wyzyskać, słucha i znosi wszystko w pokorze, z czem fabrykantowi jest bardzo dogodnie. Takie są interesy fabrykantów.
Interesy zaś robotników są zupełnie inne. Musimy rozpatrzyć je szczegółowo.
Od wysokości płacy zależy w zupełności byt robotników. Niska płaca jest główną przyczyną ich nędzy. Fabrykanci w swoim własnym interesie starają się zawsze płacić jak tylko można najmniej — tyle, ile robotnikowi potrzeba, by nie umarł z głodu. Im bowiem nie idzie zupełnie o dobrobyt robotników, lecz jeno o to, żeby oni swoją pracę mu dawać mogli, a jak tam mieszkają, co jedzą, czy wystarcza im na utrzymanie rodziny, to już fabrykanta nie obchodzi wcale. Robotnik zaś na to wszystko nie może pozostawać obojętny, potrzebuje on płacy wyższej, bo to jedno tylko może go wybawić z nędzy, która go dusi obecnie.
Płaca powinna być tak wysoka, żeby robotnikowi i jego rodzinie zapewniła życie dostatnie, wygodne i zdrowe, i żeby mu pozwoliła zaoszczędzić sobie pewną część zarobku na czarną godzinę. Jest to bardzo ważne. Dzisiaj robotnik otrzymuje tak mały zarobek, że nic sobie zaoszczędzić nie może, i gdy nadchodzi starość, choroba lub dłuższy brak roboty, to musi z głodu umierać, albo jak żebrak korzystać z pańskiej dobroczynności.
Przytem jest rzeczą użyteczną dla robotników, żeby płaca nie była od sztuki, lecz dzienna. Płaca od sztuki zmusza robotnika pracować z większym wysiłkiem, korzyści zaś nie daje mu żadnych. Częstokroć bowiem tak bywa, że jeżeli robotnik, napracowawszy się bardzo w ciągu tygodnia, zrobi więcej niż zwykle, to mimo to fabrykant nie zapłaci mu więcej i bez ceremonji urwie mu coś z zarobku pod jakimkolwiek pozorem. Fabrykant na tem bardzo dobrze wychodzi, bo ma więcej roboty, a płaci tak samo, dla tego też zaprowadza u siebie płacę od sztuki. Ale robotnik na tem traci, bo tylko utrudzi się daremnie. Oprócz tego praca od sztuki ułatwia majstrom i fabrykantom czynienie takich różnych szachrajstw z zarobkiem robotnika, przed któremi nie łatwo się obronić. Kiedy płaca jest dzienna, to wtenczas szachrować fabrykantowi trudniej: robotnicy pracują z mniejszym wysiłkiem, a zarabiają tak samo jak wówczas, kiedy im płacą od sztuki.
Taki dzień roboczy, jaki dziś po fabrykach panuje, jest dla robotników zabójczy: wyniszcza ich siły, nadweręża zdrowie, odejmuje czas z koniecznego odpoczynku.
Najodpowiedniejszym dla robotników jest ośmiogodzinny dzień roboczy.
Gdyby robotnicy pracowali tylko 8 godzin na dobę, traciliby mniej sił fizycznych, i życie ich przez to stawałoby się dłuższe. Cała masa chorób, jakie obecnie dręczą wielu robotników: suchoty, reumatyzmy, zapalenia oczu i t. d. zmniejszyłyby się ogromnie przy takiem ograniczeniu pracy. Oprócz tego, robotnicy mieliby więcej czasu na odpoczynek, sen, zabawę, na zajmowanie się nauką i sprawami swojemi.
Nie dość tego.
Gdyby ośmiogodzinny dzień był po fabrykach zaprowadzony, robotnicy łatwiej dostawaliby zarobek, gdyż fabrykant potrzebowałby wtenczas więcej robotników. Tam gdzie 100 ludzi pracuje po 12 godzin na dobę — przy 8 godzinach pracy musiałoby robić 150, żeby taką samą ilość towarów wyrobić fabrykantowi. Fabrykanci, będąc zmuszeni do zaprowadzenia 8 godzinnego dnia roboczego, nie chcieliby jednakże zmniejszyć swojej produkcji, gdyż to by zaszkodziło ich interesom, i dla tego musieliby przyjmować więcej, niż teraz robotników.
Następstwa tego miałyby ogromną doniosłość. Nietylko że cała masa ludzi, będących w ostatniej nędzy, znalazłaby środki do życia, lecz także podniosłaby się płaca robocza.
Jedną z głównych przyczyn, że dzisiaj u nas są tak małe zarobki, jest to, że za dużo jest wszędzie ludzi, nie mających pracy, którzy się o nią dobijają, zgadzając się robić za byle jakie wynagrodzenie. To utrudnia strejkowanie i fabrykantowi pozwala mniej dbać o robotników. Jeżeli jest dużo ludzi, chcących wynająć się do roboty, to rzecz jasna, że cena ich pracy czyli ich zarobek musi się stać niski.
Otóż gdyby został zaprowadzony 8 godzinny dzień roboczy, to ponieważ zmniejszyłaby się liczba robotników bez zajęcia przeto płaca wszędzie by się podniosła.
Mamy przykład za granicą.
W Anglji naprzykład dawniej robotnicy pracowali w fabrykach tkackich po 12 godzin dziennie i dostawali 16 szylingów (8 rs.) tygodniowo: kiedy zaś wywalczyli sobie 10-godzinny dzień roboczy, zaczęli pobierać w tychże fabrykach tkackich po 22 szylingi (11 rs.) na tydzień. Tak więc 8 godzinny dzień daje robotnikowi zdrowie, czas swobodny, dłuższe życie i większy zarobek, a nadto ocala od nędzy i głodu, tych, którzy teraz pozostają bez zajęcia.
Rozum jest potęgą człowieka; jeżeli zaś komu, to robotnikowi głupota najwięcej szkodzi. Robotnik nieuświadomiony, nie znający swojej sprawy, będzie się dawał fabrykantowi wyzyskiwać i poniewierać jak bydlęciem roboczem. Uwierzy on we wszystkie brednie, jakie mu prawić będą ci, którzy właśnie czyhają na jego pracę. Uwierzy, iż jego nędza pochodzi z woli boskiej, że on powinien wszystko znosić w pokorze, nie dopominając się nigdy o swoje prawa, nie skarżąc się nawet na ten ucisk, który go gnębi. Z takim fabrykantowi jest najdogodniej; dlatego też z wielką niechęcią spogląda on na to, gdy robotnicy czytają książki nie pisane według jego woli, gdy schodzą się, radzą i myślą nad swojemi sprawami. Dobre zrozumienie swoich interesów dało właśnie zagranicznym robotnikom taką siłę, że mogli oni swój byt polepszyć i teraz wszyscy ich szanują, a fabrykanci nie śmią tak bezczelnie wyzyskiwać jak u nas. Oświeconych robotników boją się fabrykanci, głupimi — wszyscy poniewierają.
W każdym kraju robotnicy stanowią najważniejszą klasę ludzi, gdyż z pracy ich żywi się cały naród, utrzymuje się rząd. Od robotników przeto bardzo wiele zależy i dlatego też rozmaici wyzyskiwacze starają się ich swoim wpływem usidlić. Fabrykanci usiłują w nich wmówić, że nie może być inaczej, niż jest teraz; księża straszą piekłem, chcą ich przekonać, że nędza jest przeznaczeniem człowieka i wolą Boga; to znowu książki i gazety przez najemnych pismaków wydawane, niby to naukowo tłumaczą robotnikom, że fabrykant jest ich prawdziwym przyjacielem i opiekunem i co tylko może, to dla nich robi. W taki to sposób robotnik, bałamucony z różnych stron przez swoich wyzyskiwaczów, powinien dobrze rozumieć swoje położenie i sprawę swoją, żeby mógł zawsze odróżnić, kto jego wróg, a kto rzeczywisty przyjaciel, co jest szkodliwe a co korzystne dla niego. I jedynie wiedza może być tutaj jego wiernym i niezawodnym przewodnikiem.
Jeżeli więc wyzyskiwacze nasi, fabrykanci, panowie i księża, usiłują w nas wmówić, dla swojej własnej korzyści, że nauka nam nie potrzebna, że tylko ludzie bogaci mogą sobie pozwalać na taki zbytek, to my — robotnicy — powinniśmy zadać kłam temu gadaniu i, szanujący swoją godność ludzką, starać się o jak największą oświatę. Rozum bowiem tylko odróżnia człowieka od bydlęcia, i kto dobrowolnie wyrzeka się światła nauki, ten sam siebie poniża i w bydlę robocze przemienia. — Wiedza jest potęgą, bo ona otwiera przed człowiekiem nowe drogi do szczęścia, pokazuje mu takie rzeczy, jakich bez niej nie dojrzy, otwiera mu, jak gdyby na nowo, oczy i uszy i tym sposobem pokazuje mu jasno całą prawdę, pokazuje, co ma robić, ażeby oswobodzić się od nędzy i udręczeń swoich.
Nieoświecony robotnik stąpa jak ślepy po omacku, niepewny, bojący się wszystkiego: tysiące kłamstw i bredni słyszy dokoła siebie i temu wierzy: pracuje, nędzę cierpi, i nie widzi żadnego końca dla swej biedy.
Robotnik zaś oświecony, który czyta, myśli i zastanawia się nad swoim losem, staje się człowiekiem odważnym i pewnym siebie. Wszystkie kłamstwa pierzchają przed nim jak zdradliwe cienie. Poznawszy, że jako człowiek ma prawo do dobrego życia, do odpoczynku i swobody, będzie starał się o to, ażeby dla siebie i dla swoich towarzyszy zdobyć byt lepszy. Poczuwszy swoją godność ludzką, nie pozwoli już siebie wyzyskiwać i pomiatać sobą, lecz będzie śmiało i prosto patrzał w oczy swym ciemięzcom i potrafi upomnieć się za krzywdę swoich towarzyszy. Takiego — ani fabrykanci ani księża nie potrafią już okpić i na manowce sprowadzić.
∗
∗ ∗ |
Z tego, cośmy powiedzieli, widzimy jasno, że interesy fabrykantów i robotników są zupełnie niezgodne ze sobą. Fabrykanci chcą mieć jak największy zysk i dla tego wyzyskują robotników, robotnicy zaś pragną zdobyć sobie dostatek i swobodę. Fabrykanci potrzebują płacy niskiej, dnia roboczego długiego i ciemnoty robotników; robotnicy zaś potrzebują płacy wyższej, krótkiego dnia roboczego i jaknajwiększej oświaty. Jedni chcą wyzyskiwać drudzy — nie być wyzyskiwanymi.
Oto dlaczego między fabrykantami a robotnikami nigdy zgody i jedności być nie może, a wszystkie umizgi, piękne słówka i pozorne dobrodziejstwa fabrykantów są tylko nikczemną obłudą, za pomocą której chcą oszukiwać robotników. Życie pokazuje nam to na każdym kroku. Ten sam fabrykant, który każe robotnikom pracować po kilkanaście godzin na dobę i gdzie tylko może szachruje z ich zarobkiem, gdy mu się chce bawić w dobroczynność, zakłada jaką ochronę, szpitalik lub daje na ubogich jałmużnę i chce, żeby go robotnicy za swego dobroczyńcę uważali! Nie jest to jednak żadne dobrodziejstwo; nabrawszy tyle pieniędzy z pracy robotników, można łatwo jakąś ich cząstkę wydać na jałmużnę. Wygląda to tak samo, jak gdyby kto, ukradłszy komuś dużą sumę pieniędzy, dał potem mu z łaski kilka rubli i wymagał, żeby mu dziękowano za to.
A jednakże znajdują się robotnicy, którzy w dobrej wierze patrzą na fabrykanta, jak na swego dobrodzieja i opiekuna. Mówią, że przecież on nam pracę daje, przy życiu nas utrzymuje. Tak, rzeczywiście daje pracę, ale też ładnie umie tę pracę wyzyskiwać; wynajmuje robotników, bo mu są potrzebni i bez nich nie mógłby się obejść wcale. Czyż on to robi dla tego, żeby robotnikom dopomóc, żeby ich wyratować od głodu? A przecież, gdy interes tego wymaga, to bez żadnego względu wyrzuca z fabryki robotników, nie pytając się ich nawet, czy nazajutrz będą mogli kupić kawałek chleba! Ładny dobroczyńca i opiekun! Bierze pracę robotników, żeby z niej zyski ciągnąć, zabiera sobie wytworzone przez nich bogactwa a im rzuca jakieś nędzne okruchy.
Tak więc, w dobre chęci i dobrodziejstwa fabrykanta niema co wierzyć; jego interesy są zupełnie przeciwne interesom robotniczym, i on zawsze robi to tylko, co mu daje zyski większe. Gdzie może, tam robotników oszachruje i wyzyska; a jeżeli natrafi na głupiego, to potrafi go tak obałamucić, że ten mu jeszcze będzie dziękował za to, że go wyzyskuje.
O swoich zaś interesach robotnicy nie powinni nigdy zapominać: wysoka płaca dzienna, krótki dzień roboczy i jak największa oświata — to tylko zapewni robotnikom dostatnie i swobodne życie.
Przedewszystkiem odpowiedzmy raz jeszcze na następujące pytania:
Skąd pochodzi nędza robotników?
— Nędza robotników pochodzi z wyzysku fabrykantów.
A w jaki sposób fabrykanci wyzyskują?
— Przez płacę niską i długi dzień roboczy.
Gdyby więc płaca była wysoką, a dzień roboczy krótki, to nędza robotników zmniejszyłaby się, przybyłoby im dostatku i swobody.
Są jednakże tacy, którzy mówią, że ani płaca nie może być wyższą od teraźniejszej, ani dzień roboczy krótszy. Powiadają naprzykład, że gdyby fabrykanci płacili robotnikom więcej, to by zbankrutowali i przez to robotnikom byłoby jeszcze gorzej. Tymczasem samo życie przeczy temu gadaniu. Widzimy, że za granicą płacą daleko więcej robotnikom, niż u nas, i że dzień roboczy jest krótszy, a mimo to fabrykanci nie bankrutują, lecz przeciwnie, kapitały ich rosną ogromnie, a fabryki coraz to więcej produkują. W Anglji, naprzykład, w przeciągu ostatnich 50 lat dzień roboczy został skrócony o 5 godzin, płaca stała się dwa razy większą, a jednakże fabrykanci tamtejsi wcale nie zbankrutowali od tego, ale przeciwnie, kapitały ich ogromnie wzrosły w ciągu tego czasu, powstało dużo nowych fabryk, tak, że kiedy przed 50 laty mieli 7.000 miljonów rubli rocznego dochodu, to teraz mają 15.000 miljonów. Może powiedzą, że tak może być zagranicą, u nas zaś fabrykanci, chcąc płacić więcej robotnikom, musieliby bankrutować. I to nieprawda. Widzimy bowiem, że i u nas, gdzie z powodu strejków podniesiono płacę i skrócono dzień roboczy, to mimo to fabryki nie zbankrutowały, lecz dalej pomyślnie prowadzą swoje interesy. Zresztą, gdyby tak być miało, że od podwyższenia płacy i skrócenia dnia roboczego fabrykant bankrutuje, to by już za granicą nie było żadnej fabryki, bo tam ani jeden dzień nie upłynie, żeby robotnicy nie wywalczyli sobie w tej lub owej fabryce większego zarobku i krótszej pracy.
I niema się czemu dziwić, że fabrykanci nie bankrutują od tego. Biorą oni tyle od robotników, że gdyby nawet wypadło im cztery razy więcej płacić, niż teraz, i mieć dwa razy krótszy dzień roboczy, to jeszcze mogliby z własną korzyścią prowadzić swój interes. A że pewna suma pieniędzy przejdzie z ich kieszeni do kieszeni robotników, jako słusznie im należna, że przez to fabrykantowi ubędzie cokolwiek na zbytki, że będzie zmuszony mniej wydawać na swoje utrzymanki, na bale i rozpustę, to cóż to może obchodzić robotników? Czyż dlatego robotnicy mają głód cierpieć i zapracowywać się aż do utraty zdrowia, żeby panu fabrykantowi zostało więcej na przyjemności?
Są znowu, tacy, którzy dowodzą, że jeżeli płaca robocza będzie większa, to i towary podrożeją, tak że w gruncie rzeczy robotnicy nic na tem nie wygrają. Ale i to nieprawda. Cena towarów, jak wiadomo z doświadczenia i nauki ekonomji, nie zależy od wysokości płacy roboczej, lecz tylko od ilości pracy, którą potrzeba zużyć na wyrobienie towarów. Wyroby fabryczne, robione za pomocą maszyn, są tańsze od wyrobów, robionych ręcznie przez rzemieślnika, dlatego, że robione w fabryce daleko mniej pracy wymagają. Tak naprzykład, parę butów w wiedeńskiej fabryce obuwia wykończają z pomocą maszyn w przeciągu kilku godzin, i dlatego jest ona o wiele tańsza od takiej samej pary butów, robionej ręcznie przez szewca w ciągu dni kilku.
Zagranicą od lat 50 płace wszędzie wzrosły i dzień roboczy został skrócony, a mimo to towary staniały wskutek używania coraz lepszych maszyn do ich wyrabiania. W Anglji i Francji w 1840 r. płaca tygodniowa piekarza i stolarza wynosiła 9 rs., zduna, cieśli, murarza, gisera i innych 12 rs.; zaś w 1880 r. z 9 rs. podniosła się wskutek strejków do 18 rs. dla piekarzy i stolarzy, a dla innych fachów doszła do 20, 24 i 30 rs. na tydzień. Płace więc zwiększyły się dwa razy, a mimo to utrzymanie robotnika wszędzie staniało: bo kiedy w 1840 r. tygodniowe wydatki rodziny na komorne, jedzenie, opał, ubranie wynosiły 17 rs., to w 1880 r. te same przedmioty kosztowały 14 rs. Zatem, chociaż płace wyrosły, to jednak towary staniały. Widzimy więc, że od wyższej płacy i krótszego dnia roboczego fabryki nie zbankrutują i towary nie zdrożeją.
Są to tylko chytre wymysły fabrykantów, wmawiane w robotników dlatego, żeby nie żądali większego zarobku. Wymysłów takich słuchać nie warto! Płaca może być wyższą, dzień roboczy krótszy.
Fabrykanci tego nie chcą, bo im przez to ubędzie pieniędzy na różne zbytki; lecz robotnicy zyskują dobrobyt i życie swobodnie, więc żądać tego powinni, nie słuchając żadnych bredni i bałamuctw swoich wyzyskiwaczy.
Teraz już wyrzekamy na to, że coraz gorzej na świecie i żyć coraz trudniej; a jeżeli nie postaramy się losu swego poprawić, to co będzie potem? Co nas może czekać innego, jeżeli nie głód i nędza.
Coraz częściej powtarza się zastój w przemyśle, tak zwane stagnacje lub kryzysy, które najgorzej dają się we znaki robotnikom, bo fabrykanci, chcąc w czasie kryzysu poprawić swoje interesy, zmniejszają im płacę, a wielu nawet zupełnie pozbawiają zarobku. Taki czas kryzysu mamy i teraz w wielu fabrykach, a wszyscy pamiętają, jaki straszny brak roboty był zimą 91 roku.
A co jest przyczyną kryzysu? skąd on się bierze?
— A stąd, że płaca jest niska i dzień roboczy długi. Wiadomo przecież, że długi dzień roboczy pozwala fabrykantom wytwarzać dużo towarów przy małej liczbie robotników, przez co wielu ludzi pozostaje bez zarobku. Z powodu zaś niskiej płacy robotnicy muszą wyrzekać się wielu rzeczy i ograniczać swoje wydatki do najniezbędniejszych.
Skutek tego jest taki, że towarów jest dużo, a kupujących mało, bo ludzie, którzy z powodu długiego dnia roboczego nie mają zarobku, nic kupować nie mogą, zaś pracujący robotnicy z powodu płacy niskiej kupować mogą tylko bardzo mało. Stąd też powstaje kryzys: magazyny stoją przepełnione towarami, kupujących jest mało. Fabrykant wyprzedać towarów nie może i, bojąc się bankructwa, zmniejsza swoją produkcję, wydala pewną część robotników, a pozostałym zmniejsza zarobek. Taka jest przyczyna kryzysu.
Gdyby płaca była wysoką a dzień roboczy krótki, byłoby mało ludzi bez zajęcia, robotnicy mogliby więcej wydawać na swoje potrzeby, a przez to kupujących byłoby tak dużo, że towary nigdy by nie leżały bezużytecznie i kryzysu nie byłoby zupełnie.
A tak to co będzie? Kryzys będzie powtarzał się ciągle, z roku na rok będzie robotnikom coraz gorzej, i w końcu dojdzie do tego, że się chyba staną żebrakami, jeżeli na taki stan rzeczy nic nie poradzą, jeżeli nie zdobędą sobie płacy wyższej i krótszego dnia roboczego.
Przedewszystkiem nic robotnicy nie zyskują prośbą. Chociażby najpokorniej błagali fabrykanta o podwyższenie płacy, skrócenie dnia roboczego lub jakie inne ustępstwo, otrzymają zawsze krótką i stanowczą odmowę, narażając się tylko na wstyd i poniżenie. Fabrykant proszącemu nie zrobi żadnych ustępstw ze swego interesu; zanadto on dba o swoje zyski, żeby dobrowolnie miał je sobie uszczuplać, a widokiem nędzy ludzkiej wzruszyć się nie umie, bo przecież sam jest jej sprawcą.
Również pamiętać trzeba o tem, że tylko sami robotnicy mogą coś zrobić dla siebie. Nie doczekają się nigdy żadnych dobroczyńców; nikt nie pomyśli nawet o nich, jeżeli sami nie będą dopominać się o swoje prawa. Na czyjąż zresztą pomoc mogliby liczyć? — Fabrykanci, różni kapitaliści, kupcy, bankierzy, cała klasa bogatych ludzi — wszyscy oni trzymają się razem i bogacą się kosztem robotników. Spodziewać się od nich pomocy jest to chcieć, żeby sami przeciwko sobie działali. Wszystko co polepsza byt robotników, pogarsza ich własne interesy, dlatego też oni sami dobrowolnie nigdy tego nie zrobią.
Tak samo byłoby głupotą i szaleństwem spodziewać się pomocy od rządu. Rząd, który w Żyrardowie, w Łodzi, w Dąbrowie kazał strzelać do robotników za to, że śmieli upomnieć się o swoje prawa, który w Zawierciu, Dąbrowie, Sielcu smagał nahajkami strejkujących, który na każde zawołanie fabrykanta przysyła mu do pomocy swoich kozaków i żandarmów, rząd miałby robotnikom pomagać?
W to i najgłupszy człowiek chyba nie wierzy. Rząd carski pokazał nam jasno, że jeżeli dba o czyje interesy, to tylko o interesy kapitalistów, im bowiem pomaga ciągle i zakłada dla nich banki pożyczkowe, buduje koleje, ustanawia wysokie cła na towary zagraniczne, żeby nie czyniły im szkodliwej konkurencji, a co najważniejsza, pozwala im zupełnie bezkarnie wyzyskiwać robotników, sądy i policję oddaje na ich usługi, a inspektorów nie po to utrzymuje, żeby bronili pracujących przed krzywdą fabrykanta, jak by należało się według sprawiedliwości, lecz przeciwnie, po to tylko, żeby ochraniali fabrykanta przed buntem robotników za pomocą donosów i perswazji. Ile tylko było strejków, tyle razy robotnicy podnosili się przeciw wyzyskowi, żądając choćby najmniejszych ustępstw, tyle razy rząd carski stawał temu na przeszkodzie, i kiedy nawet sami fabrykanci, wobec solidarności naszej, chcieli już ustąpić, to rząd zabraniał im tego. Tak było w Łodzi 1892 roku, w maju, kiedy robotnicy wszystkich prawie fabryk zastrejkowali, domagając się podwyższenia płacy i skrócenia dnia roboczego; rząd nie pozwolił wtedy fabrykantom wchodzić w żadne umowy ze strejkującymi, i na żądanie robotników odpowiedział strzałami, które powaliły na ziemię 40 ludzi, biciem rózgami i więzieniem. Tak było w Sielcu i Dąbrowie 1894 roku podczas strejku w fabryce Fitznera i w kopalni „Michał“, kiedy sprowadzonych kilkaset kozaków i bataljon strzelców dopuszczało się oburzających gwałtów nad ludnością robotniczą, a gubernator piotrkowski Miller, z polecenia rządu, wydał okólnik, w którym tak pisał: „ogłaszam, że nietylko nie dopuszczę do podwyższenia płacy buntującym się albo wogóle do polepszenia bytu strejkujących ze strony zarządu kopalń i fabryk, ale nawet nie pozwolę na przystąpienie do rozpatrywania przedstawionych przez nich żądań, aż do zupełnego stłumienia buntu i dobrowolnego powrócenia robotników do opuszczonych przez nich zajęć“.
To samo powtarza się przy każdym niemal zatargu z fabrykantami, rząd carski występuje zawsze jako najzaciętszy wróg robotników; policja, gubernatorzy, inspektor, żandarmi, dokładają wszelkich starań, ażeby tylko sprawę robotniczą popsuć. Niedawno oto minister skarbu wydał okólnik do inspektorów fabrycznych, w którym tak pisze; „winniście panowie korzystać z każdej nadarzonej sposobności do przekonania robotników, że nie tylko wymagania nielegalne, lecz nawet dążenie do zapewnienia sobie na drodze nielegalnej skutku, według prawa obowiązującego, będzie powodowało pogorszenie warunków życia robotników, gdyż rząd nie może pozwolić na urzeczywistnienie w takich warunkach żądań robotników, nawet w takim razie, gdyby fabrykanci pod wpływem gróźb lub z dobroduszności gotowi byli do ustępstw“.
Czem się to dzieje, że rząd zajmuje względem nas stanowisko tak wrogie, na to odpowiedzieć nie trudno. Rząd carski dopóty tylko trzyma się, dopóki robotnicy są zgnębieni, posłuszni i ciemni. Człowiek, który przyzwyczaił się znosić pokornie jarzmo pracy i wyzysku fabrykantów, będzie także pokornie znosił i ucisk rządu. Im więcej robotnik jest zahukany, przygnębiony i bojący się — tem lepszy z niego poddany carski.
Lecz kiedy robotnicy zaczynają myśleć o swoich prawach, kiedy łączą się i stają do walki z wyzyskiem, kiedy, czując swoją godność ludzką, żądają lepszej doli, to wtedy i dla rządu carskiego zbliża się godzina śmierci. Robotnicy, nauczywszy się walczyć z przemocą fabrykantów, nie zechcą już nadstawiać pokornie plecy swoje pod nahajki kozackie, ani też ulegać rozkazom policji — zażądają także wolności. I tego właśnie boi się rząd moskiewski.
Jeżeli więc na nędzy i na posłuszeństwie robotników wznosi się zarówno bogactwo fabrykantów jak i potęga rządu, to rzecz jasna, ze jedni i drudzy, rząd i kapitaliści, muszą się trzymać i pilnować swego wspólnego interesu, że jak jednym tak i drugim chodzi przedewszystkiem o to, żeby robotników gnębić i do poprawienia się ich doli nie dopuścić.
Czas przeto już wielki, żeby raz na zawsze poznać tę prawdę, iż robotnicy od nikogo żadnych dobrodziejstw spodziewać się nie powinni, lecz tylko na samych siebie rachować. Sami oni tylko mogą swój los poprawić.
W jaki sposób?
Robotnicy nie mają na swoją obronę żadnych środków policyjnych, lecz za to posiadają taką siłę za pomocą której wszystko zrobić mogą, jeżeli tylko potrafią jej użyć. Siłą tą jest solidarność, wzajemne wspomaganie się w swoich wspólnych interesach. Tam, gdzie pojedyńczy robotnik nic zrobić nie może, tam, gromada robotników działając zbiorowo z jedną myślą, może dokonać bardzo wiele. Przykładów na to nie brak. Jeżeli jeden robotnik porzuci pracę, żądając lepszych warunków, to nic przez to nie zyska; lecz jeżeli to uczynią wszyscy, porozumiawszy się ze sobą, i zgodnie postawią swoje żądania, natenczas fabrykanci muszą się z nimi rachować. Widzieliśmy to podczas wielu strejków, w Warszawie, w Białymstoku, w kopalniach Dąbrowieckich, i w wielu innych miejscowościach, kiedy nic innego jak tylko solidarne wystąpienie i trzymanie się robotników zapewniło im zwycięstwo, dając większą płacę, krótszy dzień roboczy lub inne ustępstwa.
Oto naprzykład w marcu 1898 r. zecerzy z dwóch gazet warszawskich zażądali podwyższenia płacy. Gdy im odmówiono, postanowili zastrejkować, a zecerzy z innych drukarń uchwalili do strejku się przyłączyć i postawili takie same żądania. Właściciele drukarń odgrażali się, że za nic nie ustąpią robotnikom. Ale nadszedł 1 kwietnia — dzień wyznaczony przez zecerów na rozpoczęcie strejku. Rano nie wyszła żadna gazeta oprócz jednego „Kurjera Warszawskiego“, gdzie robotnikom zawczasu ustąpiono. Gdy właściciele drukarń zobaczyli, że to nie żarty, że zecerzy na dobre postanowili walczyć i trzymają się zgodnie, to wnet ustąpili. Strejk w ciągu jednego dnia skończył się zupełnem zwycięstwem robotników. Takich przykładów moglibyśmy opowiedzieć mnóstwo. Niema tygodnia, żeby na ziemiach polskich nie odbyło się paru strejków, a często strejkują tysiące robotników, i to nietylko mężczyźni ale i kobiety, a nawet nieletni chłopcy. Niema prawie fachu, w którym by walki strejkowej nie prowadzono: murarze, stolarze, krawcy, szewcy, robotnicy metalowi, drukarze, tkacze, bronzownicy, białoskórnicy, górnicy i t. d. i t. d., wszyscy już strejkowali i po większej części wywalczyli sobie poprawę doli, zwłaszcza jeżeli trzymali się zgodnie i nie dali się zastraszyć niczem.
Takich przykładów zagranicą znajdziemy całe tysiące. W Anglji, Francji, Niemczech niema prawie fabryki, gdzie by robotnicy za pomocą strejków nie zyskali sobie płacy wyższej i krótszego dnia roboczego. I nie poprzestawali na jednem zwycięstwie, lecz żądali coraz większych ustępstw. Dlatego też zagranicą robotnicy mają się daleko lepiej, niż u nas. W Berlinie przy 10-godzinnym dniu roboczym robotnik w fabryce maszyn zarabia tygodniowo 17 rs. (35 marek na niemieckie pieniądze), kotlarz zarabia tygodniowo 13 rs., litograf — 15 rs., robotnik w hutach szklanych — 11 rs. We Francji piekarz zarabia dziennie 3 rs. (7 franków na francuskie pieniądze), cieśla — 4 rs., murarz — 4 rs., stolarz — 3 rs. 50 kop., tkacz w wielkich fabrykach — 2 rs. 50 kop. Obliczono, że przeciętny robotnik we Francji zarabia 4 razy więcej, niż nasz; kobieta trzy razy więcej, niż u nas mężczyzna, a małoletni nawet bierze o połowę więcej, niż u nas dorosły robotnik. Przytem dzień roboczy w bardzo wielu fabrykach jest 10-godzinny, a w niektórych nawet 9-godzinny. W Anglji robotnik w fabryce maszyn zarabia tygodniowo 19 rs. w warsztatach kolejowych 20 rs., zecer — 18 rs., kowal — 14 rs. i pracują tylko 9 godzin dziennie; zaś tapicerzy, malarze, górnicy w kopalniach węgla pracują tylko 8 godzin dziennie, a zarabiają tygodniowo od 12 do 21 rs. W Ameryce Północnej w bardzo wielu miastach zaprowadzono 8 godzinny dzień roboczy jako prawo, obowiązujące każdą fabrykę; place zaś robotników są jeszcze większe niż w Anglji.
— I komuż oni to wszystko zawdzięczają.
— Swojej solidarności: rozumiejąc swoje położenie, wytrwale trzymają się razem, i dlatego mogli za pomocą strejków zdobyć takie ustępstwa.
Zobaczmy teraz, jak robotnicy zagranicą zdobywali sobie to polepszenie bytu.
W Niemczech robotnicy każdego fachu są połączeni w związek; związek taki posiada kasę wzajemnej pomocy i kasę strejkową; fundusz tej kasy powstaje z miesięcznych wkładek robotników, należących do związku. Związek rozstrzyga o wszystkich sprawach robotniczych i stawia sobie za cel wywalczenie wyższej płacy i krótszego dnia roboczego, jak wogóle wszystkiego, co polepsza warunki życia robotników. Gdy więc nadchodzi czas odpowiedni, związek robotniczy stawia fabrykantowi swoje żądania; jeżeli zaś ten się nie zgadza, wszyscy porzucają robotę i rozpoczyna się strejkowanie. Przy strejku idzie o to, żeby robotnicy dłużej wytrwali od fabrykanta. Do tego właśnie dopomaga im kasa związku. Każdy strejkujący otrzymuje z tej kasy 4 do 6 rs. tygodniowo i tym sposobem mogą wytrwać bardzo długo, czasem kilka miesięcy i więcej. Kasy bowiem związkowe są dobrze zaopatrzone w pieniądze, a przytem, gdy wybucha strejk w jednym fachu, to strejkujący biorą zapomogi nietylko ze swojej kasy, lecz i związki innych fachów pomagają im tak długo, aż póki oni nie zwyciężą. Wobec takiej jednolitości robotniczej fabrykanci muszą często ustępować. Fabryka stoi bezczynnie, maszyny się niszczą, kupcom nie można dostarczyć towarów, zamówione roboty przepadają, wszędzie psują się interesy fabrykanta i kredyt jego zaczyna upadać. Im dłużej strejk trwa, tem więcej fabrykant zaczyna bać się o swój kapitał, tem większe ponosi straty. W końcu musi ustąpić robotnikom, bo inaczej by zbankrutował. Jeden kapitalista angielski, Tornton, bardzo nieprzyjaźnie usposobiony dla robotników, tak mówi o strejkach:
„Fabrykant, tracąc swój kapitał, traci wszystko; robotnik zaś nie traci swojej siły roboczej i może w każdej chwili wziąć się znowu do pracy i zarabiać na życie. Dlatego to robotnicy mogą z daleko mniejszemi środkami wytrzymać dłużej w strejku, niż fabrykant. Jeżeli strejk przeciąga się dłużej, kapitał fabrykanta bardzo szybko topnieje, a razem z kapitałem jego krew i życie uchodzi. Tymczasem robotnik, dobijający się o lepsze warunki pracy, zachowuje ciągle swój kapitał, to jest swoją siłę roboczą. Prócz tego, fabrykant zwykle bardzo lubi spokój; całą swoją duszę wkłada w przedsiębiorstwo i boi się wszelkich przeszkód. Wskutek tego wszystkiego fabrykanci tak nie lubią wszelkiej kłótni, tak wiele cierpią i ryzykują w czasie każdej niezgody z robotnikami, że chociażby wielkie były poprzednie ustępstwa, gotowi są zgodzić się na jeszcze większe, byleby tylko zakończyć walkę“.
Tak pisze o fabrykantach ten, który ich zna doskonale, bo sam do nich należy.
W roku 1890 zastrejkowali w całych Niemczech szewcy, zjednoczeni w związek fachowy. Skutek był taki; w Chemnic zyskali 2 marki więcej i 4 godzin mniej pracy, w Norymberdze 4 marki i godzinę mniej pracy; w Eizenachu 2 marki i 4 godziny mniej: w Deliczu — 3 marki i 3 godziny mniej; tak samo w Magdeburgu, Monachjum, Marburgu, Darmsztacie; w Berlinie, zyskali 9 marek i 5 godzin mniej pracy. W 1889 roku wybuchł strejk w kopalniach węgla w Westfalji; zastrajkowało 100 tysięcy górników. Żądania ich były takie: podwyższenie płacy o 15 procent, zniesienie robót dodatkowych i zaprowadzenie 8-godzinnej szychty. Po kilku tygodniach strejku nietylko właściciele kopalń, ale nawet rząd był przestraszony i nakłaniał przedsiębiorców do ustępstw. Brak węgla dał się ogromnie we znaki; wiele fabryk musiało przez to stanąć. Rząd zwołał komisję do przeprowadzenia ugody z robotnikami. Sam cesarz niemiecki był przestraszony rozmiarami strejku i naglił właścicieli kopalń, by ustąpili robotnikom. Właściciele musieli ustąpić i zaspokoić żądania strejkujących. Nie możemy opisywać wszystkich strejków, które skończyły się zwycięstwem robotników, było ich tak wiele, że miejsca by na to zabrakło. Dość powiedzieć, że we Francji w 1897 r. było około 240 strejków pomyślnych, i tak bywa mniej więcej co roku; zaś w Ameryce Północnej od 1881 r. do 1886 r. było ich 1.700 i skończyły się zupełnem zwycięstwem strejkujących, bo 700 tysiącom robotników dały wyższą płacę i krótszy dzień roboczy: w 1886 i 87 roku było tam 394 strejki, za pomocą których robotnicy podwyższyli sobie płacę z 80 na 160 rubli, to jest zyskali dwa razy większą płacę, a dzień roboczy skrócili z 11 na 8 godzin.
Nie mniej wspaniałe zwycięstwa odnosili robotnicy w Anglji. Siła związków fachowych robotniczych jest tam olbrzymia; miljony robotników do nich należy, stąd też i fundusze, którymi one rozporządzają, liczą się na miljony rubli. Świadomość swoich interesów i jedność z jaką występują, czynią robotników angielskich prawie niezwyciężonymi. Tenże sam Tornton mówi o nich, że „energja i jedność w działaniu, męstwo i wytrwałość, z jaką dążą do swego celu, jest godną największych bohaterów“; inny zaś kapitalista angielski, Harrison, powiada, że „siła związków jest tak wielką, że żadna walka prowadzona z nimi być nie może“. Związki robotnicze przewodzą teraz we wszystkich sprawach przemysłu. Kto nie chce należeć do związku, tego on nie dopuści do roboty. W czasie strejku każdy otrzymuje z kasy związkowej 7 rs. tygodniowo. Ażeby nikogo nie dopuścić do roboty na miejsce strejkujących, urządzają tak zwane „pikiety“; w Londynie w czasie strejku krawców przed każdym magazynem krawieckim stały całe oddziały robotników. Zadaniem takiej „pikiety“ jest zatrzymywać robotników, ofiarujących pracę zakładom, gdzie strejkują, wytłumaczyć im, o co idzie, namówić, żeby tam nie brali zajęcia, a jeśli mimo to nie posłuchają, to „pikieta“ siłą i groźbą nie dopuszcza ich do fabryki. Względem zaś takich, którzy zdradzają sprawę robotniczą, stają po stronie fabrykanta, przeszkadzają w strejku lub innym sposobem sprzeniewierzają się jedności robotniczej, związek postępuje bardzo ostro. Nazwiska wszystkich takich zdrajców drukują się na tak zwanych „czarnych kartach“ i rozsyłają się do wszystkich fabryk, wskutek czego robotnicy w żadnej już fabryce nie pozwolą na przyjęcie takiego i on musi żyć pod ogólnem przekleństwem swych towarzyszy — aż im nie dowiedzie swem postępowaniem, że zmazał winy przeszłości i stał się uczciwym człowiekiem.
Z taką energją i jednością postępują robotnicy, zdobywając sobie coraz to większe ustępstwa ze strony fabrykantów. We wszystkich rzemiosłach, gdzie robotnicy byli zjednoczeni w związki, płaca robocza ciągle wzrastała i w ciągu ostatnich 40 lat stała się dwa razy większą, a dzień roboczy z 15 i 13-godzinnego, jakim był przedtem, zmniejszył się do 10 i 8 godzin. Szewcy, stolarze, krawcy, robotnicy fabryk żelaznych, tkackich, górnicy w kopalniach węgla — odnieśli cały szereg świetnych zwycięstw nad fabrykantami, zmusili nawet rząd do wydania praw korzystnych dla siebie, a teraz, nie poprzestając na tem, myślą o nowych zdobyczach i nowych zwycięstwach.
Połączeni w związki nie zawsze nawet potrzebowali strejkować, żeby osiągnąć swoje żądania; często dość było energicznego z ich strony oznajmienia fabrykantowi, czego żądają, a ten, bojąc się strejku, zaraz im ustępował.
I pod zaborem austrjackim, gdzie nasi bracia, robotnicy polscy, mniejszą cierpią niewolę, niż my pod knutem carskim, potrafili oni połączyć się w związki zawodowe jawne i prowadzą w nich walkę z kapitalistami. Stowarzyszeń takich jest w Galicji 89, a niektóre z nich, jak związek robotników budowlanych i związek zecerów, są silne i mają dobrze zaopatrzone kasy.
Taka to jest siła zjednoczonych robotników. Zarówno ruch robotniczy zagranicą, jak i nasze dotychczasowe doświadczenie, rozwiązuje tę zagadkę, którą życie przed nami postawiło: jak wydostać się z nędzy? Kiedy robotnicy są rozproszeni, kiedy każdy tylko o sobie myśli, czekając bezczynnie na zmiłowanie losu, wtedy i nędza pastwi się nad nami, wtedy nas uważają za bydło robocze, na które można zwalać bezkarnie wszystkie ciężary. — Lecz, kiedy robotnicy, połączywszy się ze sobą, zaczynają głośno i solidarnie dopominać się o swoje prawa, wtedy położenie ich zmienia się zupełnie; strejkami zdobywają sobie coraz lepsze warunki pracy, zmuszają fabrykanttów i rządy do szanowania praw swoich, z nędzarzy przygnębionych uciskiem, z niewolników pokornych — stają się klasą tak potężną, że z nimi wszyscy rachować się muszą.
Któż bowiem może oprzeć się sile zjednoczonych robotników, występujących zgodnie ze swemi żądaniami? — Ani rząd, ani fabrykanci tego nie potrafią, gdyż na pracy robotników trzyma się cały porządek dzisiejszego świata, i jeżeli oni tej pracy odmówią, natenczas wszystkie urządzenia i przemoc cała runąć musi.
Dla tego to właśnie robotnicy są potęgą, jeżeli tylko trzymają się razem i występują zgodnie, potęgą największą na świecie, jeżeli rozumieją, kim są i co im robić wypada.
Powinniśmy ciągle pamiętać o tem, bo to jest sprawa naszego bytu i naszej przyszłości. Czekając jak żebracy jakiegoś zmiłowania lub jałmużny, doczekać się tylko możemy jeszcze większej nędzy; wskutek długiego dnia roboczego coraz więcej ludzi pozostawać będzie bez zajęcia, kryzysy będą coraz częstsze, a razem z tem i coraz gorszy wyzysk będzie nas gnębić.
Zdobycie sobie płacy wyższej i krótszego dnia roboczego jest dla robotników tem samem, co ocalenie siebie i dzieci swoich od nędzy i głodu.
Niema też zgubniejszej nauki dla nas jak ta, którą oddawna w nas wpajano, żeby każdy o sobie tylko myślał i milcząc poddawał się swemu losowi; dopóki wierzyliśmy w te słowa kłamstwa, nie było dla nas żadnej nadziei, żadnego sposobu wyjścia z biedy i ucisku.
Czas wielki, abyśmy poznali i całem sercem przylgnęli do tej jedynej prawdy, że tylko w jedności braterskiej spoczywa nasza siła i nasze zbawienie; że tylko walcząc — można oswobodzić się od wyzysku i nędzy.
Ważniejsze prawa fabryczne, które obecnie istnieją u nas, są następujące:
1) Fabrykant, wydalając robotnika, musi go o tem zawiadomić na dwa tygodnie naprzód.
2) Zabrania się wypłacanie robotnikom kuponami, kwitkami, zbożem, towarem lub innemi przedmiotami zamiast pieniędzy.
3) Dzieci, nie mające 12 lat wieku, nie mogą być dopuszczone do pracy.
4) Małoletni w wieku od lat 12 do 15 nie mogą być zajęci pracą dłużej nad 8 godzin na dobę. Nadto praca nie może trwać dłużej nad cztery godziny z rzędu.
5) Małoletni do lat 15 nie mogą być zajęci pracą między godziną 9 tą wieczorem a 5-tą rano, jak również w dnie świąteczne i galowe.
6) Małoletnich zabrania się używać do robót szkodliwych dla zdrowia lub zbyt męczących.
7) Kobiety i wyrostki do lat 17 nie mogą pracować w nocy w fabrykach bawełnianych, płóciennych i wełnianych.
8) Żaden robotnik nie może pracować dłużej, niż 11 i pół godzin dziennie. Jeżeli zaś pracuje chociażby częściowo w nocy, to jest między 5 rano a 9 wieczorem (tam gdzie są dwie szychty — dzienna i nocna — między 10 wieczorem a 4 rano), to nie wolno go zatrudniać dłużej, niż 10 godzin na dobę. W soboty i w przeddzień świąt nie wolno pracować dłużej niż 10 godzin.
W innych krajach prawa fabryczne dają większą opiekę robotnikom.
W Niemczech: małoletni od lat 13 do 14 nie mogą pracować dłużej nad 6 godzin, od lat 14 do 16 — tylko 10 godzin; praca nocna wzbronioną jest zupełnie dla kobiet i małoletnich.
W Austrji: zakaz pracy nocnej dla kobiet i małoletnich, zakaz używania małoletnich do lat 14 przy robotach fabrycznych; ograniczenie dnia roboczego dla wszystkich robotników do 11 godzin na dobę. Takież samo prawo jest w Szwajcarji.
W Anglji: praca kobiet i młodzieży ograniczoną jest do 10 godzin na dobę; praca nocna dla kobiet i młodzieży jest zupełnie wzbronioną; dzieci do lat 13 pracują tylko 6 i pół godziny.
W Ameryce: w wielu Stanach dzień roboczy dla wszystkich robotników ograniczony jest prawem do 8 godzin na dobę.
Teraz zastanówmy się nad tem, czy prawa, ograniczające pracę kobiet i dzieci, są korzystne dla robotników.
Są bardzo korzystne. Naprzód dla tego, że ochraniają zdrowie dzieci i kobiet robotnic. Dopóki tych praw nie było, fabrykanci w nieludzki sposób wyzyskiwali pracę dzieci. Małe dzieci, nie mające jeszcze 10 lat, pracowały po kilkanaście godzin dziennie. Praca ta rujnowała ich zdrowie, wycieńczała zupełnie siły młodociane tak, że rzadko które z nich dożyło 20 roku życia.
Zobaczymy z opisów różnych lekarzy i inspektorów fabrycznych, do jakich okropności dochodził ten wyzysk pracy dziecinnej przed wprowadzeniem praw fabrycznych. „W wielu okręgach fabrycznych, powiada inspektor angielski, w oburzający sposób znęcano się nad dziećmi. Pchano je ku śmierci nadmiarem pracy, smagano, zakuwano w łańcuchy i męczono najbardziej wyszukanem okrucieństwem; w wielu razach głodzono je, podczas gdy bat nie pozwalał im opuszczać roboty. Niekiedy nawet zostały popychane do samobójstwa. Urocze i romantyczne doliny Anglji stały się ponurą widownią tortur, a często i zabójstwa!... Zyski fabrykantów były nadzwyczajne. To zaostrzało tylko ich wilczy apetyt. Zaczęli praktykę roboty nocnej, to jest, ubezwładnioną całodzienną pracą grupę zamieniali na inną, będącą w pogotowiu do pracy nocnej. Partja dzienna kładła się do łóżka, które przed chwilą opuściła była partja nocna i odwrotnie. Pozostało to jako tradycja, że łóżka nigdy nie ostygały“. „Przedsiębiorcy ściągali dzieci okolicznych biedaków, które wolno było zmuszać bezkarnie, chociażby to były dzieci siedmioletnie, albo i jeszcze młodsze, do pracy 13 lub 14-godzinnej na dobę: dziećmi temi nie potrzebowano się opiekować w razie choroby, wolno je było w każdej chwili wypędzać. Skutki nie dawały na siebie czekać; w szkołach można było natychmiast rozpoznać dzieci, pracujące w fabrykach, po ich chorobliwym wyglądzie i znużeniu“.
Pewien komisarz w okręgu Leicester (w Anglji) donosił w 1883 roku (przed wydaniem praw fabrycznych) że w rozpowszechnionem tam rzemiośle tapicerskiem dwie trzecie wszystkich robotników są to dzieci od 6 do 8 lat. W ciasnej izbie i najniezdrowszem powietrzu siedziały te nieszczęsne istoty przez 17-cie godzin dziennie.
W tymże czasie dzieci były używane do roboty w większości kopalń angielskich. Cztero i pięcioletni chłopcy pracowali w kopalniach od najwcześniejszego poranku, jak również i małe dziewczynki.
Często dzieci te pozostawały przez cały czas roboty w ciemności i zupełnie same. Wielu twierdzi, jak mówi niemiecki uczony Szippel, że zimą mijały tygodnie, zanim ujrzały one znowu światło dzienne. Tenże uczony mówi dalej: „Obok dzieci kobiety słabe, prawie zupełnie nagie, musiały pracować w ciągu 14 do 16 godzin dziennie i znosić najokrutniejsze obejście się i lekceważenie w najniezdrowszych i najniebezpieczniejszych miejscach kopalń. Na widok ich cierpień komisarz królewski pisał wtedy, że nigdy nie spodziewał się ujrzeć podobnego obrazu poniżenia ludzkiego“.
Urzędnik Bronghton (Branton) mówi: „O godzinie 2, 3, 4 zrana dzieci 9 — 10 letnie są wyciągane z brudnej pościeli i zmuszane w zamian za nędzne tylko utrzymanie pracować 10, 11, 12 godzin w nocy, podczas gdy rysy ich twarzy przytępiają się, ich istota ludzka krzepnie zupełnie i staje się nieczułą jak kamień, a sam widok tych istot jest okropny“.
Inspektor angielski Brewer tak mówi o pracy kobiet: „codzień bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że praca kobiet jest przekleństwem okolicy, ponieważ istoty te pracować muszą dzień i noc — i za co? Nie za odpowiednie i zasłużone wynagrodzenie, lecz za cenę głodową, taką przebiegły łotr-majster płacić raczy. Pracują tylko po to, żeby utrzymać przy życiu dzieci swoje, wołające o chleb...“
Takie to okrucieństwa działy się za granicą z pracą kobiet i dzieci przed wprowadzeniem praw fabrycznych.
Nie lepiej zapewne działo się i u nas, a nawet i teraz możnaby znaleść dużo podobnych faktów wyzysku w tych fabrykach, gdzie dzieci jeszcze pracują.
Tylko że u nas odbywa się to wszystko w tajemnicy, lekarze i inspektorowie nie zajmują się takiemi rzeczami, a w gazetach nawet pisać o tem nie pozwalają.
Wiemy jednak ze słyszenia, jak wyzyskują młodych chłopców w różnych warsztatach, jak im każą do późnej nocy pracować, jak ich żywią nędznie, w jakich okropnych trzymają izbach. Fabrykanci bowiem wszędzie są jednakowi i dla zysku swego gotowi są popełnić największe okrucieństwa. Cóż więc dziwnego, że zamęczali małe dzieci i kobiety pracą nad ich siły, dopóki prawo fabryczne nie położyło temu końca?
Fabrykanci mieli zawsze ogromny apetyt na pracę kobiet i dzieci, dlatego że jest o wiele tańszą. Dziecko otrzymuje tygodniowo zaledwie piątą lub czwartą część tego zarobku, co dorosły robotnik, kobieta ma zwykle o połowę mniejszą płacę, niż mężczyzna. Gdzie więc tylko mogli użyć dzieci i kobiet do pracy, tam odprawiali mężczyzn. Dla klasy robotniczej było to wielką klęską, gdyż płace zarobkowe wszędzie skutkiem tego ogromnie spadły. Fabrykanci, mogąc przy bardzo wielu zajęciach zastąpić mężczyznę — dzieckiem lub kobietą, zaczęli mniej dbać o robotników i według swej woli obniżać im zarobki.
Dlatego to właśnie praca kobiet i dzieci, niczem nieograniczona, jest szkodliwą dla ogólnych interesów robotniczych. Wyzysk fabrykantów staje się wtenczas straszny; dzieci marnieją, wyrastając na idjotów i karłów ułomnych, a przytem płaca robocza spada ogromnie nisko.
Widoczną zatem jest korzyść, jaką mają robotnicy z praw fabrycznych, ograniczających pracę kobiet i dzieci. Trzeba tylko, żeby robotnicy sami pilnowali, by te prawa były wykonywane i przestrzegane ściśle.
Szczególnie bowiem u nas, w Polsce, są one bardzo często gwałcone przez fabrykantów, którzy przekupiwszy inspektorów i policję, omijają w najrozmaitszy sposób przepisy, dotyczące pracy kobiet i dzieci, wypłat zarobkowych i wydalania; rząd zaś carski, chociaż te prawa zatwierdził, patrzy jednak obojętnie i pobłażliwie na nadużycia, które się dzieją.
Gdzieindziej — zagranicą — rząd, urzędnicy państwowi i policja, zostają pod kontrolą całego narodu; wybierani przez lud posłowie, którzy zasiadają w sejmach, gdy tylko dowiedzą się o jakich nadużyciach, o niewypełnianiu naprzykład przepisów fabrycznych, zaraz wytaczają o to sprawę ministrom, i rząd zmuszony jest ten stan rzeczy naprawić i nadużycia usunąć. Przytem, zagranicą jest wolność pisania i mówienia, więc każde szachrajstwo, dokonane przez fabrykantów lub policję, każdy gwałt, popełniony na robotniku, zostaje zaraz wyciągnięty na światło dzienne, przed sąd opinji publicznej: mówią o tem głośno na zebraniach, piszą po gazetach, a to wszystko ma ten skutek, że jak fabrykanci, tak samo policja i urzędnicy, muszą się mieć na baczności i boją się popełniać bezprawia.
U nas zaś, ponieważ żadnej wolności niema, ponieważ rząd panujący jest rządem carskim, despotycznym, więc dzieje się wprost przeciwnie: fabrykanci i policja postępują zupełnie samowolnie z robotnikami i o tyle tylko przestrzegają przepisów fabrycznych, o ile im z tem wygodnie. Ponieważ niema wolności słowa, więc ani mówić na zebraniach, ani pisać po gazetach nie można o wyzysku i niedbalstwie inspektorów, a wszystkie łajdactwa i krzywdy dzieją się potajemnie, ukryte przed okiem opinji publicznej. Rząd carski i jego urzędnicy nie mają nad sobą żadnej kontroli narodu, przed nikim nie potrzebują zdawać sprawy, niema żadnych posłów od ludu, którzyby jego interesów bronili i dlatego dzieją się u nas tysiączne bezprawia, z powodu których my robotnicy najwięcej cierpimy. Tem bardziej jednak, ze zdwojoną energją, powinniśmy stać sami na straży swoich interesów.
Zobaczmy teraz, skąd się wzięły prawa fabryczne? Co skłoniło różne rządy do ich wydania? Czy sądzicie, że uczyniły to z łaski, z dbałości o los robotników? — Bynajmniej! Robotnicy sami zmusili rządy do wydania tych praw.
Najpierw wywalczyli je sobie robotnicy angielscy. W ciągu całych 10 lat zmuszali oni swój rząd do wydania prawa fabrycznego; podawali zbiorowe prośby do rządu, urządzali pochody uliczne, tłumne zebrania, na których domagali się tego, prowadzili cały szereg strejków, chcąc ukrócić wyzysk fabrykantów.
Wszystko to zmusiło rząd angielski do zajęcia się położeniem robotników i zaspokojenia ich żądań. Zostało wydane prawo, wzbraniające kobietom i młodzieży pracować dłużej, niż 10 godzin na dobę. Z prawa tego skorzystały nietylko kobiety i dzieci, ale wszyscy robotnicy. W większości bowiem fabryk kobiety i dzieci pracowały razem z mężczyznami, roboty jednych i drugich nie mogły być prowadzone oddzielnie; przeto gdy dzień został skrócony dla kobiet i młodzieży do 10 godzin, to musiał być tak samo skrócony dla mężczyzn. Od wydania prawa fabrycznego byt robotników polepszył się znacznie. Zamiast 14 i 16 godzin pracowali teraz tylko 10, a przytem płace się podniosły wskutek skrócenia dnia roboczego i zakazu używania dzieci do roboty. Zwycięstwo więc robotników było ogromne a trudy strejkowania i całego ruchu opłacone zostały sowicie — aż do dnia dzisiejszego.
Tak samo stało się i w innych krajach, w Niemczech, Francji, Ameryce i t. d. Wszędzie robotnicy ruchem swoim i energicznem domaganiem się ustępstw zwrócili na siebie uwagę rządu i zmusili go do wydania tych praw, jakie mają obecnie.
Rząd moskiewski, widząc, że i u nas robotnicy zaczynają stawić czoło wyzyskowi i coraz głośniej narzekać na istniejący porządek rzeczy, a ulękłszy się, żeby to nie przybrało większych rozmiarów, wydał prawo fabryczne ogłoszone u nas 13 października 1891 roku.
Gdy zaś w 1892 r. wybuchł wielki strejk majowy w Łodzi, to fabrykanci nasi tak się przestraszyli, że sami wstawiali się do rządu o prawo skracające dzień roboczy. Chcieli w ten sposób trochę zaspokoić robotników i zmniejszyć u nich ochotę do strejkowania. Ale fabrykanci moskiewscy temu się oparli: robotnicy rosyjscy dawali się wyzyskiwać bez oporu, więc też i fabrykanci nie chcieli żadnych praw, które by wyzysk choć trochę ograniczyły. Potem gdy w 1896 r. za przykładem naszych robotników poszli robotnicy rosyjscy, to i fabrykanci rosyjscy zgodzili się na prawo o skróceniu dnia roboczego. Prawo to wyszło 14 czerwca 1897 r.
Ale co warte jest to prawo? Wszak przynajmniej u nas w wielu miejscach już przed wydaniem tego prawa pracowano krócej niż 11 i pół godzin. Poprawiło ono trochę byt rosyjskich robotników, ale naszym nic nie dało. Przytem niemal wszystkie prawa moskiewskie są tylko na papierze.
W rzeczywistości zaś każdy urzędnik robi, co mu się podoba, a że mu się zawsze najlepiej podobają łapówki fabrykanckie, więc też wierzyć ani prawom, ani urzędnikom moskiewskim robotnicy nigdy nie mogą. Ale co już wywalczyliśmy, te drobne okruchy praw fabrycznych, tego pilnujmy i nie dawajmy się oszachrowywać i oszukiwać.
Gdy się ma do czynienia z takim nikczemnym rządem jak moskiewski, to nie można ani na chwilę zaprzestać walki. Każde ustępstwo, chociażby najuroczyściej zapewnione robotnikom, zaraz będzie cofnięte, jeżeli rząd nie będzie czuł, że robotnicy każdej chwili gotowi są o nie walczyć.
Prawa fabryczne powinny być takie, żeby zapewniały wszystkim robotnikom 8 godzinny dzień roboczy i zmusiły fabrykantów do dawania takiej płacy, która by wystarczyła na życie wygodne. Prawo fabryczne powinno dać robotnikom 8 godzinny roboczy dzień i płacę wyższą.
Zrozumieli to oświeceni robotnicy zagraniczni i polscy, i dlatego co rok świętują 1 Maja, wypowiadając w ten dzień swoje żądania: 8 godzin pracy i wolność polityczna.
Gdzie mogą, tam w ten dzień urządzają ogromne pochody uliczne, zebrania i bezrobocne powszechne, chcąc tym sposobem pokazać rządowi, że z obecnego stanu rzeczy są niezadowoleni, że żądają płacy wyższej, krótszego dnia roboczego, swobody i poszanowania praw swoich.
Znaczenie święta majowego jest ogromne. W ten dzień — robotnicy wszystkich krajów objawiają swoje braterstwo wzajemne, swoją solidarność. Od jednego końca świata do drugiego, w Europie i w Ameryce, wypowiadają to samo żądanie: zniszczenia wyzysku i niewoli wszelkiej. Po przez granice różnych państw wrogich sobie, bez względu na różnice narodowości, religji, robotnicy podają sobie dłoń przyjacielską, łączą się w sojusz bratni, poprzysięgając sobie, że będą wspólnemi siłami walczyć o lepszą przyszłość, o sprawiedliwość na ziemi, o wyzwolenie człowieka z nędzy i despotyzmu. Jest to dzień największego święta, jaki świat widział kiedykolwiek. Cała ludzkość uciemiężona i cierpiąca skupia się wtedy około jednego sztandaru wolności; wiara w zwycięstwo ożywia wszystkich, i niema robotnika tak zgnębionego losem, który by, stanąwszy w tych bratnich szeregach zjednoczonych jedną myślą, nie poczuł się silnym i szczęśliwym. — Zgnębieni ciężką pracą dla kawałka chleba, biedą i kłopotami życia, uważamy siebie nieraz za ludzi tak słabych i nędznych, za taki proch ziemi, że nawet do głowy nam nie przyjdzie ta myśl, że możemy coś znaczyć na świecie, że może od naszej woli zależy ten cały porządek, jaki na świecie panuje. Lecz kiedy nadchodzi dzień 1 Maja, i wszystkie fabryki stają z naszej woli wszystkie roboty zostają w zawieszeniu; kiedy widzimy, jak przestraszony rząd gromadzi po koszarach wojska i rozpuszcza całą sforę policjantów i szpiegów, jak bogacze i możni tego świata drżą ze strachu przed świętem robotniczem, wtedy — zaczynamy inaczej myśleć o sobie. Wtedy widzimy, jaką potęgą jesteśmy i jak wiele od nas zależy: praca nasza jest źródłem życia dla całego społeczeństwa; ona wszystko utrzymuje i wszystko tworzy; dzięki niej fabryki wyrabiają towary, wznoszą się gmachy, uprawia się rola; z niej, bogacą się kapitaliści, z niej pochodzą wszystkie dochody rządowe, siła państwa, dostatki życia i cywilizacja cała; bez niej zaś wszystko się niszczy, przepada, marnieje, złoto nawet przestaje być złotem, pieniądz traci swą wartość. Więc chociaż niewolnikami dziś jesteśmy, to jednak w naszych rękach spoczywają losy świata i wystarczyłoby nam tylko zrozumieć swoją sprawę i zjednoczyć się, ażeby zmienić zupełnie cały dzisiejszy porządek, i na miejsce wyzysku i niewoli zaprowadzić swobodę i sprawiedliwość.
Więcej jeszcze uczy nas dzień 1 Maja. Przywykliśmy do tego, że trzeba pracować i pracować bez końca i wytchnienia. Od dzieciństwa nakładli nam do głowy, że praca uszlachetnia, wzbogaca, że jest od Boga nakazaną, i to samo powtarzają nam ciągle fabrykanci. Przywykliśmy do tego i nam się wydaje, że to tak być powinno. A nie zwrócimy uwagi na to, że praca długa nietylko wyniszcza zdrowie, ale jeszcze ogłupia i upadla człowieka. Schyleni po całych dniach nad warsztatem, dozorowani przez majstrów, odzwyczajamy się myśleć i żyć po ludzku, zniżamy się do roli bydląt. Tylko bowiem wól roboczy może wytrzymać przez cały dzień w jarzmie; człowiek zaś ma daleko szersze potrzeby: on potrzebuje życia towarzyskiego, nauki, uczuć rodzinnych, swobody myśli i udziału w sprawach publicznych. Na to wszystko nie staje mu czasu i sił, jeżeli musi pracować nadmiernie, całe jego życie sprowadza się wtedy do tego, żeby spać, jeść i pracować, a takie życie jest niegodne człowieka.
Pierwszego Maja, wypowiadając żądanie 8 godzinnego dnia roboczego, podnosimy zaraz swoje ludzkie prawo do oświaty i swobody; im mniej bowiem przymusowa praca fabryczna zabierać nam będzie godzin życia, tem więcej przybędzie nam czasu na to wszystko, co człowieka uszlachetnia i podnosi.
Panowie i księża mówią nam zawsze: „niech każdy pilnuje swego zawodu, praca to najpierwszy obowiązek; szewc niech buty robi, stolarz niech hebluje, ślusarz niech majstruje nad żelazem, i do innych rzeczy niech się nie wtrącają; robotnik jest po to tylko, żeby pracował“.
Temu my zaprzeczamy w dzień 1 Maja, kiedy bez różnicy zawodu, szewcy, stolarze, tkacze, ślusarze, wszyscy porzucamy roboty i łączymy się ze sobą w imię wspólnego hasła. Wtedy my odpowiadamy tym panom wyraźnie: że robotnik jest przedewszystkiem człowiekiem a nie narzędziem do roboty, że jako człowiek ma swoje moralne potrzeby, że w warsztacie nie zamyka się dla niego świat cały, i że dlatego powinien on walczyć o wyzwolenie siebie z upodlającego jarzma wyzysku.
Jeszcze jedna prawda objawia się nam w dzień 1 Maja. Widząc, jak rząd wystawia przeciwko nam swoje zbrojne siły, czując na sobie ciężką rękę despotyzmu, przypominamy sobie, że nic jesteśmy ludem wolnym i niepodległym lecz niewolnikami cara; przypominamy sobie, że na ulicach Żyrardowa. Łodzi i Dąbrowy, lała się krew robotników, że więzienia zapełniają się ciągle naszymi towarzyszami, a przy każdej sprawie, przy każdym zatargu z fabrykantami, występuje zawsze brutalna ręka rządu carskiego, żeby sprawę naszą pognębić. Kiedy walcząc z wyzyskiem, potrzebujemy rozwinąć jak najszerszą działalność, agitować, przemawiać swobodnie, zbierać się i radzić, organizować związki i kasy robotnicze, wtedy widzimy, że nam to wszystko jest wzbronione przez rząd moskiewski, że policja pilnuje nas na każdym kroku, i za najmniejsze nieposłuszeństwo, za najmniejszy opór, stawiany wyzyskiwaczom, może nas prześladować i więzić. Wtedy otwierają się nam oczy, i poznając całą ohydę carskiej niewoli, widzimy zarazem jak ważną jest dla robotników wolność polityczna.
Dotąd mówiliśmy głównie o jednym wrogu robotnika — o fabrykancie, z którym spotykamy się codzień w fabryce. Mówiliśmy o wyzysku fabrykantów i o walce, jaką robotnicy muszą z nimi toczyć — głównie za pomocą strejków. Ale już nadmienialiśmy o innym wrogu naszym — o rządzie carskim. Z uciskiem rządu moskiewskiego spotykamy się co krok — w fabryce i poza fabryką, a walkę z nim toczyć musimy nawet wtedy, gdybyśmy tylko chcieli paru kopiejek więcej zarobku albo pół godziny mniej pracy. Przy porządkach, jakie dziś u nas panują, pewni być możemy, że rozpocząwszy walkę z fabrykantem, spotkamy się zaraz oko w oko z rządem, który go broni.
Wiadomo, że kiedy kapitalista może kupić sobie spokój, zaspokoić życzenia robotników z niewielką dla siebie stratą, to ustępuje im; ale jak tylko chodzi o coś ważniejszego, co by rzeczywiście zmniejszyło wyzysk, polepszyło byt robotnika, to fabrykant w tej chwili przywołuje na pomoc rząd przeciwko złączonym robotnikom. Polski robotnik zbyt często to odczuł na własnej skórze, ażeby mu to trzeba było przypominać. Wie on, że niema poważniejszego strejku bez tego, żeby policja, żandarmi, wojsko nie stanęli w obronie fabrykanta, nie grozili, nie aresztowali, nie bili, nie strzelali czasami do robotników, a to wszystko dlatego, że według carskiego prawa nie wolno łączyć się w stowarzyszenia, zgromadzać się, mówić swobodnie, występować gromadnie, jednem słowem, że niema wolności politycznej.
Dziś niema jej u nas; niedawno, bo na początku tego stulecia, nie dalej jak 70—80 lat temu, nie było jej nigdzie. We wszystkich krajach Europy, a między nimi i w Anglji, kraju najbardziej przemysłowym i w którym dlatego ruch robotniczy zaczął się najwcześniej, prawo, pod surowemi karami więzienia, tortury, nawet śmierci, zakazywało robotnikom zmawiać się, łączyć w związki, strejkować, a wszystkim poddanym wogóle prawie we wszystkich krajach nie wolno było wcale, a w niektórych tylko — prawie wcale — zgromadzać się, przemawiać, pisać i wydawać swobodnie książki i gazety. Robotnicy, jak my teraz, robili wówczas to wszystko potajemnie. Ale walka ich o polepszenie swego bytu musiała być wtedy, przy tych warunkach, bardzo ciężka, i rzadko udawało się wymódz na fabrykantach poważniejsze ustępstwa. Więc wszędzie zaczęli walczyć o swobody polityczne: o wolność słowa, druku, stowarzyszeń i zgromadzeń. Walkę tę prowadzili różnemi sposobami: za pomocą wielkich manifestacyj, pochodów, strejków powszechnych: wreszcie z bronią w ręku, i w końcu zwyciężyli wszędzie. Dziś w całej Europie swobody polityczne istnieją, w niektórych krajach całkowite, w innych jeszcze mniej lub więcej ograniczone.
Klasa robotnicza odnosi z nich olbrzymie korzyści. Tylko dzięki nim mogą istnieć związki fachowe nietylko jednego miasta lub kraju, ale nawet wszystkich krajów, międzynarodowe, których członkowie wspierają się nawzajem podczas strejków i mają bogate kasy składkowe: tylko dzięki tym swobodom robotnicy w swych pismach mogą oddawać wyzyskiwaczy pod sąd opinji publicznej, rozszerzać swoje przekonania, bronić swoich interesów z prawdziwem powodzeniem. A jednak — i to jeszcze nie wystarcza.
Dlaczego? Dlatego, że cały rząd tych nawet wolnych krajów mają w swych rękach kapitaliści; oni rozkładają podatki tak, aby gnębiły biednych, a ich nie dotykały, oni wydają prawa, broniące własności prywatnej kapitalistów, oni rozkazują wojsku i policji. Ażeby zwyciężyć kapitalistów, którzy są mocni dlatego, że mają w swoich rękach władzę rządową, władzę polityczną, — robotnikom nie wystarcza swobody politycznej: trzeba im jeszcze władzy politycznej; trzeba, aby robotnicy, a nie kapitaliści, wydawali prawa i rządzili całym krajem.
Na początku tego stulecia prawie we wszystkich krajach Europy, tak jak teraz w Rosji, były rządy despotyczne, to znaczy, że monarcha, król albo cesarz, rządzili samowładnie przez swoich ministrów. Robotnikom było wówczas jak najgorzej, tak jak nam jest teraz, bo monarcha samowładny staje zawsze po stronie bogatych przeciw biednym. Dlatego też, walcząc o swobody polityczne, jakieśmy dopiero co widzieli, walczyli oni też o coś więcej jeszcze: o to, aby rząd samowładny zamienić na inny, ogólno-narodowy, czyli, inaczej mówiąc, walczyli o konstytucję. Konstytucja — wyraz ten znaczy, że krajem rządzi nie wola jednego człowieka, ale zbiór praw: jeżeli prawa te ustanowione są przez sam naród, to konstytucja nazywa się demokratyczną (czyli ludowładczą). Dzisiaj konstytucje takie istnieją już w całej Europie: wszędzie jest parlament, to znaczy zgromadzenie posłów, wybieranych przez naród, i ci posłowie wydają wszelkie prawa, i ich muszą się słuchać ministrowie w swoich rządach: prawie wszędzie zaś posłowie ci wybierani są przez głosowanie powszechne, to znaczy, że każdy mężczyzna dorosły ma prawo oddać swój głos na kogo chce przy wyborze posła do parlamentu, i że każdy może też być wybrany na takiego posła.
Mając te prawa polityczne: prawo wyboru i prawo wybieralności: mając przytem swobody polityczne, wolność słowa, druku, stowarzyszeń i zgromadzeń, robotnicy mogą skutecznie walczyć z kapitalistami. Wprawdzie dotychczas jeszcze lud biedny, niedość oświecony i nie rozumiejący należycie swoich interesów, daje się oszukać i wybiera na większość posłów — kapitalistów, którzy rządzą krajem na jego szkodę, a na swój pożytek. Ale już teraz we wszystkich parlamentach są posłowie robotniczy, którzy pilnują, aby rząd i kapitaliści nie popełniali nadużyć, aby, naprzykład, prawa fabryczne były dokładnie wykonywane. A oprócz tego, robotnicy łączą się w jedną partję polityczną, wydają pisma odbywają zgromadzenia, oświecają i nawracają innych robotników: a ponieważ ich jest większość w każdym kraju, więc w końcu, dzięki swobodom i prawom politycznym, muszą oni zdobyć władzę polityczną, wziąć rząd w swoje ręce, i wydać takie prawa, zaprowadzić w kraju takie urządzenia, aby nie było wcale nędzy, tylko równość i dobrobyt dla wszystkich.
Zatem widzimy: że jeśli robotnicy chcą rzeczywiście odnieść zwycięstwo nad kapitalistami, to potrzebne im są przedewszystkiem swobody i prawa polityczne, za pomocą których mogliby zdobyć władzę polityczną.
My zaś polscy robotnicy, nie mamy ani swobód, ani praw politycznych żadnych. Dlaczego ich nie mamy? Dlatego, że mamy nad sobą samowładny rząd rosyjskiego cara. Ażeby zdobyć prawa i swobody polityczne, musimy się pozbyć rządu carskiego.
Car podbił Polskę sto lat temu przy pomocy zdrajców panów polskich i podzielił na trzy części wraz z rządem pruskim i austrjackim. Już wtedy przygotowywano w Polsce konstytucję, a nawet już ją ogłoszono, nadając pewne prawa polityczne i wielkie swobody, jeśli nie robotnikom przemysłowym, których jeszcze wtedy nie było, to mieszczanom i rzemieślnikom. Car, podbiwszy Polskę, zniósł konstytucję i zaprowadził niewolę i bezprawie. Od tego czasu Polacy już dwa razy urządzali powstanie, chcąc wypędzić rząd carski i zaprowadzić swobody polityczne; podczas ostatniego powstania w roku 1863 powstańcy pierwsi znieśli pańszczyznę i nadali ziemię chłopom, a car zrobił to dopiero później, po zgnieceniu powstania. Ale robotników jeszcze prawie nie było; lud wiejski był nieuświadomiony i nie pomógł powstańcom, dlatego rząd ich zwyciężył. Teraz robotnicy stanowią już wielką siłę, lud wiejski też zaczyna się ruszać, i rząd nie tak łatwo mógłby nas zwyciężyć, tembardziej, że i robotnicy rosyjscy domagają się od niego konstytucji, swobód i praw politycznych.
My, robotnicy polscy, i robotnicy rosyjscy mamy jednego i tego samego wroga: rząd carski i powinniśmy sobie nawzajem pomagać, by rząd ten obalić. Ale nam wystarczyć nie może konstytucja wspólna z Rosją. Musimy pamiętać, że cierpimy nietylko dla tego, że nie mamy swobód politycznych, lecz i dla tego, że panuje nad nami rząd obcy, najezdniczy.
Dzisiaj dziecko robotnika rosyjskiego może się uczyć w szkole w swoim własnym języku; jak robotnik ma sprawy w sądzie, w innym urzędzie, lub z inspektorem fabrycznym, to może się porozumieć w swoim własnym języku, i tak dalej. My tego wszystkiego nie mamy. Język polski wszędzie jest wzbroniony, wszędzie trzeba mówić po rosyjsku. Urzędnicy, żandarmi, inspektorzy prześladują nas, gnębią i oszukują nietylko dlatego, że jesteśmy robotnikami, ale jeszcze w dodatku i dlatego, że jesteśmy Polakami, narodem zawojowanym, który trzeba ciągle trzymać pod batem. Otóż, czy od tego wszystkiego uwolniłaby nas konstytucja ogólna, wspólna dla całej Rosji razem z Polską? Bynajmniej. Mamy najlepszy przykład na cesarstwie niemieckiem, do którego także należy część Polski. Jest tam konstytucja, nawet z głosowaniem powszechnem; w parlamencie zasiada nawet kilkudziesięciu posłów robotniczych, a pomimo to nie mogą oni przeszkodzić rządowi niemieckiemu gnębić Polaków, a ten ucisk najbardziej daje się we znaki robotnikom i sprawie robotniczej, bo jeśli np. robotnicy polscy chcą tam urządzić zgromadzenie publiczne, to policjant — Niemiec zabrania tego pod tym pozorem, że on nie jest obowiązany rozumieć po polsku, a prawo nakazuje mu słuchać przemówień. W urzędach, w szkołach, w sądach wszystko też po niemiecku, nie po polsku. Tak samo gdybyśmy należeli do Rosji, mającej już nie rząd samowładny, a konstytucję, to ucisk naszego języka i narodowości nie byłby usunięty, a więc ze swobód i praw politycznych nie wyciągnęlibyśmy należytych korzyści.
Widać więc, że jeśli chcemy zdobyć takie swobody i prawa polityczne, jakich nam potrzeba, to musimy zdobyć konstytucję osobną dla Polski, czyli, inaczej mówiąc, musimy, obalając rząd carski wspólnie z robotnikami rosyjskimi, wypędzić go zupełnie z naszego kraju, ZDOBYĆ POLSKĘ NIEPODLEGŁĄ.
Jak i kiedy to nastąpi? tego dokładnie przewidzieć nie można. Można tylko powiedzieć, że gdy te setki tysięcy robotników fabrycznych i górników, te miljony robotników wiejskich, zrozumieją należycie swoje interesy i będą dobrze zorganizowani, to urządzą rewolucję czyli powstanie, którego żaden rząd nie będzie mógł zwyciężyć, tembardziej, że robotnicy rosyjscy i niemieccy także nam dopomogą. Wypędziwszy zaś wojska i urzędników najezdniczych z naszego kraju, ogłosimy niepodległą rzeczpospolitą polską, to znaczy, że nie poddamy się pod władzę żadnego króla ani cesarza, tylko zaprowadzimy taką konstytucję, aby naród miał wszelkie swobody i sam wybierał cały rząd i wszystkich urzędników i sam ustanawiał prawa.
Gdybyśmy tylko taką konstytucję demokratyczną zdołali zaprowadzić w niepodległej Polsce, gdybyśmy w niej zdobyli wolność druku, słowa, stowarzyszeń i zgromadzeń, prawo głosowania powszechnego i rząd, zależny od woli narodu, to już byłaby dla sprawy robotniczej ogromna korzyść. My jednak, korzystając z rewolucji i z wypędzenia rządu carskiego, postaramy się wydać i inne jeszcze prawa, które zniosłyby wszelką nędzę i wszelki wyzysk, a o których będziemy zaraz mówili w rozdziale następującym.
Sprawa robotnicza nie kończy się na zdobyciu sobie lepszej płacy, krótszego dnia roboczego i wolności politycznej. Sięga ona znacznie dalej.
Ponieważ nam chodzi o to, żeby znieść całą nędzę i cały ucisk, jaki na świecie panuje, więc trzeba zniszczyć samo źródło nędzy i ucisku, zaprowadzić taki porządek, który by raz nazawsze oswobodził ludzi od wszystkich krzywd i cierpień.
Jakież jest źródło nędzy i ucisku? Jest to własność prywatna; jest to ten porządek, dzięki któremu jedni tylko mają w swojem posiadaniu ziemię, fabryki i bogactwo, a drudzy są ze wszystkiego wydziedziczeni; ci zaś, którzy nie mają środków do utrzymania życia, muszą sprzedawać swoją pracę, i z obawy głodu iść pod jarzmo wyzysku.
Dopóki by pozostawał taki stan rzeczy, to nawet przy wolności politycznej, przy lepszej płacy i krótszym dniu roboczym bylibyśmy zawsze najemnikami kapitalistów, i oni, mając w swojem ręku wszystko, co jest do życia potrzebne, mogliby zawsze gnębić i uciskać. Wszelkie ustępstwa, zdobyte od fabrykantów, są rzeczą bardzo niepewną; dziś uzyskaliśmy większą płacę, a jutro nowa maszyna zostanie zaprowadzoną, która pozwoli fabrykantom z mniejszą liczbą robotników produkować, i wtedy położenie nasze znowu się pogorszy, wielu ludzi straci zajęcie, zwiększy się konkurencja o zarobek i płace znowu spadną.
Gorzej nawet jeszcze może być, bo z każdym rokiem rozwija się technika, i wymyślają coraz nowsze wynalazki maszynowe, a każda taka maszyna wypiera robotników z fabryki, i może łatwo dojść do tego, że dla całych setek i tysięcy ludzi nie będzie zupełnie zarobku.
Jedyny zaś na to sposób jest znieść zupełnie wyzysk; a znieść wyzysk — to znaczy zrobić wszystkich właścicielami, każdemu dać prawo do korzystania z tych wszystkich bogactw, jakie natura i praca ludzka stwarzają — czyli zaprowadzić wspólną własność.
Dlatego też robotnicy, zrzuciwszy z siebie jarzmo rządu carskiego i zdobywszy niezależną rzeczpospolitę polską, wydadzą następujące prawa:
1) Każdy człowiek zdrowy powinien obowiązkowo pracować od 20 do 45 roku życia, w tym zawodzie, który sobie wybierze.
2) Każdy człowiek ma mieć zabezpieczone wszystkie wygody życia i korzystać z nich do śmierci.
3) Fabryki, kopalnie i ziemia mają być wspólną własnością całego narodu pracującego.
Każdy człowiek powinien pracować, jeżeli nie chce być darmozjadem i pasożytem dla ludzi. Człowiek, który całe swoje życie nie pracuje, a ma wszystko, żyje kosztem innych, kosztem cudzej pracy, dla społeczeństwa jest tylko niepotrzebnym ciężarem.
Dzisiaj jest tak na świecie, że cała masa ludzi nie pracuje zupełnie: jedni nie pracują dlatego, że są bogaci i żyją z wyzysku pracy robotników, drudzy, a tych jest najwięcej, nie pracują dlatego, że pracy sobie znaleść nie mogą z powodu złej gospodarki fabrykantów i długiego dnia roboczego; inni znowu są zajęci rzeczami niepotrzebnemi, jak naprzykład: służba lokajska, zajęcia biurowe, kupieckie, wojskowe i wiele innych.
Otóż, gdyby ta cała masa ludzi pracowała, to bogactw byłoby więcej, niż teraz, i każdy mógłby mniej pracować, bo im więcej ludzi pracuje, tem mniej pracy przypada na każdego. Obliczono, że gdyby wszyscy ludzie zdolni do pracy pracowali teraz w użytecznych zawodach, to mogliby z pomocą maszyn wytworzyć tyle bogactw, że na każdego człowieka przypadałaby część dostateczna do zupełnie wygodnego życia, a przytem każdy by musiał pracować tylko 3 lub 4 godzin dziennie.
Nie zapominajmy także o tem, że umiejętność ludzka rozwija się ciągle, i coraz nowsze maszyny zostają wynalezione, z pomocą których dają się wytwarzać ogromne masy towarów przy małych wysiłkach człowieka. Może więc łatwo dojść do tego, że tylko 2 godziny pracy dziennej, przypadające na każdego, wystarczy już zupełnie, ażeby było wszystko, co potrzeba ludziom do wygodnego życia.
Gdy więc prawo robotnicze ustanowi, że praca jest obowiązkiem każdego zdrowego człowieka, korzyści z tego będą olbrzymie. Bogactw będzie jeszcze więcej na świecie, a praca dla każdego będzie mniejsza.
Przytem prawo robotnicze oznaczy, że każdy człowiek powinien pracować nie wcześniej jak od 20 roku życia i nie dłużej jak do 45 roku.
Z tego także będą korzyści. Młodzież do 20 roku nie powinna pracować, bo to jest czas przeznaczony na naukę. Jeżeli dziecko ma wyróść na rozumnego i użytecznego człowieka, to potrzebuje uczyć się za młodu. Przytem praca fizyczna dla młodego wieku jest szkodliwą; siły są jeszcze za słabe, a przez nadużywanie ich psuje się zdrowie, rozwijają się różne ułomności i choroby.
Tak samo po 45 roku życia człowiek, który 25 lat pracował użytecznie, ma już wielkie prawo do odpoczynku. Dla starego człowieka praca jest zbyt wielkim ciężarem i dlatego w społeczeństwie sprawiedliwie urządzonem, starzy ludzie powinni być od niej uwolnieni.
Tak więc prawo robotnicze, obowiązujące każdego zdrowego człowieka do pracy od 20 do 45 roku życia, będzie korzystne i słuszne. Skutki jego będą takie: bogactw będzie więcej, na każdego będzie przypadać mało pracy, młodzież będzie się mogła uczyć swobodnie i na rozumnych ludzi wyrastać, starzy nie będą się zamęczać pracą nad ich siły.
Po tylu wiekach udręczenia i ciemnoty ludzie odetchną wreszcie swobodnie, zwolnieni od tego jarzma, którem ich przygniata praca zarobkowa, zabierając im siły, zdrowie i życie. Dziś tylko uprzywilejowani ludzie, mając dużo czasu wolnego, mogą oddawać się naukom i sztukom pięknym, zajmować się ogólnemi sprawami, poznawać coraz nowsze rzeczy, wzbogacać swój umysł i swoją duszę wykształceniem i talentami. Wtedy zaś — kiedy praca obowiązkowa zostanie skrócona do paru godzin dziennie wszystko to będzie dostępne dla każdego człowieka. Nie będzie przywilejów umysłowych, tak samo jak żadnych innych.
Dziś jest zupełnie inaczej: ludzie pracujący żyją po większej części w nędzy, a próżniacy, którzy nic nie robią, opływają w wygodach i w zbytku. Jest to krzycząca niesprawiedliwość. Ci, którzy wytwarzają bogactwa, mieć je powinni: powinni korzystać z wygód i przyjemności życia.
Miljony ludzi pracuje nad wzbogaceniem i upiększeniem kraju, dlaczego by więc tylko mała garstka próżniaków miała korzystać z owoców pracy całego ludu roboczego?
Tylko człowiek pracujący jest użyteczny dla społeczeństwa: on więc przedewszystkiem powinien mieć zapewnione wygody życia, a nie, jak to jest dziś, darmozjad i próżniak.
Prawo robotnicze będzie sprawiedliwe i korzystne dla miljonów ludu pracującego, bo da mu to, na co oddawna wyczekuje nadaremnie — życie dostatnie, godne człowieka.
Robotnicy, tak samo jak dziś zamożni ludzie, będą mieszkać w ładnych i zdrowych pokojach, ubierać się i jadać wykwintnie, uczęszczać do bibljotek i teatrów, kształcić się w uniwersytetach, — jednem słowem — korzystać z tego wszystkiego, co świat dzięki ich pracy posiada.
Może kto powie, że dla wszystkich nie wystarczy bogactw i wygód? Nie zapominajmy jednak o tem, że gdy prawo robotnicze zobowiąże wszystkich ludzi zdrowych do pracy, gdy produkcja nie dla korzyści kapitalistów, jak dzisiaj, lecz dla korzyści całego narodu będzie prowadzona, to bogactw będzie się daleko więcej wytwarzało niż teraz, choć i dzisiaj wystarczyłoby ich dla całej masy ludzi.
A przytem, nowe wynalazki mechaniczne, nowe przyrządy, maszyny i sposoby fabrykacji ciągle się pojawiają, a każdy nowy wynalazek dopomaga pracy ludzkiej i sprawia, że człowiek z jego pomocą daleko więcej wytwarza.
Więc niema co się obawiać o to, że bogactw nie wystarczy dla wszystkich. Prawo robotnicze, zapewniające każdemu pracującemu dostatnie utrzymanie, będzie mogło być doskonale wprowadzone w życie.
Czy słuszne jest, żeby fabrykanci i różni inni kapitaliści zabierali sobie największe dochody, żeby do nich tylko należały fabryki, kopalnie i ziemia? Czy słuszne jest, żeby fabrykant, który nic nie wytwarza, który jest tylko piątem kołem u wozu, zabierał sobie największą część bogactw przez robotników wytworzonych? Bezwarunkowo nie.
Fabryki zbudowali robotnicy, maszyny zrobili robotnicy i z ich pomocą wytwarzają towary: jednem słowem: robotnicy wszystko robią, a fabrykant tylko pieniądze rachuje i chowa do kieszeni.
Ażeby fabryki działały i produkowały dobrze, nie potrzeba do tego wcale fabrykantów, lecz tylko uzdolnionych robotników, mechaników, inżynierów. Z jakiejże więc racji ten, który nie pracuje wcale i nie przyczynia się zupełnie do wytwarzania bogactw, ma sobie zabierać największe dochody? Z jakiej racji tylko garstka próżniaków ma posiadać wszystkie źródła bogactw. Dzięki temu właśnie, że dzisiaj tak jest, na świecie jest tyle nędzy i cała masa ludu pracującego znajduje się na łasce u kapitalistów.
Tak być nie powinno! To, co wszystkim ludziom życie daje, nie powinno być prywatną własnością jednego człowieka.
Kto ma prawo do fabryk? Ci, którzy je zbudowali i w nich pracują. — Kto ma prawo do ziemi? — Ci, którzy ją własną pracą uprawiają. — Więc tylko lud roboczy ma prawo do fabryk, ziemi i kopalń, jednem słowem — do wszystkiego, co daje bogactwa.
Są tacy, którzy powiedzą, że przecież fabrykanci to co mają, zdobyli swoją pracą. Pokażcie nam takiego fabrykanta, który własną pracą bez żadnych szachrajstw i wyzysku zdobył sobie majątek. Najzdolniejszy robotnik, pracując przez całe życie, nie zbierze sobie tyle pieniędzy, ile potrzeba na kupienie fabryki: więc jakimże cudem fabrykant mógłby tego dokazać, żeby pracą własną zrobił ogromne kapitały? — Zdobył on je szachrajstwem, szwindlami, wyzyskiem więc to samo, co ukradł. A czyż złodziej ma prawo własności do ukradzionej rzeczy?
Zdarzyć się może, że ktoś wygra duży kapitał na loterji i z tego może kupić majątek lub fabrykę założyć; ale to jest traf, wypadek bardzo rzadki, więc niema co o nim mówić.
Powiedzą jeszcze, że przecież fabrykant otrzymał po swoim ojcu spadek. A skąd miał jego ojciec kapitały? — Tak samo nie z pracy własnej, a z szachrajstw i wyzysku. Więc jeżeli złodziej ukradzione rzeczy oddaje synowi, to czy syn ma do nich prawo?
Znajdą się może tacy, którzy powiedzą jeszcze, że fabrykant kieruje fabryką, zarządza, że przeto bez niego nie mogłaby się odbywać robota. Jest to widocznym fałszem. Zdarza się tak, że fabrykant sam zarządza i kieruje, ale jakże często bywa, że on sobie siedzi gdzieś daleko od fabryki w swoim pałacu i o całym interesie nie ma żadnego pojęcia, a za niego dyrektor, inżynierowie, kasjerzy kierują fabryką, robotnicy zaś prowadzą wytwarzanie towarów. I pocóż fabrykanci? do czego? — Kasjer zdaje mu rachunki i pieniądze, a cała praca fabrykanta ogranicza się do tego, że rachunki sprawdzi i pieniądze schowa do kieszeni.
To za mała praca i za mało korzyści dla ludzi, ażeby dla tego tylko miał on posiadać na swoją wyłączną własność fabryki i majątki z krzywdą dla innych.
Przez to właśnie, że bogaci wszystko sobie zagarnęli na własność, miljony ludu pracującego pozostają bez żadnej własności. A człowiek bez własności nie ma środków do życia, jeżeli nie wynajmie się do roboty. Jeżeli fabrykant lub właściciel majątku nie zechce mu dać zajęcia, to pozostaje mu tylko śmierć głodowa. A przytem fabrykanci i właściciele ziemscy tak gospodarują, jak tego ich osobisty interes wymaga, nie dbając wcale o dobro i potrzeby ludzi; stąd też zjawiają się kryzysy i głody.
Widzimy przeto, że posiadanie przez kapitalistów fabryk, ziemi i kopalń, jest niesłuszne i szkodliwe dla interesów całego ludu.
Fabrykanci będą musieli wyrzec się tego posiadania, bo robotnicy, gdy staną się silni przez swoją świadomość i jedność, gdy władzę rządzenia ujmą w swoje ręce, to nie poprzestaną wtenczas, tylko na płacy wyższej i krótszym dniu roboczym. Oni zażądają, żeby fabrykanci dzielili się z nimi — wszystkiemi dochodami, żeby mogli tak samo, jak fabrykanci, żyć wygodnie.
Fabrykanci będą musieli się zgodzić na to, bo robotnicy będą wtenczas największą potęgą i władzę dostaną w swe ręce. Ale na cóż wtedy przyda się fabrykantom prawo posiadania fabryk i majątków, jeżeli z nich zysków ciągnąć nie będą?
Tak więc — sprawiedliwość i pożytek ogółu wymaga tego, żeby fabryki, ziemia i kopalnie stały się własnością całego narodu.
Lecz fabryk, kopalń i maszyn dzielić nie można, więc stać się one muszą wspólną własnością robotników.
Ziemię dzielić można, lecz jeżeli ją podzielimy na małe kawałki i każdemu oddamy je na wyłączną własność, nie będzie można dobrze gospodarstwa rolnego prowadzić i znowu powtórzyć się mogą dzisiejsze klęski i nieurodzaje. Właściciel małego kawałku ziemi nie może używać maszyn rolniczych, które ogromnie ułatwiają pracę: nie może dobrym nawozem użyźniać ziemi, ani za pomocą kanałów osuszać, ani też wprowadzać do gospodarstwa różnych nowszych ulepszeń, ani zasiewać kosztowniejszych roślin i t. d. Nie może robić tego wszystkiego, bo sam jeden nie będzie miał na to pieniędzy i nie podoła własną tylko pracą.
Właściciel małego kawałka ziemi będzie musiał tak samo jak chłop dzisiejszy po całych dniach pracować, otrzymując z tej ciężkiej pracy bardzo małe dochody.
Dlatego też będzie o wiele lepsze, żeby ziemia tak samo, jak fabryki i kopalnie, należały do całego narodu pracującego: wtenczas gospodarkę można będzie prowadzić na wielką skalę, ze wszystkiemi ulepszeniami, a przez to praca na roli każdemu rolnikowi da bez porównania więcej.
Jaki będzie porządek społeczny, ustanowiony przez te prawa robotnicze?
Fabryki, kopalnie, warsztaty, ziemia, koleje żelazne, parostatki będą własnością całego narodu.
Każdy człowiek zdrowy będzie obowiązkowo pracował od 20 do 45 roku życia, nie więcej jak 3 lub 4 godziny na dobę, w fachu, który sam sobie wybierze.
Wybierane przez wszystkich zarządy gospodarskie będą kierowały robotami fabryk, kopalń i gospodarstwem rolnem. Do nich będzie należało oznaczyć, ile gdzie potrzeba wytworzyć towaru, żeby ludziom niczego nie brakło; oni także będą dbały o to, żeby roboty odbywały się wszędzie dokładnie i umiejętnie, według najnowszych udoskonaleń, które nauka i technika wynalazły, żeby stosowane były maszyny, które pracę ludzką czynią lżejszą i zastępować ją nawet mogą zupełnie.
Zarządy te jednak nie będą mogły rozporządzać się samowolnie, lecz będą kontrolowane przez cały naród i przed nim będą zdawały sprawę ze swej działalności, tak ażeby wszystko odbywało się zgodnie z potrzebami wszystkich ludzi.
Ponieważ zaś wytwarzane wspólnie bogactwa będą wspólną własnością wszystkich mieszkańców, przeto nie będzie potrzeba żadnego handlu ani pieniędzy. Magazyny z towarami będą stać otworem dla wszystkich, — i każdy bez wyjątku, dlatego tylko, że jest człowiekiem i że pracą swoją przyczynił się do wytworzenia tych bogactw będzie mógł z nich korzystać według potrzeb swoich. Nie może zaś być tej obawy, żeby jedni zagrabiali cokolwiek z krzywdą drugich, bo na cóż by się komu przydało wziąć więcej odzieży, sprzętów, jadła, niż to, co mu potrzeba do własnego użytku? Sprzedać by tego nie mógł, ani żadnego interesu na tem zrobić, gdyż żadnych interesów pieniężnych wtedy nie będzie, żadnego kupowania i sprzedawania, kiedy wszyscy będą mieli wszystko, co im potrzeba, kiedy będą właścicielami wspólnych bogactw. Szachrajstwa kupieckie, długi, pożyczki, lichwy, procenty, wszystko to przepadnie tak samo, jak i wyzysk. Podobnie, jak dzisiaj nikt nie handluje powietrzem lub światłem słońca, bo jest to wspólna własność wszystkich ludzi, której nikomu nie brak, tak samo, przy wspólności bogactw, każdy będzie mógł mieć to wszystko, co jemu do życia potrzebne, bez żadnej ujmy dla nikogo.
Również, wszystko, co służy człowiekowi do zdobycia nauki i do wszelkich przyjemności umysłowych, jak szkoły, uniwersytety, bibljoteki, muzea i teatry, będą stały otworem dla każdego, a ponieważ praca fizyczne nie będzie już zabierała nikomu całych dni jego życia, przeto każdy będzie mógł swobodnie z nich korzystać. Zaczną się więc nowe czasy w życiu ludzkiem, odkąd światło nauki, mądrość i piękno przestaną być przywilejem garstki wybrańców, a staną się dobrem wszystkich ludzi.
Z nastaniem takiego porządku społecznego zniknie więc bez śladu dzisiejsza nędza i niewola robotników, wyzysk i ciemnota, bo wszyscy odzyskają prawa ludzkie do własności i oświaty.
Nie będzie także żadnych panujących, ani wojska, policji i żandarmów, bo to wszystko wtedy tylko jest potrzebne, kiedy na świecie wyzysk i krzywda panuje, kiedy są bogaci i biedni, właściciele i najemnicy; z chwilą jednak, kiedy nastanie wspólna własność, państwo, jego urzędnicy i prawa, okażą się zupełnie niepotrzebne, bo wszyscy będą rządzić się sami według sprawiedliwości i sumienia; wolność zupełna, nieograniczona i nietykalna, będzie przywilejem każdego człowieka; lud cały będzie uchwalał wszystko, co dotyczy ogólnych spraw, i jego dobro będzie prawem najwyższem.
Taki porządek społeczny nazywa się komunizmem albo socjalizmem.
Każdy człowiek zostanie robotnikiem, a każdy robotnik współwłaścicielem bogactw krajowych. Swobodny, żyjący dostatnio, będzie uważał pracę za obowiązek społeczny, wiedząc, że nie pracuje dla żadnego wyzyskiwacza, lecz tylko dla siebie i dla narodu, że za pracę swoją otrzyma wszystkie wygody na całe życie.
Nikt nie będzie mógł nikogo oszukać, okraść, wyzyskać, — bo wszyscy mieć będą wszystko.
Zbrodnie, występki i choroby, które pochodzą z nędzy i ciemnoty ludzkiej, znikną zupełnie, kiedy tej nędzy i ciemnoty nie będzie.
Zamiast dzisiejszego człowieka prześladowanego na każdym kroku, walczącego ciągle z nędzą, miotanego uczuciami zazdrości i nieprzyjaźni dla innych, — będzie swobodny, zamożny i rozumny mieszkaniec wolnego kraju.
Zamiast gwałtów, krzywdzenia się wzajemnego i oszukaństw, jakie dzisiaj na każdym kroku się spotyka, — zapanuje pomiędzy ludźmi prawdziwe braterstwo, odkąd z nastaniem własności wspólnej ludzie przestaną walczyć ze sobą, jak dzikie zwierzęta o kawałek chleba i panowanie.
To zrobią robotnicy, gdy będą zjednoczeni, świadomi, i gdy władzę rządzenia wezmą w swe ręce.
Nietylko siebie, lecz i świat cały wybawią z nędzy, niewoli i cierpień wszelkich.
Zbudowanie takiego porządku społecznego jest ostatecznym celem walki i sprawy robotniczej.
Zagranicą robotnicy cel ten już znają, rozumieją go i dążą wytrwale do niego. Po walce z fabrykantami i rządem, po strejkach, po długiej pracy łączenia się i uświadamiania, robotnicy zobaczą, jak im jest łatwo dokonać swego zadania — zmiany porządku społecznego i wezmą się do odrodzenia świata.
Uczciwy i świadomy robotnik, gdzie pracuje, tam powinien się starać uświadomić swoich towarzyszy. Naprzód niech im tłumaczy, czem jest sprawa robotnicza, niech uczy jedności i zachęca do czytania książek, niefałszujących prawdy.
Z każdego wypadku, jaki się zdarzy, powinien skorzystać i odpowiednio objaśnić go swoim towarzyszom.
Niech im tłumaczy, jak są wyzyskiwani przez fabrykantów i panów, jak cała bieda z tego wyzysku pochodzi, jakie ogromne znaczenie ma jedność i pomoc wzajemna między robotnikami.
Robotnik, który swych towarzyszy uświadamia, powinien wytłumaczyć także, jakie są korzystne dla nich prawa fabryczne, powinien ich namawiać do tego, żeby fabrykantom nie pozwalali na żadne szachrajstwa. Powinien im mówić o 1 Maja i namawiać, żeby dzień ten świętowali przez porzucenie pracy i uczestniczenie w pochodach ulicznych i demonstracjach, w dniu tym przez miejscowy Komitet Robotniczy urządzanych.
Powinien także ciągle przypominać swoim towarzyszom, że rząd carski jest takim samym wrogiem robotników, jak i fabrykanci, tylko jeszcze straszniejszym; że wszystkie ich wysiłki do uzyskania lepszej doli będą nadaremne lub bardzo mało przyniosą, dopóki pozostawać będą w niewoli carskiej; wydostać się zaś z tej niewoli nie można inaczej, jak tylko za pomocą walki, wypędzając z kraju cały ten najazd rządu moskiewskiego, który od tylu lat nas gnębi.
Dlatego też hasło niezależnej rzeczypospolitej polskiej — powinno być hasłem wszystkich robotników, którzy sprawę swoją szczerze do serca wzięli.
Oprócz tego robotnicy, którzy swą sprawę dobrze poznali i przylgnęli całą duszą do socjalizmu, zrozumiawszy, że celem ich ostatecznym, celem sprawy robotniczej — jest wyzwolenie człowieka od nędzy za pomocą wspólnej własności, zaprowadzenia braterstwa na ziemi, ci robotnicy powinni we wszystkich swoich postępkach być uczciwymi ludźmi, nie popełniać żadnych krzywd i szachrajstw, gdyż inaczej znieważyliby swoją sprawę, która dla nich powinna być święta i niepokalana.
Oto jakie są obowiązki każdego uczciwego robotnika.
Świadomy robotnik jest dzisiaj apostołem największej i najświętszej sprawy — sprawy ludu pracującego. Robi on teraz to samo, co przed wiekami Chrystus robił: głosi swobodę, braterstwo; szczęście ludzi.
To też kiedyś ludzkość będzie go czcić i uwielbiać.
- ↑ (Przyp. wyd.). Przedruk popularnej broszury wydanej po raz pierwszy w Londynie w r. 1892 i po raz drugi tamże w r. 1899. Str. 63.