Srebrny lis/Część II/Wiosna
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Srebrny lis |
Pochodzenie | Opowiadania z życia zwierząt, serja druga |
Wydawca | Wydawnictwo M. Arcta |
Data wyd. | 1909 |
Druk | Drukarnia M. Arcta |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Arct-Golczewska |
Ilustrator | Ernest Thompson Seton |
Tytuł orygin. | The Biography of a Silver Fox |
Podtytuł oryginalny | Domino Reynard of Goldur Town |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wiosna zajaśniała na szczytach Goldur, piękna, słoneczna wiosna, ze swemi ciepłemi promieniami słońca, z ciemnemi od topniejącego śniegu zboczami, niespokojnemi rwącemi strumieniami, z tym trzepotem i świstem, z tym świergotem i przeróżnemi odgłosami, które są właściwe tylko wiośnie.
Kuropatwy, wiewiórki i inne wczesne zwierzęta rozpoczęły już żyć na nowo, a miłośnicy zwierząt cieszą się, że wszechmatka natura zaczęła już rozdawać swe hojne dary.
Był to czas zalecań się, wzajemnych pożądań i poszukiwań się, tak w lesie, jak w jeziorze, na łące i polu. Dowodziło to nietylko życia pełnego ale i przyjścia nowych żyć.
Wszystko to znajdowało szeroki oddźwięk w sercu Domina i Śnieżnokryzki. Miłość opanowała ich całkowicie, to wielkie, zapalne uczucie znane dobrze człowiekowi. Z początku bardzo gorące, przybladło z czasem i zamieniło się w bardziej stałe uczucie przyjaźni. Domino i Snieżnokryzka nie byli tylko małżonkami ale i przyjaciółmi na całe życie — taki jest bowiem zwyczaj u najszlachetniejszych stworzeń, taki jest i u lisów.
Gdy pierwszy stopniały śnieg dał początek malutkiemu strumyczkowi, młoda para lisia poszła w świat czegoś pilnie szukając. Szła kłusem i szukała. Naprzód szła Snieżnokryzka i gorliwie rozglądała się, za nią postępował posłusznie Domino. Przyszli na piasczystą polanę leżącą ze wschodniej strony pagórka Goldur i przystanęli. Znaleźli tu jednak znaki innego lisa, które im powiedziały:
— „Każdy obcy musi stąd uciekać”
i poszli dalej.
Przeszli przez wyższy szczyt Goldur, gdzie leżał głęboki śnieg i zawrócili na drugą stronę rzeki, gdzie znajdowała się osikowa dolinka, ta sama, w której Domino spędził swe dzieciństwo. Kotlinka ta wydawała się lisiczce najodpowiedniejsza do pozostania; tu znalazła to, czego szukała. Węszyła tu i tam, aż wreszcie w gąszczu leszczyny zaczęła kopać norę. Gruba warstwa śniegu i liści pokrywała ziemię, tak że z trudnością dostała sie do środka. Nie odstąpiła jednak od roboty, bo instynkt czy jakiś wewnętrzny przewodnik mówił jej, że to jest jedyne miejsce dobre do kopania; wszędzie indziej ziemia była zmarznięta jeszcze i twarda.
Na wierzchołku sąsiedniego pagórka stał Domino i pilnie stróżował. Po godzinnem kopaniu Śnieżnokryzka zaprzestała roboty i Domino zajął jej miejsce. Pracowali tak przez długi czas.
W kilka dni nora została skończona, długi tunel schodzący w dół, potem rozszerzający się w komorę, która z przeciwnej strony przechodziła znowu w tunel z bocznem zagłębieniem, tworzącem dość obszerną komórkę. Tunel zaś ciągnął się dalej, że dosięgał zmarzniętego gruntu, gdzie na razie się kończył.
Następnych dni lisica skrobała zmarzniętą skorupę ziemi ponad tunelem. Codzień miękła ona coraz bardziej, w końcu pękła i widać było otwór tunelu. Zaokrągliła go i rozszerzyła tak, że powstało bardzo wygodne wnijście, otoczone kupką trawy. Nie było tam wcale ziemi, a jednak tak było dobrze okryte, że niepodobna było go dostrzec, a gdy trawa zaczęła rosnąć, utworzył się nad niem zielony pagórek.
Pożywienia nie brakło teraz lisom i pewnego dnia, gdy oboje byli dobrze nasyceni, trafiło się lisicy upolować dziką kaczkę, która wałęsała się po lesie, nie zjadła jej, lecz wciągnęła do tunelu i schowała do bocznej komórki.
Młoda para starała się teraz bardzo, aby nie być spostrzeżoną w blizkości nory. Nieraz Śnieżnokryzka brnęła przez strumień, aby nie pozostawiać śladów na ziemi, któreby zdradziły ich mieszkanie. Nieraz też Domino leżał na płask pod jakim klocem, albo przykucnął w trawie, podczas gdy chłopcy z fermy bawili się obok, nie przypuszczając nawet, ze znajdują się tak blizko lisa. Od tego czasu Srebrny lis stał się bardziej skryty i niedowierzający.
Aż tu pewnego dnia zdarzył się dziwny wypadek. Domino zobaczył zdaleka zbliżającą się postać człowieczą. Nie był to myśliwy, tylko jakieś młode stworzenie w krótkiej sukience, z pod której wyglądały tylko dolne części nóg. W ręku niosło koszyczek.
Domino nie poczuł strachu, tylko lekki niepokój. Wprawdzie nie mógł on wiedzieć, że to była tylko dziewczynka, która, wracając ze szkoły zbierała jagody jałowca, ale nie poczuł strachu nawet, gdy zbliżyła się, i przystanął cichutko... Jakieś wewnętrzne przeczucie, tak częste u zwierząt, zdawało się mówić: „to jest łagodny człowiek, to jest przyjacielska istota.”
Kierowany jakiemś dziwnem nieznanem mu uczuciem szedł śmiało i spokojnie naprzeciw dziewczynki.
Ta przystanęła i patrzała ze zdziwieniem na dzikiego zwierza. Jakieś ciepłe uczucie napełniło jej serduszko, postąpiła naprzód i pogłaskała jego błyszczące futro: lis dał się głaskać i patrzał na dziecko czule. Coś ciągnęło oboje ku sobie...
Ale niestety! Przyjaźń ich została zerwana, zanim zdołała się nawiązać! Mały piesek dziewczynki nadbiegł, i zobaczywszy lisa rzucił się energicznie naprzód, szczekając zajadle, a lis w zręcznych skokach oddalił się i znikł dziecku z oczu.
Dziewczynka powróciwszy do domu, opowiedziała o tem dziwnem spotkaniu z błyszczącym lisem, o jego pięknych żółtych, dobrych oczach, ale nikt, tak młody jak stary, nie chciał temu wierzyć — pozostała więc cała przygoda tylko między dzieckiem i Srebrnym lisem.