Srebrny lis/Część III/Obrońca Śnieżnokryzki
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Srebrny lis |
Pochodzenie | Opowiadania z życia zwierząt, serja druga |
Wydawca | Wydawnictwo M. Arcta |
Data wyd. | 1909 |
Druk | Drukarnia M. Arcta |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Arct-Golczewska |
Ilustrator | Ernest Thompson Seton |
Tytuł orygin. | The Biography of a Silver Fox |
Podtytuł oryginalny | Domino Reynard of Goldur Town |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Ludność porzecza Shawban była cała w ruchu. Organizowano wielkie polowanie na lisy. Wybierali się na nie ludzie, którzy potracili w tym roku owce i posądzali o te straty lisy; szli nań chłopcy dla sportu; i szli wszyscy, gdyż chcieli zdobyć Srebrnego lisa. Każdy był pewien swego szczęścia i zwycięstwa i każdy chwalił się i cieszył naprzód posiadaniem skóry upragnionego zwierza.
— Przyszedł na niego koniec. Niezawodnie futro będzie moje i t. d. — szły opowiadania i nadzieje.
Kolonista Juckes nie brał udziału w tych planach. Nie stracił on owiec w ostatnich czasach a i nie łączyła go żadna przyjaźń z farmerem Benton, który właśnie polowanie to urządzał.
Abner Juckes był zaproszony na inne polowanie, więc i Hekla nie należała do tej sfory psów.
Były tam jednak inne psy lisie należące również do strasznych ganiaczy. Każdy człowiek dostał strzelbę pewnego gatunku i wskazówki jak urządzić, ażeby zabić lisa z jaknajmniejszą stratą naboi. Stawiło się dwudziestu chłopców. Cała ta kompanja z czterema wielkimi psami wybrała się pewnego dnia marcowego nad rzekę Shawban, gdzie przedewszystkiem ułożono plan działania.
Tymczasem szczęśliwa para lisia nic nie wiedziała o ludzkich zamiarach i zajęta była swemi sprawami.
Lisy wogóle robią sobie co rok nową norę, ale czasem wracają do starej, o ile dobrze się im tam działo i nie groziło żadne niebezpieczeństwo, a nawet łączyły się z nią miłe wspomnienia. Dzięki nadzwyczajnej czujności Domina i Śnieżnokryzki nora ich w dolince osikowej nie została dotychczas odkryta przez żadnego wroga i dlatego powrócili oni do niej teraz spokojnie i zaczęli szykować ją dla spodziewanego nowego potomstwa. Byli jednak zawsze bardzo przezorni i nie przebywali tu nigdy na widoku, polując zawsze na otwartej przestrzeni.
Właśnie Śnieżnokryzka wałęsała się wzdłuż koryta rzeki, gdy psy znalazły jej ślady i z głośnem szczekaniem leciały za niemi. Chłopcy nie gonili ich, tylko rozstawili się na różnych punktach, a plan ich polegał na tem, żeby okrążyć lisa i zamknąć mu drogę tak, że będzie musiał przelecieć przez plac polowania, a wtedy do przelatującego strzelić. Lisy bowiem mają zwyczaj biec dokoła swego okręgu.
Głośne szczekanie psów dało sygnał do rozpoczęcia polowania i chłopcy stanęli na najwyższych miejscach, skąd mogli widzieć wszystko i uważali że tam jest najlepszy punkt do strzelania.
Snieżnokryzka wzięła najbliższe koło, wśród zarośli okalających strumyk Bentona. Nie podejrzywając nic złego, przecinała koło w różnych kierunkach, co wstrzymywało psy, tembardziej, że leciała tak szybko, iż ślady jej zdążyły nieco ostygnąć, zanim psy je poczuły.
Dzień był wilgotny a ciepły, wiatr topił śnieg, który grubą warstwą zaściełał ziemię. Strumyk zamienił się w rwący potok, śnieg w błoto i lisica rzucała się w różne strony w szybkich skokach. Psy wiedzione węchem, leciały za nią, a długie ich nogi dawały im przewagę.
Snieżnokryzka nie ustawała w biegu, ale szybkość jej malała, a skoki jej stawały się coraz drobniejsze. Dotąd wymykała się strzelcom, ale teraz coraz bardziej stawało się widoczne, że tak długo nie wytrzyma. Śnieg topniał coraz bardziej, przygrzewany słońcem i ogon lisicy zaczął opadać na dół.
Ogon jest wiernym wyrazicielem stanu sił lisa. Silny, mocny lis trzyma zawsze w czasie gonitwy ogon do góry, gdy zaś zaczyna tracić siły i odwagę, koniec ogona opada nieco, a w dniu śnieżno-wilgotnym zwiesza się nizko. W końcu ciągnie go po błocie, staje się brzemieniem przyspieszającem koniec. Mocna dusza przetrzyma to, słaba pada na drodze.
Snieżnokryzce nigdy nie brakło odwagi, ale teraz śnieg był taki gruby i miękki, a ona za kilka dni miała zostać matką kilkorga lisiąt! Cóż dziwnego, ze siły ją opuszczały, a dusza zdawała się uciekać?
Znowu chciała przeskoczyć strumyk, stąpając po pochylonych konarach drzew, ale wtem noga się jej pośliznęła i wpadła w wodę. Umiała ona naturalnie pływać doskonale, ale teraz, cała przemoczona nie mogła podołać. Straciła wszelką nadzieję i wydostawszy się z trudem na drugi brzeg wydała desperacki krzyk... Zabrzmiała odpowiedź — krótkie, ostre szczeknięcie psa — ale w tejże chwili ukazał się Domino. Pełen siły i odwagi pędził szybciej od jastrzębia, dotykając zaledwie śniegu.
Ona nie miała siły opowiedzieć mu swą dolę, ale nie potrzeba było tego. Przeczuł ją i jako szlachetny, kochający towarzysz, pędził za jej śladem, by przyjść jej z pomocą. Zawrócił teraz na spotkanie psów. Nie miał on zamiaru poświęcić się, ale czuł w sobie potężną moc i ufał swym siłom, zwrócił więc z całą świadomością uwagę psów na siebie, podczas gdy ona powróciła do domu.