Stary Bóg żyje/Proroctwo hrabiego Retel

<<< Dane tekstu >>>
Autor Joseph Eduard Konrad Bischoff
Tytuł Stary Bóg żyje
Wydawca Księgarnia T. B. Garus
Data wyd. 1872
Druk Teodor Heneczek
Miejsce wyd. Bytom
Tłumacz Norbert Bonczyk
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


V.
Proroctwo hrabiego Retel.

Zawarto pokój. Niemieckie wojska wracały z Francyi, a zajęte hufce francuzkie z Niemiec do swéj Ojczyzny.
Hrabia Retel zamieszkiwał folwark na wsi o kilka mil od Paryża odległy. Okolice niegdyś piękne i bogate spustoszyła krwawa wojna. Pola potaraszone, domy zgruchotane i spalone, wszędzie zniszczenie i nędza.
Mianowicie widok zamków i pałaców bogaczy paryzkich był nader zasmucający. Rozkosz, próżność, przepych, zniewieściałość, lubieżność, złe nałogi napełniły te wille wszystkiem, co tylko zły smak i zepsucie wymyślić może, aby najobrzydliwszym chuciom i namiętnościom swywolnych Paryżan dogadzać. Tam dniem i nocą grzeszono przeciw Bogu i cnocie. Te rozkoszne zamki stały się schronieniem wyrodków Sodomy i Gomory, więc też dzielić musiały los spustoszenia jak te miasta, choć nie przez deszcze siarczystego ognia, to przez najsmutniejsze zdarzenia nieszczęśliwéj wojny. Znikła rozkosz, ustały huczne biesiady, a dawni mieszkańcy tych zamków znajdowali się albo za granicą, albo cierpieli głód w Paryżu. Tam to z chciwością połykali obrzydliwe mięso psów, kotów i szczurów ci sami, którym przedtem najwyborniejsze łakotki i wymysły całego świata zaledwie smakowały. We wspaniałych niegdyś zamkach rozgościli się żołnierze niemieccy, którzy z początku przepych tych budowli podziwiali, potem jednak ściśnieni tęgą zimą najdroższe sprzęty domowe, meble w piecach palili na ogrzanie zziębłych członków. Na jedwabnych i aksamitnych kobiercach paryskich niewieściuchów urządzono sobie łożyska; w salach złotem i śrebrem ozdobionych, umieszczono konie, które niestety z weneckich lustrów i zwierciadeł nieumiały korzystać. Sodomski Paryż, źródło zarazy i jadu całego świata, niezmiernie zgruchotano, bo najprzód spadały nań bomby wojsk niemieckich, potem kule ogniste Francuzów samych, aż nareszcie zaród piekielny, tj. najniegodziwsza część mieszkańców paryzkich, w szatańskiéj jakiéjś wściekłości własne swe miasto ogniem pustoszyć zaczęła.
To wszystko było dopuszczeniem zemsty boskiéj!
„Wierny jest Bóg na wieki,“ rzekł hrabia Retel, „tak wypełnia obietnice i groźby swoje! On, który pierwszych naszych rodziców wygnał z raju, — który ziemię przeklął za grzechy ludzkie — który potopem wygładził mieszkańców ziemi, — który stolice Monarchów rozsypał i jednem słowem narody zniweczył, — ten dał się także Francyi znać, że jeszcze żyje. Jak niegdyś Filistynów zesłał na grzeszących Izraelitów, tak zesłał obecnie Niemców na wyrodną Francyą. O ubogi kraju, czy to boskie napomnienie zrozumisz? Czy w nieszczęściu poznasz palec boży, i znowu nawrócisz się do Boga?“
Tak mawiał często hrabia Retel, nieszczęśliwy, gdyż z trzech jego synów jeden tylko z wojny powrócił — smutny bo patrzeć musiał na wielkie nieszczęście Ojczyzny. Smutek jego był wielki ale większa jeszcze jego nienawiść przeciw Prusakom, bo codziennie czytał w dziennikach francuzkich nowe wieści o barbarzyństwie i srogości niemieckich żołnierzy. O Prusakach osobliwie pisano, że nieznają miłosierdzia, bez litości zabijają niemowlęta i starców — podpalają domy, gwałcą niewiasty; nowo zaś ogłoszonego Cesarstwa niemieckiego nienawidził dla tego, że jest bezustanném niebezpieczeństwem wolności Francyi.
Tak śród smutku i nienawiści hrabia Retel pędził życie swoje, coraz mniéj mówił, coraz był smutniejszy, nigdy niepokazał się uśmiech na posępnéj twarzy jego.
Naraz zdało się, że na nowo ożył. Dzienniki przyniosły z Niemiec wiadomości, które go wielce pocieszyły. Czytał bowiem w gazetach francuzkich o jakichś nowych sekciarzach niemieckich, którzy niechcieli wierzyć w nieomylność nauczającego Papieża, a których rządy niemieckie popierają. Czytał także, o zabronieniu wydawania i czytania dzienników katolickich w Alzacyi i Lotaryngii, że sprawa katolicka w tym od Francyi oderwanym kraju jest pod rządem niemieckim prześladowana. Im częściéj hrabia takie wieści czytał, tem bardziéj się rozweselał.
Pewnego dnia prosił jedynego syna swego, by z nim jechał do Tiwoli, miejsca niezbyt odległego, do którego zchodzić się zwykli oficerowie niemieccy na wzajemne zabawy.
„Do Tiwoli? co to znaczy Ojcze?“ pytał syn zadziwiony.
„Zapomniałeś Ojcze, że w Tiwoli po południu zwykle pełno oficerów niemieckich!“
„Właśnie też dla tego tam pojedziemy,“ odrzekł hrabia, „aby się dowiedzieć prawdy w rzeczy nader ważnéj.“
Wyjechali Ojciec i syn do Tiwoli, usiedli w ogrodzie u stołu, przy którym kilku oficerów ochoczo się bawili.
Stary hrabia, biegły w języku niemieckim, przyłączył się do nich. Roztropnym sposobem potrafił rozmowie dać ten zwrót, który najmocniéj go zajmował, i w krótce zaczęto rozmawiać o stosunkach nowego Cesarstwa niemieckiego do sprawy katolickiéj.
„Bez wątpienia zamyśla rząd nasz,“ twierdził pewien pułkownik, „w krajach niemieckich założyć narodowy kościół, nową wiarę. — Szkodliwy wpływ Rzymu koniecznie ustać musi.“
„Ja także jestem tego zdania,“ odrzekł major „bo wszystko co z Rzymu pochodzi, zawsze szkodziło Niemcom. Dawni Cesarze Niemieccy ciągle z Papieżami żyli w niezgodzie, bo Papiestwo chciało panować nad Cesarstwem. Nasze nowe Cesarstwo tym bezustannym swarom wten sposób zapobiegnie, że się od Rzymu odłączą.“
„A jakżeby się to stać mogło?“ pytał z największą ciekawością hrabia. — „Przecie w Niemczech żyje kilkanaście milionów katolików; — czyliż oni przystaną na to, by ich od głowy kościoła oderwano?“
„Katolicy muszą się zastosować,“ odpowiedział surowo pułkownik. „Potężny rząd wszystko może, a rząd państwa niemieckiego czuje się dosyć silnym aby sobie nowy kościół utworzył — taki, jakiego w nowym Cesarstwie potrzeba.“
„Książe Bismark, to człowiek bystry, i roztropny mąż stanu,“ rzekł z uśmiechem hrabia Retel. „Ale w ośmnastowiekowéj walce z kościołem katolickim największe rozumy i najpotężniejsi monarchowie polegli bez wyjątku. Mniemałbym, że Bismark niepopełni tego błędu, by miał zaczepiać kościół katolicki.“
Na te słowa śmiali się oficerowie.
„Nieznam ja zamiarów kanclerza niemieckiego,“ dodał rotmistrz, „ale wiem, że te religijne zaczepki w niemieckim kraju już się zaczęły. Oto rządy niemieckie utrzymują w publicznych urzędach, nawet popierają i bronią takich profesorów, którzy z przyczyn religijnych przez swych biskupów z kościoła katolickiego musieli być wyłączeni. Tym exkomunikowanym profesorom pozwala rząd uczyć w szkołach katolicką młodzież, mimo zakazu ze strony biskupów i Papieża, którego nieomylność zaprzeczają. Więc biskupi zabraniają, a rządy zachęcają i pensyę płacą jak dawniéj profesorom i kapłanom z kościoła wykluczonym. Sądziłbym, że te wypadki nie są niczem innem, jak rzeczywistą już rozpoczętą wojną między rządem świeckim a kościołem.“
„I owszem!“ wołał ucieszony hrabia — „ale czy te wiadomości dzienników są rzeczywistą uzasadnioną prawdą!“
„Tak jest, niewątpliwa prawda“ — odrzekł pułkownik „wszystkie dzienniki niemieckie donoszą o tem.“
„Tutaj Panie Hrabio, proszę czytać z łaski swojéj,“ rzekł major, rozkładając numer gazety przed nim.
Rozciekawiony Hrabia czytał z rozjaśnioną od radości twarzą i z wielkiem zajęciem.
„Bez wątpienia!“ zawołał. „W niektórych państwach niemieckich walka z kościołem już się rozpoczęła. Jakże się ta rzecz skończy i jaki wynik będzie?“
„Duch narodowości niemieckiéj nad Rzymem odniesie zwycięztwo,“ odpowiedział pułkownik. „Panowanie papieztwa w Niemczech wnet się skończy na zawsze, nikt go więcéj nie wzbudzi. Najdaléj za dziesięć lat będzie Cesarz niemiecki jedyną duchowną i świecką głową wszystkich Niemców, jak Car w Rossyi. Pobożniuchy i zwolennicy Papieża albo powymierają, zostaną wydaleni lub się nawrócą i zmądrzeją, a kościół powszechny niemiecki zaspokoi wszystkie artykuły duchowne, których i tak mało tylko będzie potrzeba w narodzie oświeconym, jakim jest istotnie naród niemiecki!“
„Więc jeden kościół narodowy? — nowa wiara dla Niemców?“ powtarzał hrabia, „zdaje mi się jeżeli się nie mylę, że Napoleon I. te same miał zamiary, wszak i on chciał Francyą oderwać od Rzymu i nowy narodowy kościół wymyślić dla kraju swego, ale nieprzewidziane wypadki przeszkodziły wykonanie planu. Stracił tron i panowanie — umarł w niewoli, a my katolicy mamy jeszcze biskupów i kapłanów we Francyi, a Papieża w Rzymie, jak przedtem.“
„To dla tego“ odrzekł pułkownik „że ówczesne stosunki nie były jeszcze dojrzałe dla kościoła narodowego i ludzie jeszcze nie byli tak oświeceni, aby przyjąć tak zbawienne wnioski; ale dzisiaj inaczéj — przynajmniéj w Niemczech. Zewsząd odzywają się głosy, wymagające wiary, któraby się z obecną oświatą zgadzała. Z tąd to pochodzi owe ogólne oburzenie przeciw zarozumiałości Papieża, który się twierdzi być nieomylnym nauczycielem i takiemi baśniami dumienia krępuje. Bunt już wszędzie powstaje, i wnet nastąpi czas, w którym Niemcy od Rzymu zupełnie odpadną.“
„Dla mnie to jest nowością bardzo ciekawą!“ rzekł rozweselony hrabia Retel; „Ale jakże wy to sobie w Niemczech tłomaczycie nieomylność Papieża, proszę Panów? Cóż wy sobie pod tem słowem myślicie? Jakie pojęcia mają w Niemczech o nieomylnym urzędzie nauczycielskim Papieża?“
„Myślimy to, co to słowo „nieomylność“ w sobie zawiera“ odrzekł major. „Nieomylny Papież może wymyślić nowe artykuły wiary, ogłaszać za prawdę od Boga objawioną co tylko chce, może przez wyklęcie i wyłączenie z kościoła wszystkich katolików zmusić, żeby w najgłupsze brednie uwierzyli.“
„Proszę jeszcze niezapomnieć i o tem“ — dodał pułkownik — „że Papież rości sobie prawo zrzucać z tronu tych Monarchów, którzy jego dumnéj rady niechcą słuchać. Skoro się Świętobliwości Papieża upodoba, jakimu kacerskiemu narodowi wojnę wypowiedzieć — muszą wojska katolickie jego rozkaz pełnić!“
„A wiele to pieniędzy składać muszą ubodzy katolicy Papieżowi pod śliczném nazwiskiem: „szeląga św. Piotra“ czyli „Świętopietrza,“ odezwał się rotmistrz, „a nikt nie śmie się oprzeć temu zdzierstwu, bo skoro nieomylny Papież rozkaże, każdy musi słuchać rozkazu jego, tak jak głosu własnego sumienia.“
Z największem zdziwieniem słuchał hrabia, jak sobie to rycerstwo niemieckie nieomylność papiezką tłomaczyło — były to zdania tak głupie, tak niedorzeczne, że mu trudno było wstrzymać się od śmiechu.
„Przyznam,“ mówił do nich, „że słusznie się gniewają poczciwi Niemcy na tego Papieża z jego nieograniczoną zarozumiałością.“
„Ja zaś“ dodał rozgniewany pułkownik — „niepojmuję, jak ten rzymski pop ośmielić się może z dzisiejszéj cywilizacyi i z wielkiego oświecenia narodów, tak niewstydnie się urągać; wszelką władzę, wszystkie prawa, przywileje, które dotąd należały rządom — uważa Papież za swoje, zaprawdę, rozpiera się ów księżyna, jak nowy jakiś Bóg.“
„A więc nie Papież, lecz rząd świecki jest takim nowym bogiem? Czy tak Pan mówi?“ zapytał z ciekawością hrabia.
„Prawda, że wymówiłem słowo: „Bóg“ — ale to nie znaczy, jak gdybym z tém pojęciem łączył religijną łatwowierność prostaków i głupców. — Każdy żak szkolny, ba małe dzieci wiedzą, że takiego Boga niema na świecie. Iżem zaś Boga wspomniał, to w tem znaczeniu, że najwyższa władza i najwyższe prawa znajdują się jedynie w rękach rządu — więc rząd, t. j. król albo Cesarz słusznie ma prawo ogłosić nową wiarę, zgadzającą się z obecnemi potrzebami narodów, t. j. może utworzyć kościół narodowy.“
„Słusznie, moi Panowie! zgadzam się zupełnie z Waszem zdaniem,“ odpowiedział Retel. „Jeżeli bowiem naród Niemiecki zdetronizował starego Boga, toć musi koniecznie i wiara w tego Boga i jego religia ustać. Jeżeli zaś krajowy rząd jest nowym Bogiem niemieckim, tedy tenże rząd zarazem ma prawo nową jakąś wiarę ogłosić, zupełnie według smaku i potrzeb poczciwych Niemców. Panowie, niemyślałem, nie byłbym uwierzył, żeby Niemcy już tak daleko w cywilizacyi postąpili!“
Oficerowie zadowolnieni byli z téj grzeczności hrabiego, niepoznali, że sobie tylko kpił z nich.
„Zwycięztwo dążności niemieckiéj jest zupełne,“ wołał dumnie major. „Niemiecka potęga, siła i niemiecki duch ma pierwszeństwo nie tylko w sztuce wojennéj, lecz we wszystkiem!“
„Ale z kądże to pochodzi Panowie!“ pytał hrabia, „że żołnierze niemieccy podczas wojny tak jasne dali dowody wiary w Boga, tak piękne przykłady pobożności? Cała Francya podziwiała ich modlących się, śpieszących do kościołów, cisnących się do spowiedzi i do stołu pańskiego, myśmy téj pobożności i przykładnemu sprawowaniu się wasze zwycięztwa przypisywali. Mówiono u nas — że nasze wojska ciągle bitwy przegrywają, bo są bezbożne, niechrześciańskie, bo w Boga nie wierzą — Niemcy zaś dla tego zwyciężają, bo są bogobojni, pobożni i cnotliwi!“
„To tylko złudzenie“ mówił pułkownik. — „Nasze zwycięztwa z religijnością żadnego związku niemają. Nieprzeczę jednak, że jeszcze i w Niemczech lud prosty jest bardzo zabobonny, ale ta wiara, która teraz u nas nastąpi, wszystkich z choroby tego głupstwa wyleczy.“
„Gdyby tylko tenże głupi, prosty lud zechciał i był tak łaskaw, wiarę w starego Boga, zamienić na wiarę w boską potęgę rządu“ — żartował hrabia. „Obawiam się jednak, że zwycięzki zawsze Bismark nie posiada tyle sił, by miliony tegoż prostego ludu do nowéj owczarni nowego Boga — rządu, wpędzić zdołał. Więc daremna byłaby praca, szkoda pieniędzy; boć lud bogaty, oświecony, niepotrzebuje ani Boga ani kościoła, a lud prosty mocno się trzyma starego Boga. Nawet chciejcie Panowie uwierzyć, że stary Bóg, niebędzie cierpiał współzawodnika — nowego Boga, obok siebie. Błyskawice i gromy gniewu jego zdruzgocą i rozburzą nowy kościół nowéj wiary; na jego skinienie rozpadnie się takie Cesarstwo które się przeciw niemu zbuntowało!“
Oficerowie siedzieli jeszcze jak w osłupieniu, słysząc te słowa; zaczem Staruszek powstawszy wsiadł do powozu i odjechał.
Syn hrabi z całéj téj rozmowy nierozumiał ani słówka. Podziwiał tylko Ojca, że z tak wielkim zapałem rozmawiał z oficerami nieprzyjacielskimi, zadumienie jego teraz doszło do najwyższego stopnia, gdy się dowiedział o przyczynie wesołości kochanego Ojca.
„Nie pojmuję cię, Ojcze kochany! Jakże możesz się cieszyć z prześladowania kościoła naszego?“
„Ja się nie cieszę z prześladowania kościoła naszego, przeciwnie — opłakuję takowe kochany Karolu“ — odpowiedział hrabia Retel. „Przyczyna radości mojéj jest zupełnie inna. Jeżeli bowiem dzienniki niemieckie prawdę piszą, jeżeli dążności rządów niemieckich takie są, jak oficerowie niemieccy głoszą: więc wnet nowe Cesarstwo niemieckie zacznie wojnę z wszechmocnym obrońcą kościoła katolickiego i stolicy papiezkiéj. Więc ta sama ręka, która zgniotła wszystkich nieprzyjacieli papieztwa, wszystkich burzycieli kościoła, ta ręka roztrąci także i Niemcy! O Nierozumni! Czy oni myślą, że Bóg najwyższy z krajem Niemieckim łagodniéj sobie postąpi? Co się w przeciągu ośmnastu set lat najpotężniejszym mocarzom nieudało — tj. wyniszczyć kościół Chrystusów i namiestnika jego, to się ma Niemcom udać O — dumny narodzie niemiecki! Stary Bóg jeszcze żyje! Daléj, na szturm! — wojuj z opoką Piotrową, prześladuj kościół — tak bowiem ty sam wykonasz wyrok zguby twojéj. Bóg spełni daną obietnicę, że bronić będzie Papieża i kościoła; aż do skończenia świata bramy piekielne go niezwyciężą!“
Po krótkiéj jaździe stanął powóz przed zamkiem hrabiego. Wielkie wewnętrzne wzruszenie niedobry wpływ wywarło na staruszka, przeszło siedemdziesiąt i trzy lata liczącego. Następującego dnia niebezpiecznie zachorował. Kazał prosić do siebie kapłana, potem zawołał córki swoje i syna na ostatnie pożegnanie się z nimi.
Karol wobec wszystkich głośno czytał ową pamięci godną rozmowę Papieża Piusa VII. mianą z Napoleonem I. we Fonteneblo, którą hrabia Retel, będąc jeszcze sługą pokojowym Cesarza, dosłownie był napisał — a któréj teraz, umierając, słuchał z uwagą.
„Moje dzieci!“ rzekł potem słabym głosem. „O ile możecie, przyczynajcie się wszelkiemi siłami do moralnego i religijnego odrodzenia się Francyi. Z najpokorniejszem posłuszeństwem wypełniajcie przykazania boże. Nie zapominajcie nigdy, że na wieki żyje stary Bóg, jedyny, wszechwładny, najpotężniejszy Pan całego świata, który swoją potęgą nieograniczoną zarówno kieruje jak losami narodów tak życiem każdego z osobna. Jemu służcie w bojaźni i drżeniu — Temu; którego tronem są niebiosa, i którego podnóżkiem jest ziemia!“
To wymówiwszy spuścił głowę na pościel. Hrabia Józef Retel skonał!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Joseph Eduard Konrad Bischoff i tłumacza: Norbert Bonczyk.