Bez jedności i zgody nic się nie ostoi:
Każdą w świecie potęgę kruszy rozdwojenie.
«Żegnam was, mówił Starzec, o synowie moi!
Wzywają mnie do siebie ojców naszych cienie;
Lecz, nim przejdę wieczności tajemnicze progi,
Chcę wam jeszcze ostatniej udzielić przestrogi.
Oto pęk strzał: próbujcie, który z was go złamie;
A co te strzały znaczą, później wam wyłożę.»
Ujął wiązkę syn starszy i wytężył ramię;
Lecz gdy mimo wysileń złamać jej nie może,
Oddał braciom. Ci także kuszą się daremnie:
Nie prysła ani jedna strzała w całym pęku.
«Bezsilni! rzecze Starzec, bierzcie przykład ze mnie!»
Uśmiechnęły się dzieci. On w stygnącem ręku
Snop rozwiązał i łamiąc po kolei strzały:
«Patrzcie, rzekł, jam znękany, stary i schorzały;
Lecz, gdy swą moc straciła wiązka rozdzielona,
To, co wam trudnem było, moja dłoń dokona.
Dzieci moje! to skutki zgody i niezgody:
Tem się wznoszą lub giną rodziny, narody;
Więc kochajcie się zawsze, o synowie mili!
Ta myśl będzie osłodą mej ostatniej chwili.»
Płacząc przyrzekły dzieci iść za ojca radą;
Wówczas Starzec uśmiechem twarz rozjaśnił bladą,
W drżącej ręce połączył swoich synów dłonie
I Bogu ducha oddał. Wnet po Starca zgonie
Synowie, rozpatrując swe prawa dziedziczne,
Trafili na kłopoty i sprawy rozliczne:
Tu wierzyciel wieś zajął, tam sąsiad pozywa;
Lecz póki między braćmi przyjaźni ogniwa
Trwały nienaruszone, dopóty, wesoło
Wierzycielom i pozwom mogli stawić czoło.
Szczęśliwi, gdyby ojcu dochowali słowa!
Ale prysła niebawem ich zgoda chwilowa:
Nad krwi związki silniejsza, chciwość braci dzieli:
Czcza duma, niecna zawiść, zauszników rady
Spór wzmogły, a w ślad za tem, roje wierzycieli
Znów spadły na zwaśnionych. Więc w działy, w układy:
Trudny układ bez zgody. Więc proces się wszczyna
Z dłużnikiem, z wierzycielem, z bratem i z sąsiadem;
Wór palestry obfita napełnia danina,
Pozwy, koszta, wyroki, kary lecą gradem,
A bracia, żądzy zysku pełni i zawiści,
Dla złudnych poświęcają rzetelne korzyści.
Każdy, co miał, utracił. Wtedy zrozumieli,
Co znaczą owe strzały, gdy je kto rozdzieli.