Strona:Gabrjela Zapolska-I Sfinks przemówi.djvu/209

Ta strona została przepisana.

rewelacją głębi i siły jej uczucia. Pani Bednarzewska była jeszcze więcej niż Solski i Hierowski, tą nieszczęsną ofiarą przeznaczenia i rezygnacja jej nie miała w sobie ślepej bierności, ale przeciwnie, była pełną jakiejś grozy i budziła lęk prawie. Pani Bednarzewska ma nadzwyczaj szczęśliwą grę twarzy — co już zaznaczyłam w „Spuściźnie” i w „Najstarszej”.
Wczoraj — gdy przejęta sytuacją końcową aktu drugiego, siedziała bez ruchu, wpatrzona w Solskiego, nie potrzebowała się odzywać. Wszystko bowiem malowało się w tych oczach, szeroko rozwartych, w tej twarzy, bardzo pięknej tragicznością swoją. I silnie tragiczny ton całej roli, tragiczny, a mimo to bardzo umiarkowany, cechował całą rolę Irki, która jest bezwarunkowo najlepszą z ról, dotychczas granych przez panią Bednarzewską na scenie lwowskiej.
Pan Chmieliński w roli Ruszczyca miał niezmiernie trudne zadanie, z którego wywiązał się ze zwykłym sobie talentem i inteligencją.
Pan Tarasiewicz miał największą trudność do pokonania. Był owem fatum, ową karą, owem przeznaczeniem. Miał być „strasznym“. — Pan Tarasiewicz stonował rolę — bojąc się wpaść w melodramat.
Naszem zdaniem — dobrze uczynił. To samo można powiedzieć i o panu Węgrzynie, grającym fantastyczną postać Śmierci. Cały ton przedstawienia był doskonały, jednolity i niewypowiedzialnie podnoszący wrażenie. Scena była ubrana z gustem i przepychem. Słowem, jest to jeden z najpiękniejszych literackich i artystycznych wieczorów nowej sceny we Lwowie.
Publiczność przyjmowała gorąco autora i wykonawców. Trochę niesforne zachowanie się pewnej części publiczności przypisać należy tłumowi młodzieży, która pośpieszyła na sztukę swego ulubionego autora.
Szumu tego, który czasem niecierpliwił starszych, nie należy tłumaczyć brakiem zrozumienia sztuki. Przeciwnie —