ciem obcem własnemu swemu życiu; żyje duchowo w urojeniach, które nawiedza i zapładnia[1].
Zresztą jest rzeczą obojętną, czy powód niniejszej dedykacji będzie zrozumiały. Bo wogóle czyż dla zadowolenia autora potrzeba, aby jakakolwiek książka jego została zrozumiana przez kogokolwiek prócz tego czy tej, dla której została napisana? A nawet — by się do dna duszy wypowiedzieć — czy też trzeba koniecznie pisać dla kogoś? Ja osobiście tak mało podobam sobie w świecie żywych, że — wzorem owych kobiet czułych, a bez zajęcia, które podobno wysyłają pocztą swe zwierzenia urojonym, nieistniejącym przyjaciółkom — pisałbym chętnie wyłącznie dla umarłych.
Nie zmarłej jednak poświęcam ten tomik — poświęcam go tej, która, chociaż złożona niemocą, jest zawsze czynna i żywa we mnie, a która w tej chwili zwraca swe spojrzenia ku Niebu, temu miejscu wszelkich przeobrażeń. Bo równie jak z trucizn straszliwych — istota ludzka ma przywilej dobywania nowych i subtelnych rozkoszy nawet z cierpienia, klęsk i zrządzeń losu.
Ujrzysz w tym obrazie wędrowca ponurego i samotnego, unoszonego przez ruchomą falę tłu-
- ↑ Porównaj wiersze: „Klejnoty” i „Do mej Madonny”, oraz małe poematy prozą: „Dobrodziejstwa księżyca”, „Zaproszenie do podróży” i „Dwoisty pokój”.