Strumień (Naruszewicz)
(Z Deshouliers).
Strumyku ukochany, wsi naszéj ozdobo!
Wielkie, jak widzę, mamy podobieństwo z tobą;
Każdy z nas śpiesznym krokiem do swych kresów dąży,
Nim cię morze, a nas śmierć w ciemności pogrąży.
Lecz gdy się przypatruję z innych miar, niestety!
Szczęśliwiéj ty do swojéj, niż my, bieżysz mety.
Ty pędem rodowitym bez trosk i zgryzoty
Śpieszysz, kędy cię szklane porywają loty:
Ty nie znasz grzechu, ty się nie rządzisz statutem;
W tobie zagniła starość nie trąci szkorbutem:
Owszem, im bliżéj sączysz nurt swój morza podle,
Pełniéj i jaśniéj bieżysz niżeli przy źrzódle:
A zawsze nowe w drodze znajdując igrzyska,
Patrzysz na żyzne pola i bujne pastwiska.
Jeśli twój czysty kryształ, co tu śrzodkiem płynie,
Dodaje świeżych wdzięków nadbrzeżnéj chrościnie;
Pewny jesteś wdzięczności za dar niezawodny,
Ona tobą zielona, a tyś od niéj chłodny,
Ty po jasnych kamyczkach miedzy kwiatów szykiem
Snujesz płynące srebro pochopnym wężykiem:
W nim się licznemi roty tysiąc rybek kręci,
Żadna ci się nie przykrzy, żadna cię nie smęci.
Na twych brzegach pieskliwy słowik gniazdo wije,
W twoim stoku gołąbek kształtną muska szyję;
Gładkie się Nimfy chłodzą, kiedy słońce siada,
A zemdlony Zefirek ledwo skrzydłem włada.
Skądże, proszę, pochodzi to smutne szemranie?
Ach przestań! szczęśliwszyś ty, niż my w naszym stanie.
Przestań, luby strumyczku, łzy wylewać płoche;
Tobie los dał w naturze matkę, nam macochę.
Nam to płakać należy, że i przy rozumie
Rzadko kto z nas na świecie szczęśliwie żyć umie.
Z tylu chęci burzliwych, które po iskierce
Zawisne przyrodzenie w ludzkie miota serce;
Żadnej niémasz, ażeby sama tylko piekła,
A smutków z sobą razem tysiąc nie przywlekła;
I wtrąciwszy do ścisłéj biedną myśl katuszy,
W dzień i w nocy nieszczęsnéj nie trapiła duszy.
Lecz ze wszystkich tyranek najokrutniéj rani
Sroga miłość, ta wszystkich wielowładna pani.
Sama jéj słodycz jadem śmiertelnym; a przecie
Człek rozumie, że bez niéj gorzko żyć na świecie.
Lecz czas, co z ziemią twierdze i mury zrównywa,
Jak nić pajęczą, targa miłosne ogniwa:
A serce niestateczne lub ostygnie z laty,
Lub nowéj upatruje ogniom swym podniaty.
Strumyczku ukochany! twoje zgodne wody
Nie znają, co niewierność, co to są rozwody.
Jeśli najwyższy twórca swym wiecznym rozkazem
Zdarzył, żeby się wasze nurty zbiegły razem;
Żaden was raz złączonych nigdy nie rozłączy,
Spólnie się sforny kryształ aż do morza sączy.
Jedno jesteście oba; jeden w drugim tonie:
Mężowi wierna żona, a mąż wierny żonie.
Nie tak się między ludźmi rozumnemi dzieje,
Często lada wiatr lekki miłość ich rozwieje.
Pełno niesnasków; jedno na drugie się żali:
Na to się łączyć zdają, żeby się rozstali.
Czymżeś lepsza od ludzkiéj, błędna wodo, doli,
Że cię nic nie utrapi, że cię nic nie boli?
Że czy to sama płyniesz, czy przy drugiéj wodzie,
Spokojny nurt prowadzisz, w lubéj zawsze zgodzie?
Niechaj się próżna duma nie chlubi z téj miary,
Że nas szacowniejszemi Bóg ozdobił dary;
Że cokolwiek ma ziemia, co morze wydawa,
Wszystko pod władzę naszę i nasze dał prawa.
Jeśli tego zażywać nie trafi rozumnie,
Człowiek tyranem świata, a nie królem u mnie.
Co za nierozum, dzieło poprawiać natury,
Męczyć wodę, ażeby gwałtem szła do góry?
Rozcinać ją na różne sztuczne cewki, żeby
Szło za igraszkę, co Bóg stworzył dla potrzeby?
Więc jeśli się tak możnym człowiek mieni panem,
Że mu wszystko być winno, co ma świat, poddanem;
Że wszystko może, byle chciał tylko, posiadać,
Czemuż tyle sił nie ma, by mógł sobą władać?
Ten się słówkiem zburzywszy, ledwo z gniewu żyje,
Póki krwią nieprzyjazną ręku nie umyje.
Ów nikczemnik wplątany w Kupidowe sidła,
Schnie, tęskni, mówiąc, że mu już ziemia obrzydła,
Tamten, że mu zamysły dumne los wywrócił,
Szuka żelaza, żeby dni smutnych ukrócił.
Owoż mi pan całego świata wielowłady,
Który samemu sobie dać nie trafi rady!
Chełpi się hardzie, że mu wszystko hołdownikiem,
A on sam własnych zmysłów podłym niewolnikiem.
Nie przywłaszczajmy sobie coś nad ród zwierzęcy;
Nieme pono stworzenie coś ma nad nas więcéj.
Ono idzie porządnie, kędy zmysł prowadzi,
A nam ludziom i rozum często nie poradzi.
Żółw konia nie wyściga, wół latać nie pragnie,
Ptak żyje na powietrzu, żaba skrzeczy w bagnie,
Sam człowiek nigdy się swym nie miarkuje stanem,
Bóg go urodził miernym, a on chce być panem.
Na zbytki się i długi okrutne pociąga,
Chocia czasem w kieszeni nie ma i szeląga.
Chce się równać z orłami lotem ciemna sówka:
Niech się poprawi, komu ta służy przymówka.
Lecz po co pasterzowi w te nauki wpadać?
Równie, widzę, do ludzi, co do zwierząt gadać:
Poprawić ich nałogi złe — myśl to za płocha.
Trudno błąd wykorzenić, gdy się kto w nim kocha.
Poszła w cenę niecnota; a ci już pognili,
Co prawdę bez obrzezków bezpiecznie mówili.
Świat stoi na podchlebcach: ten najlepiéj żyje,
Kto mówi co innego, niźli w sercu kryje.
Niémasz w tobie, strumyczku, takowéj obłudy;
Ty rzetelnie opowiesz, kto czarny, kto rudy.
Która sama uprzedza jasnym licem śniegi,
Któréj się przez farbiczkę przebijają piegi.
Ty równie tak królewnie, jak pastuszce prostéj
Powiesz, czy ma twarz gładką, czy na czele krosty.
Przeto cię, jako każdy omija zdaleka,
Tak i od przyjaciela wiernego ucieka.
Nikt prawdy słuchać nie chce; a gdyby mu zgadło,
Zarazby takie cisnął o ziemię zwierciadło.
Płyń, strumyczku kochany, gdzie cię bieg twój niesie;
Lepiéj żyć teraz miedzy zwierzętami w lesie,
Niż miedzy ludźmi złemi; wkrótce i ja tobie
Podobny, jako w morzu, w ciemnym legnę grobie.
1771, Zab. IV, 200 — 203.