Strzelec i niedźwiedź

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Stanisław Jabłonowski
Tytuł Strzelec i niedźwiedź
Rozdział Bajka o skórze niedźwiedziej
Pochodzenie Biernata z Lublina Ezop
Redaktor Ignacy Chrzanowski
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 

Cały zbiór

Indeks stron

5. Strzelec i niedźwiedź.

Nie pij na skórę niedźwiedzia żywego:
Sam — mówią — niedźwiedź jest przysłowia tego

Autorem, co się na Polatsuioes'ł
Kędy niedźwiedziów prawdziwie niemało;
A zatym strzelców także też jest wiele,
Którzy bez myślistw sami chodzą śmiele,
Bo z samopałem i kundlem przy boku
I kilkanaście niedźwiedzi do roku
Jeden zastrzeli. Z takich jeden śmiałych,
Zręczniej od drugich, od czasów niemałych,
Wsławił się strzelec; że zaś był pijakiem,
Cokolwiek swoim zarobił półhakiem,
To wszystko przepił i skóry niedźwiedzie
Do arendarza ustawicznie wiedzie.
Tym on u Żyda kredytu dostąpił,
Że mu gorzałki na kredyt nie skąpił;
A razem skóra niedźwiedzia płaciła,
Na którą on pił, jakby w skrzyni była.
Raz napił siła, że mu się Żyd przykrzy,
Chłop sobie w karczmie {jako mówią) wichrzy.
Nazajutrz znowu Żyd się deklaruje,
Że mu już więcej trunku nie borguje.
Strzelec mu rzecze: „Przyjedźże już z wozem
„Do wsi, a skórę niedźwiedzią ci złożem“.
Żyd rano jedzie, a było to zimie,
Naprzód gorzałki Żyd częstować wyjmie,
Potym o skórę niedźwiedzia się pyta:
Strzelec mu mówi, że niepospolita
Ta skóra, że ją w chałupie nie chowa,
Ale że w lesie blizkim jest gotowa.
Więc i do lasa Żyd z nim wozem jedzie
I na swe miejsce, jak rozumiał, wiedzie.
A tam o blizkim legowisku wiedział
Niedźwiedzim strzelec, ale nie powiedział

O tym Żydowi. Stanąć tedy każe.
A sam z rusznicy, skoro się pokaże
Niedźwiedź okrutny na dwie łapy stanie,
Strzeli chłop trafi: ale przy tej ranie
Niedźwiedź się porwie i rzuci mym chłopem
O ziemię, jako najlżejszym to snopem.
Potem go weźmie łamać: aż mu kości
Trzeszczą, i duchy zabija wnętrzności.
Chlop był zwyczajny i wiedział. że mają
Zwyczaj niedźwiedzie, gdy ludzie chwytają,
Słuchać: jeżeli ma ducha i czy tchnie.
Nałamawszy go, pysk do niego przytknie,
Znowu go łamie i znowu go słucha,
Jeżeli strzelec ma co jeszcze ducha.
Strzelec też w sobie duch mocno zataił,
I niedźwiedź także już się był uziaił.
Poszedł tedy precz niedźwiedź ukrwawiony,
A chłop, choć żywy, lecz strasznie zmorzony,
Po dobrej chwili arendarza woła,
Który od strachu schował się pod koła.
Woła, jak może, by prędko przychodził,
I że mu niedźwiedź nie będzie już szkodził.
Żyd wpół zdechł z strachu, długo nie odzywa,
Aż się nakoniec, z pod woza dobywa.
Drży bardziej, niż chłop, ogląda się wszędzie,
Przecię, go zwlększy, gorzałki dobędzie,
Posili strzelca, powoli prowadzi
I na wóz mego pacyenta wsadzi.
Jadąc, arendarz mój się już ośmieli,
I dyszkurować o przypadku wzięli.
Ale najbardziej Żydowi się zdało
To najdziwniejsza i pytać się chciało:

„Panie Iwanie I co to wam do ucha
„Ten niedźwiedź szeptał? Zjadłby złego duehal“
Aż mu chłop rzecze, mając go za bzdurę:
„Mówił mi, żebym na żywego skórę
„Niedźwiedzia nie pił: stąd już nie napiję
„U was, niedźwiedzia póki nie zabiję“.
Nie nuć tryumfu przed bitwą[1], mawiają:
Nie tam źrzebięcia, także powiadają.
Nie mów hup, póki nie przeskoczysz rowu,
Ani obiecuj żywego połowu.

J. S. Jabłonowski.





  1. Ante pugnam noli canere triumphum





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Stanisław Jabłonowski.