[413]STRZELEC W ALPACH.
Z SZYLLERA.
„Nie chcesz–li już paść swéj trzodki,
Tak niewinnéj, tak łagodnéj,
Co skubiąc kwiateczek słodki,
Igra po łączce nadwodnéj?“... —
— „Puść mię, matko! puść na łowy!
Puść na góry, na dąbrowy!“ —
— „Nie chcesz–li już w wieczór letni,
W cieniu drzewa, nad strumieniem,
Na pasterskiéj grając fletni,
Ze słowiczém walczyć pieniem?“ —
— „Co mi fletnie?... Kij wierzbowy!
Puść mię, matko, puść na łowy!“ —
— „Któż mię wesprze, kto wspomoże,
Gdy ty nie chcesz wspierać matki? —
Dziko, zimno tam na górze,
Ni ogródka, ani chatki!“ —
[414]
— „Dość nie nudy téj domowéj!
Puść mię, matko, puść na łowy!“ —
I poszedł chłopiec na łowy,
Ślepa zuchwałość go niesie.
Śmiało skacze przez parowy,
Na najwyższe głazy pnie się.
Przed nim zlękła, lotem strzały,
Miga sarna z skał na skały.
W jednéj chwili rzut ją zwinny
Wiesza na szczycie opoki;
Przez rozpękłych skał szczeliny
Powietrznemi sadzi skoki.
Lecz tuż za nią, z łukiem w dłoni,
Niezmorzony strzelec goni.
Aż na śliskiéj skały szczycie,
Co się stromo w przepaść zmyka,
Mdlejąc w biegu, drżąc o życie,
Górnych pustyń córa dzika
Zawiesza się nad otchłanią —
Przepaść pod nią, strzelec za nią!
Niemém spójrzeniem rozpaczy
O litość zda się zaklina.
Okrutnik na nic nie baczy,
I już cięgły łuk napina...
Wtém się z szumem wiatru, w chmurze,
Genijusz Alp wzniósł ku górze.
[415]
I tarczą niebieskiéj dłoni
Rzucony pocisk odtrąca.
„Kto, rzekł, moje trzody goni?
Kto pokój mych gór zamącą?... —
Ciasnym tobie był świat twój,
W moim — tyś na wieki mój!“ —
1822.