[29]Suknia grzecznemu przydatkiem, błaznowi ujmą.
Chcąc ktoś wielkiego durnia grzecznej udać wdowie,
W soboli ferezyej, w świeżym złotogłowie
Prezentuje wieczorem i sadza u stołu,
Choć nie mógł trzech słów dobrze wymówić pospołu.
Uszło to przy wieczerzy; skoro do obiadu,
Postrzegszy, że i suknie były nie do ładu,
Jako nie nań skrojone, i ten, co pożyczył,
Żeby ich nie popluskał, co raz się z niem ćwiczył;
Gęby nie śmie otworzyć, chyba na kieliszki,
Nawet biednej nie umie dobrze ująć łyżki,
W tańcu wodzą jak tura, ni cery ni wzrostu,
Zgoła, w coś go tknął, wielkim błaznem był poprostu.
[30]
Więc gdy prośbę przyjaciel wniósł humorowaty,
Sobole, rysie do mnie przyjechały w swaty,
Człeka pasz — rzecze wdowa — jeśli na przedaniu.
Zapłacę, nikogo im nie mam na wydaniu.
Żeby nie zacnie rodził, tego nikt nie zada;
Że szpetnie, nikt nie winien; jego własna wada.
Widząc przyjaciel, z błaznem że trudno na ryby:
Odjechał go nazajutrz, żeby liczył szyby.
Inszej konwersacyej nikt z niem nie spodziewał:
Abo ręką za kołnierz siągał, abo ziewał.
Nażartowawszy wdowa każe na wóz wsadzić,
I żeby gdzie nie zbłądził, z domu wyprowadzić.
Nie przetworzą moskiewskie sobole, kiedy się
Błaznem rodził, w grzecznego, ani perskie rysie.