Szef jako magnes dla dobrych instruktorów?

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucyna Czechowska
Tytuł Szef jako magnes dla dobrych instruktorów?
Pochodzenie O lepsze harcerstwo
Wydawca Warszawska Fundacja Skautowa
Data wyd. 2016
Druk Drukarnia GREG, ul. Sołtana 7, 05-400 Otwock
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Szef jako magnes dla dobrych instruktorów?

nr 5/2015


Idę o zakład, że na tak postawione pytanie większość z nas automatycznie odpowie: – Tak! – Umiejętność pozyskiwania i utrzymywania wokół siebie kompetentnych i rzetelnych współpracowników jest bez wątpienia kluczowa z punktu widzenia danego zespołu, jak i całego ZHP. Nic więc dziwnego, że od początku naszej instruktorskiej przygody uczymy się, jak dostrzec w innych potencjał i co robić, aby praca właśnie w naszym zespole stała się dla nich priorytetem. Bo konkurencja nie śpi. O czas naszych wybrańców rywalizujemy z ich szkołą/pracą, życiem rodzinnym i towarzyskim, a także społecznym – wszak ZHP nie jest jedyną organizacją pozarządową o szczytnych ideałach i ambitnych projektach. Co więcej, mniej lub bardziej świadomie konkurujemy także wewnątrz organizacji, szczególnie o osoby, których doświadczenie poświadcza czerwona podkładka i pełnione wcześniej (lub/i nadal) funkcje. Szef-magnes, dzięki którego charyzmie ludzie garną się do danego zespołu, jest więc na wagę złota, ale czy na pewno?

Każdy kij ma dwa końce – osoba, którą przyciągniemy do wspólnych działań, siłą rzeczy zrezygnuje lub zaniedba inne. Wielu z nas zachowuje się tak, jakby nie chciała zobaczyć świata w szerszej perspektywie: koncentruje się na środkach, zamiast na celach harcerskiego działania. Oczywiście, wchodząc w rolę szefa, powinniśmy dbać o właściwy dobór kadry i atmosferę panującą w grupie. Nikt z nas jednak nie zobowiązywał się do „uczynienia podległego sobie zespołu perłą w koronie ZHP”. Obiecaliśmy być instruktorami całego Związku, a nie jego wybranej części. Jak mówi popularne hasło: działając lokalnie, powinniśmy myśleć globalnie. Po pierwsze, na swoje harcerskie zadania warto patrzeć z punktu widzenia całej organizacji, a nie tylko tego wycinka, którym się obecnie zajmujemy. Nie zawsze wciąganie wszystkich wybijających się instruktorów do własnego zespołu będzie powodem do dumy. Jeśli ceną za nasz sukces jest porażka innego newralgicznego zespołu w naszym hufcu czy chorągwi, to mówiąc wprost: jest to raczej powód do rzetelnego rachunku sumienia.

Po drugie, nawet jeśli sami wyłapaliśmy wyjątkowe jednostki i nauczyliśmy je wszystkiego, co dziś potrafią, nie posiadamy ich na własność. Tak jak rolą rodzica jest przygotowanie dziecka do samodzielnego wyjścia w świat, tak rolą instruktora jest dzielenie się swoją wiedzą i doświadczeniem bez oczekiwania, choćby zawoalowanego, że dzięki temu zwiążemy tę osobę z nami. Choć przyjaźnie są nieodłącznym elementem harcerskiego życia i z reguły wspierają naszą misję, niosą także ryzyko „kółek wzajemnej adoracji”, które z prawdziwą instruktorską robotą nie mają za dużo wspólnego.

Po trzecie, aby para nie poszła w gwizdek, nie możemy zapominać, że celem jest wychowanie. Tworzenie rozbudowanych struktur wspierających w rodzaju kilkunastoosobowych zespołów promocji czy pozyskiwanie namiestników kosztem przedwczesnego przekazania przez nich własnych jednostek to droga do nikąd. Obowiązująca Strategia rozwoju ZHP jasno stawia w centrum naszego zainteresowania drużynę/gromadę i osobę drużynowego.

Jeśli to, co zamierzasz zrobić, nie przełoży się wprost na podniesienie jakości pracy wychowawczej drużyn – nie rób tego, a tym bardziej nie pociągaj za sobą innych. Szef zespołu instruktorskiego to nie head-hunter, u nas wszyscy gramy do jednej bramki.