Szkarłatna Róża Raju Boskiego/Rozdział XII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jerzy Bandrowski
Tytuł Szkarłatna Róża Raju Boskiego
Podtytuł Świątobliwy ks. Wojciech Męciński
Wydawca Księgarnia Św. Wojciecha
Data wyd. 1937
Druk Drukarnia Św. Wojciecha
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rozdział XII
U CELU

Nikt nie opowiedział, kto, dlaczego i dzięki czemu, a także na którą dżonkę wziął przebranych czterech jezuitów i ich ochrzczonych, japońskich trzech uczniów. Jednakże tak się stało, i dżonka z wysokimi masztami, na których klaskały wielkie, czarne żagle, plecione z włókien liści palmowych, niosła apostołów.
Wody Morza Żółtego są naprawdę żółte, zabarwione gliniastym mułem strząsanym w nie przez potężne fale Jang Tse Kiangu. Skutkiem mieszania się wód różnych temperatur i wichrów znad olbrzymich przestrzeni Oceanu Spokojnego, bywają tam częste burze, i jeśli podróż galeonu w owych czasach nie należała do przyjemności, to podróż dżonką chińską lub japońską dziś jeszcze daje przedsmak mąk piekielnych. Japończycy, mimo że są narodem żeglarzy, nie znoszą morza ani choroby morskiej. Lecz ponieważ idziemy ku rzeczy najważniejszej, omijamy przykrości, które wobec nich są niczym.
Zwolna fale Żółtego Morza zaczynają błękitnieć, aczkolwiek bynajmniej nie stają się spokojniejsze.Na horyzoncie zaczęło się pojawiać coraz więcej dżonek. Były to dżonki rybackie, pirackie lub przemytnicze; na którejże z nich mógł jechać nasz Męciński? Rozumie się, że na przemytniczej.
Sprawa jest prosta. Noc. Przemytnicza dżonka przybija gdzieś do jakiegoś zakazanego portu. Wielce usłużny i uśmiechnięty Japończyk prowadzi całe towarzystwo do zakonspirowanej chaty któregoś z rybaków. Światełko owszem jest, jest wieczerza, owoce, ryba mielona lub tarta, surowa, polana soją rzepa grubości ramienia, o której w Japonii się mówi, że gdy jest rzepa, nie ma chorób, może „sakie“, wódka z ryżu. Lecz to wszystko głupstwa, bo zbliża się moment męczeństwa.
W powietrzu jest odór zupełnie innego świata, a wzrok duchowy misjonarza widzi kłębowiska nieznanych zjaw i demonów.
Wzruszony przeczuciem męki wychodzi z chaty syn ziemi lubelskiej, matki lasów, wchodzi w las.Siada na pniu, aby pomyśleć. A wtem pięć głów z roziskrzonymi oczyma zaczyna krążyć dokoła niego, zgrzytając zębami. Krzyżem świętym odpędził je od siebie, lecz oto w tej chwili coś plunęło mu za kark, a gdy się odwrócił, ujrzał oplecionego do koła pnia jodły węża z pięciu głowami, który na niego pluł pięciu żądłami. Odszedł, a wtedy ujrzał olbrzymiego węża, który cienką szyją wnikał do chałup i wypijał oliwę z lamp nocnych, a kiedy chciał przed tym przestrzec, Bezkształt stanął przed nim i zapytał go: dokąd idziesz i czy masz szablę?
Nasz rycerz niewątpliwie tych strachów się nie bał. Pomodlił się i wrócił do domu, do chaty rybackiej, w której spało trzech misjonarzy i trzech uczni.
Gdy stał w progu, wahając się między słońcem a półmrokiem panującym w chacie, gdzie spali jego towarzysze, ktoś lekko położył mu na ramieniu dłoń.
Oficer nadbrzeżnej morskiej straży.
Uśmiechał się człowiek, otoczony gromadą drobnych i uprzejmie uśmiechniętych ludzi.
Wszyscy byli grzeczni i grzecznie zaprowadzili nieproszonych gości do więzienia w Nagasaki.
Biografowie piszą, że ono było smrodliwe. Być może, ale któreż europejskie więzienie wówczas nie było smrodliwe!
Nastąpiło śledztwo przy pomocy tortur. Tortury były straszne, lecz czyż w Europie nie używano ich oficjalnie do początku XIX wieku?
Męcińskiego poddano katuszy wodnej. Polegała ona na tym, że wlewano w niego, jak i w jego towarzyszów, po kilkanaście litrów wody, po czym na wzdętym brzuchu kładziono mu deskę, na której końcach stawało dwóch parobków huśtając się, tę wodę z niego wytłaczano, co oczywiście rozrywało kiszki.
Ta procedura torturowa, mająca wyjaśnić cel przybycia Męcińskiego do Japonii, trwała siedem miesięcy.
Przez te całe siedem miesięcy Męciński wraz z towarzyszami prowadził religijne rozmowy z japońskimi kapłanami różnych wyznań i sekt.
Aż przyszedł wyrok, który wykonano na „Wzgórzu Stracenia“ pod Nagasaki, najbogatszym wówczas japońskim porcie.
Skazańców zabito tak: w kloacznych dołach, uwiesiwszy ich za nogi u szubienic, zanurzono ich aż po usta, po czym doły kloaczne zakryto deskami w ten sposób, iż tylko nogi z nich wystawały.
Dodajmy do tego, że męczennicy ci byli zawieszeni głowami na dół.
Przewodnik wyprawy, padre Rubino, umarł po trzech dniach.
Czwartego dnia tej męki skonał Męciński (23 marca 1643 r.).
Towarzyszów jego trzeba było ściąć, bo żyli wciąż.
Zwłoki wszystkich rzucono na pastwę hołoty portowej, która je zhańbiła, a potem psy dokończyły reszty.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
I otóż tak mi się zdaje, że chociaż miasta w Japonii znikają i znowu się rodzą, tak jak przenoszą się stolice, dziś, gdy w krainie mikada, w Nagasaki, Japończyk jest katolickim biskupem, gdy na „Wzgórzu Stracenia“ pod Nagasaki biskup ten odprawia modły za męczenników, mogłaby tam stanąć skromna kapliczka z białym orłem i napisem:

„Tu umarł Wojciech Męciński, Poragdo (to znaczy po japońsku Polak), jeden z apostołów Japonii, rycerz z pochodzenia, który na podbój świata poszedł tylko z krzyżem w ręku.“






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jerzy Bandrowski.