Sztuka u Słowian, szczególnie w Polsce i Litwie przedchrześcijańskiéj/II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Sztuka u Słowian, szczególnie w Polsce i Litwie przedchrześcijańskiéj
Wydawca Wydawnictwa drukarni A. H. Kirkora i sp.
Data wyd. 1860
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

II. DZIEŁA SZTUKI.

Nie każdy naród może mieć wielkich mistrzów, coby myśl jego całą i pełną wydali; lecz każdy ma swą sztukę i jéj historyę, bo żadnemu z nich nieodmówiło Niebo uczucia piękna, choćby cząstkowego i ułomnego, jakichś właściwych pojęć jego; — bo każdy potrzebował tworzyć i tworzył, w sposób sobie właściwy, bo każdy mniéj więcéj, żyje myślą i duchem.
Zbyt ciasne pojęcie sztuki spowodowało, że jéj całkowicie odmówiono niektórym ludom, niechcąc przez to uznać, by w nich było — przeczucie i pragnienie nieśmiertelności, i ta tęsknota ku niebiosom, która się we czci ideału i w drobnych nawet objawach, uczucia piękna wyraża. Tak naprzykład naszéj północy, a szczególniéj Słowiańszczyźnie, obok arcydzieł Grecyi i Rzymu, niemającéj co postawić jednorodzajowego i równoznacznego, odmówiono całkiem uczucia piękna, sztuki i jéj dziejów. Jest-li to słuszném? Czy wreszcie cała sztuka zamyka się w budownictwie, malarstwie, rzeźbie, rysunku? Uczucie piękna, czy się też niemoże objawiać niespodzianie, w każdéj niemal chwili żywota, w najmniejszym sprzęciku, w każdéj drobnostce zlepionéj ręką człowieka?
Nareszcie, godziż się tam tylko widzieć sztukę i uznawać ją, gdzie ona już rozkwitła i wydała owoce, a zapoznawać jéj nasiona, drzewo i liście? Nam się zdaje, że daleko większą być może zasługą, szukać nasion zagrzebanych w popiele rumowisk, ziarnek, co nigdy może niezejdą, niż sięgać po gotowe owoce.
Sztuka w Słowiańszczyźnie, niemiała jeszcze czasu przejść wszystkich epok swojego rozwoju, może dla tego właśnie, że jéj kiełek rodzimy nieustannie obce zwichały wpływy — niemniéj jednak żyła już i istniała wszędzie, gdzie się kolwiek objawiało uczucie piękna, gdzie myśl idealnym wzorem gnana, usiłowała się wcielić, i przez materyał cieleśny wypowiadając duchową swoję istotę.
Nieszukajmy świątyń Greckich, gdzie ich niebyło i być niemogło, ale starajmy się pojąć charakter budownictwa ziemi naszéj, wyczytać wdzięk jego i odrębne piętna; w życiu powszedniém, sprzęcie codziennego użytku, usiłujmy rozpoznać, co rzemieślnikowi podała materjalna potrzeba, a co zrobił natchniony, choć nierozwiniętém, tęskném uczuciem piękności, żądzą nadania wdzięku dziełu swéj ręki. W polewie prostego garnka, najpośledniéjszego z wyrobów ceramiki, znajdziemy i odróżnim, zastanowiwszy się nieco, czego nauczyła potrzeba, czego wymagała trwałość, a co nakreśliła wykluwająca się już myśl ornamentacyi dla oka, ozdoby — zaspokająjącéj tylko pragnienie duszy.
Niesłuchajmy tych, którzy mówią, że historyi sztuki mieć niemożemy, bośmy własnéj dotąd sztuki niemieli, zaprzątnieni wojną, zajęci urządzeniem społecznego żywota ciągle wrącego i wszystkie nasze spotrzebowującego siły. Ci ludzie chcą, byśmy im wskazali u nas koniecznie to, co było gdzieindziéj, i tak jak było gdzieindziéj; a niechcą zająć się szukaniem, szperaniem, składaniem sczątków, by uznać z nich, że i my mieliśmy uczucie piękna, zasadę wszelkiéj sztuki, żeśmy się objawili, nietylko w dziełach rąk naszych, ale w przyjęciu i ocenieniu dzieł obcych, żeśmy w każdéj chwili żywota, otaczali się utworami sztuki, sprzętem, w którym choć niewyraźnie i mglisto, świtała potrzeba piękna, tęsknota do ideału.
Do dziedziny sztuki, która koniecznie rozszerzyć się musi przez lepsze istoty jej pojęcie, nie to tylko zaliczyć potrzeba, co dawniéj wyłącznie dziełem sztuki zwano; — dopomina się ona daleko więcéj. Począwszy od rzeźbionéj oprawy nożyka, od rysowanego garnka odkopywanego w grobowcach pogańskich, do szabli misternie oprawionéj i złoconéj zbroi rycerza, do tkanéj wzorzysto makaty i sadzonéj sztucznie podłogi — wszystko to do historyi myśli, historyi sztuki, do charakterystyki narodu należeć powinno.
Gdzie tylko, powtarzamy, jest myśl odtwarzania piękna, pojętego w duszy, już jest zaród sztuki. Niejest dziełem sztuki szałas zbudowany od słoty i wichru, dopóki chłopek, co go wznosi, nieuczuje potrzeby, ozdobić i uwdzięczyć téj kleci — chociaż budownictwo jest sztuką; — gdy z drugiéj strony, dziełem sztuki być może prosty koszyk z łoziny wypleciony, na którego bokach wyrazić umiał chłopak co go wiązał, w symetrycznych rysach, myśl ładu i harmonii, ciemno się objawiającą w głowie jego, ale widoczną w czynie ręki. W dziejach ludzkości i sztuki, często bardzo, nie ten czyta co napisał; przyszłość dopiéro wykłada charaktery kreślone instynktowo, nieświadomie.
Dotąd wszyscy prawie historycy sztuki zbyt niewolniczo trzymając się pewnych prawideł, wyciągniętych wyłącznie z epok najwyższego rozwoju, — niemyślą się kierowali własną, ale regułą żelazną, po zagranicami któréj napisali sobie pustynie, jak na starych kartach geograficznych rysowano dłoń olbrzymią, gdzie spały jeszcze nie zwiedzone lądy. Uznają oni częstokroć za dzieło sztuki, co niém niejest jeszcze, lub co niém być przestało, jako utwór ślepo naśladowniczy; a odpychają prawdziwe arcydzieła dla tego, że na nie gotowych szufladek do ustawienia niemają. Podziały stare, jak numerowane półki, służą im za formę klassyfikacyi, a co się w nich niemieści, odrzucają precz bez litości.
Z dzisiéjszych codzień szerszych wyobrażeń o sztuce, cale inne wynikają warunki dla dziejopisarza, cale nowe podziały, inny punkt do zapatrywania się na utwory. Obok Michała Anioła, staje Benvenuto Cellini z rzeźbioną rękojeścią miecza; obok etrusków, szykują się polewane misy i kształtne dzbany Bernarda Palissy; obok Perugina i Fr. Bartolomeo, kładziemy skromnych mozaistów i tkaczy kobierców i pasów; obok rozpraw o budowie bazyliki, o proporcyi kolumny świątyń Jowisza i Neptuna, musimy położyć rozprawę o skromnych naszych modrzewiowych kościołkach, o kształcie słupów w śpichrzach i gospodach, kształcie tradycyjnym i zbyt jednostajnym, by miał być fantazyą lub przypadkiem; — słowem, obok arcymistrzów, musimy dać prawo obywatelstwa pracownikom, obok myśli potężnéj, rachować za cóś i cichszy głos piersi ludzkiéj. Zdaje się, że wiek, co przyszedł do pojęć emancypacyi stanów, równolegle w innéj sferze podnieść się powinien, do idei emancypowania, uznania wszystkich sztuki objawów i nadania im równych praw obywatelstwa w historyi sztuki.
W ozdobach stroju, w wyrobach złotniczych na małą skalę do rzeźby należących, wynaleźć można dopełnienia do dziejów całéj jednéj gałęzi sztuki — na blaszce z wyciskiem potworu, odkopanéj w grobie pogańskim, da się wyczytać choć jedno słówko epoki dotąd niemo stojącéj w historyi. Rozszerza się w ten sposób horyzont przed nami, pomnażają się źródła dziejów objawu myśli, zbogacamy się mnóztwem odrzucanego dotąd a ważnego, i z podziwem znajdujemy w zardzewiałych okruchach uczucie piękna, wyraz jego często szczęśliwy, ciekawy zawsze, gdzie wprzód była grobowa cisza i nicość.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.