Tętniące serce/Część II/XII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tętniące serce |
Podtytuł | Powieść |
Rozdział | W jedwabiach |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Poznańska Drukarnia i Zakład Nakładowy T.A. |
Miejsce wyd. | Lwów — Poznań |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Tytuł orygin. | Kejsarn av Portugallien |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nie nadchodził wcale list od Klary Gulli ani do ojca, ani do matki, ale Jan nie wiele sobie z tego robił, wiedział bowiem, że dlatego milczy, by tembardziej uradować rodziców, gdy nadejdzie pora ogłoszenia zdumiewającej nowiny.
Mimo to dobrze się stało, że Jan zdołał potrochu zerknąć jej w karty, gdyż inaczej mógłby się był dać omamić ludziom, którzy twierdzili, że wiedzą więcej, niż własny ojciec Klary Gulli o tem, co czyni i co się z nią dzieje.
By dać przykład, możnaby przytoczyć, co się zdarzyło Katarzynie na placu kościelnym pewnej niedzieli.
W pierwszą niedzielę adwentu udała się Katarzyna do kościoła, a gdy wróciła, była dziwnie zastraszona i zmieszana.
Spostrzegła kilku wyrostków, którzy powrócili ze Sztokholmu, gdzie pracowali jesienią przy murarce, a teraz paplali wesoło z parobczakami i dziewczętami.
Katarzyna zobaczywszy ich podeszła przypuszczając, że dowie się czegoś o Klarze Gulli i chciała wszcząć z nimi rozmowę.
Właśnie opowiadali widocznie wesołe historyjki, bo parobczaki śmiali się na całe gardło. Nie spodobało się to Katarzynie, bowiem stali tuż pod samym kościołem. Sami zresztą spostrzegli, że czynią rzecz niewłaściwą bo za zbliżeniem się jej, trącili się łokciami i zamilkli nagle.
Pochwyciła jeno parę słów, które mówił jeden z wyrostków, obrócony do niej plecami, tak, że nie wiedział, iż nadchodzi.
— Powiadam wam... była cała w jedwabiach... ha... ha... ha...!
W tej samej chwili chłopak dostał takiego szturchańca w kark od jednej z dziewcząt, że zamilkł, obrócił się i oblał się cały rumieńcem, widząc, stojącą tuż przy sobie Katarzynę.
— Czegóż chcesz? — ozwał się nagle do dziewczyny, która go trąciła —.Czyż nie mogę opowiadać, że królowa była cała w jedwabiach?...
Na te słowa parobcy wybuchli głośniejszym jeszcze śmiechem, a Katarzyna poszła, widząc, że nie dowie się niczego.
Wróciła do domu tak strapiona, że Jan omal nie zdecydował się opowiedzieć jej jak się w rzeczywistości mają sprawy z Klarą Gullą. Ale rozmyślił się, poprosił tylko, by mu raz jeszcze powiedziała, co chłopcy opowiadali o królowej..
Uczyniła co chciał.
— Powiedział to tylko dlatego, by wobec mnie ukryć całą rzecz! — dodała Katarzyna.
Jan nic nie odpowiedział, ale usta jego złożyły się same do uśmiechu.
— O czemże to myśliśz? — spytała — Od kilku dni masz tak dziwną minę? Czyżbyś wiedział dawno już to, o czem mówiły te wisusy?
— Nie, — odrzekł — tego nie wiem wcale, ale możemy mieć chyba tyle zaufania do Klary Gulli, droga Katarzyno, by nie powątpiewać, że wszystko jest w należytym porządku.
— Ach... tak się boję! — odparła.
— Im nie wolno jeszcze mówić o wszystkiem i mnie także nie! — powiedział Jan uroczyście — Klara Gulla prosiła chłopaków, by zachowali tajemnicę, a i nam także przystoi czekać i milczeć, tak też uczynimy, Katarzyno!