Tajemnica grobowca (de Montépin, 1931)/Tom III/XXXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnica grobowca |
Podtytuł | Powieść z życia francuskiego |
Wydawca | Redakcja Kuriera Śląskiego |
Data wyd. | 1931 |
Druk | Drukarnia Kuriera Śląskiego |
Miejsce wyd. | Katowice |
Tytuł orygin. | Simone et Marie |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pani Rosier udała się do prefektury w poniedziałek, w dzień składania raportów, wespół z Galoubetem i Sylwanem. Naczelnik policji przedewszyskiem zapytał:
— Macie co nowego?
— Mamy.
— Czegoście się dowiedzieli? Pani ma jakie wiadomości?
— Tak, jestem pewna, że fałszywy opat, — którym jest poprostu Verdier, bywa na przedmieściu św. Honorego. Powinniby więc agenci pilnować tam w dzień i w nocy.
— Spotkała pani Verdiera?
— Ja nie, ale Galoubet widział go w dystrybucji.
— Czemu go nie schwytał?
— Niestety, poznał go już za późno, kiedy zbrodniarz wsiadł do dorożki; nie mógł go dogonić.
— Sprawa nie idzie naprzód, ale na mnie odpowiedzialność ciąży.
— Niech pan nadziei nie traci — odpowiedziała agentka. — Już bliscy jesteśmy celu.
— Oby Bóg panią wysłuchał. Każę rozciągnąć dozór nad przedmieściem św. Honorego.
— Czy potrzebuje pani Martela i Jodeleta?
— Nie. Wystarcza mi Galoubet i Sylwan.
— Chciałabym, ażeby Galoubet, jako znający Verdiera z powierzchowności, przyłączył się do tych, którzy będą pilnowali przedmieścia.
— Jeśli mi go pan zabierze, pozostanę sama jedna z Sylwanem.
— Czy pani co szkodzi?
— I bardzo.
— Jakto, czyżby pani zamierzała działać z innej strony, niż my?
— Tak.
— Ma pani do wyśledzenia coś pewnego?
— Tak.
— Coś pewnego?
— Tak, sadzę. Niech pan zda się na mnie i tylko niech mi pozostawi Galoubeta i Cornu.
— Dobrze. Niech ich pani zatrzyma.
— Chciałabym mieć jeszcze dwóch jakich silnych ludzi. Czy sprytni będą, to mniejsza. Potrzeba tylko, ażeby byli silni, dla pomocy przy aresztowaniu.
Naczelnik spojrzał pani Rosier prosto w oczy.
— Przy aresztowaniu? — powtórzył.
— Tak.
— Czyżby pani tak bliską była celu?
— Nie mogę nic stanowczego powiedzieć, ale przepraszam, dziś mamy poniedziałek.
— No, tak!
— Więc jeżeli w środę wieczorem nie dostawię panu jednego z tych, których szukamy, dowód to będzie, żem na fałszywy ślad wpadła, i że brakło mi już owej przenikliwości i tych zalet, które przypisywał mi pan dawniej.
— W środę wieczorem! — zawołał ze zdziwieniem naczelnik.
— Tak. Jeśli w środę wieczorem jeszcze mi się nie powiedzie, przyjdę powiedzieć panu, że jestem do niczego i zrzeknę się zadania nad me siły i podam się do dymisji.
— Dobrze, dam pani dwóch silnych ludzi.
— Kogo?
— Massona i Grandehampa. Czy dobrzy będą?
— Jak najlepsi.
— Zaraz dziś wydam rozkaz.
— O więcej nie proszę. Dziękuję panu.
— Do widzenia!
Aime Joubert skłoniwszy się naczelnikowi, skinęła na Galoubeta i Sylwana i w raz z nimi udała się do dzielnicy Elizejskiej.