Tajemnicza bomba/6
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnicza bomba |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 4.3.1938 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Tytuł cyklu: Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Śledztwo w sprawie Smolucha miało się odbyć w sali przylegającej do gabinetu Baxtera. Jakkolwiek otwarto na oścież wszystkie okna, zaduch panował w niej tak okropny, że sędziowie wchodząc na salę musieli zatykać nosy.
— Panie inspektorze — rzekł surowo sędzia śledczy. — Widzę, że „Daily Mail“ miał racje mówiąc o porządkach panujących w Scotland Yardzie. Czy nie można temu zaradzić? Przecież trudno oddychać w tym zatrutym powietrzu.
— Proszę mi wybaczyć, panie sędzio — odparł Baxter, którego wypadki ostatnich dni przyprawiły o utratę dwóch kilo. — Użyłem już wszelkich możliwych środków. Kazałem nawet policjantom rozlewać perfumy...
— Dobrze już, dobrze — przerwał sędzia. — Będziemy musieli jednak pozostać w futrach, ponieważ zamknięcie okien jest niemożliwością.
Odpowiedziały mu śmiechy licznie zebranych dziennikarzy. Wprowadzono wreszcie anarchistę Karola Smolucha.
— Czy przyznaje się pan do winy? — zapytał sędzia — że przyniósł pan do Scotland Yardu bombę o dużej sile wybuchowej?
— Tak jest — odparł Smoluch, jeszcze brudniejszy niż zazwyczaj. — Przyznaję się do winy...
Sędziowie podnieśli brwi ze zdumieniem.
— Czy przyznaje się pan do winy kontaktu z partią anarchistyczną?
— Niestety — odparł filozof — nie znam w Anglii partii anarchistycznej. Chętnie jednak przyznaję się do tego, że jestem anarchistą.
— Czy zdaje pan sobie sprawę, że pańskie oświadczenia wpływają na uzyskanie przez pana surowego wymiaru kary? Otrzymałem od pewnej wysoko postawionej osoby list przedstawiający pana, jako literata niepowszedniej wartości i człowieka nie zdolnego do wyrządzenia komukolwiek krzywdy?
Sędzia zwrócił się następnie do inspektora Baxtera:
— Jakie wrażenie wywarł na panu zamach?
— Hm... Że bomba wybuchnie lada chwila — odparł Baxter.
— Na szczęście nie eksplodowała — uśmiechnął się sędzia. — Proszę wprowadzić biegłych — rzekł zwracając się do woźnego.
Czterej panowie w średnim wieku weszli na salę rozpraw. Na twarzach ich widoczny byt ironiczny uśmiech.
— Prawdopodobnie widok trybunału zasiadającego w paltach zmusza panów do śmiechu? — zapytał sędzia.
— O, nie, Wysoki Sądzie. Uśmiechamy się na myśl o oświadczeniu, które za chwilę złożymy przed sądem.
— Zostaliście panowie wezwani dla wypowiedzenia opinii, jaki był skład i jaka moc wybuchowa bomby, która miała wysadzić w powietrze główną siedzibę policji londyńskiej.
— Bomby? — rzekł jeden z ekspertów — Hm... Proszę mi wybaczyć, panie przewodniczący, ale nie można tu niestety mówić o bombie?
— Jak to? — zapytał zdumiony sędzia. — Czy panowie mają jakieś inne określenie dla przedmiotu podrzuconego w Scotland Yardzie?
— Tak, panie przewodniczący... To nie była ani bomba, ani żaden materiał eksplodujący...
— Cóż więc to było takiego?
— Panowie Sędziowie pozwolą, że odczytamy nasz raport:
Po uważnym obejrzenia przedmiotu stwierdziliśmy zgodnie, że bomba składała się z rozmaitych bardzo dziwnych materji. Po pierwsze do ich konstrukcji użyto metalowego pudełka od konserw, zawierającego ongiś dwa kilo szparagów. Pudełko to zostało sfabrykowane prawdopodobnie około dziesięciu miesięcy temu i zostało napełnione wiosną gotowanymi szparagami. W pudełku od konserw znaleźliśmy mały budzik z firmy Waterbury New-York, U. S. A. Daty fabrykacji niestety nie mogliśmy ustalić. Obok budzika leżały papierowe korki.
— Jak to papierowe korki? — przerwał przewodniczący.
— Tak panie przewodniczący. Małe korki papierowe, podobne do tych, jakimi posługują się dzieci do strzelania z pistoletów. Są to korki całkiem nieszkodliwe i bezpieczne. Aby spowodować z ich pomocą wybuch, należałoby użyć przynajmniej sto kilo. Nawet i w tym wypadku eksplozja nie wywołałaby żadnej szkody, a najwyżej hałas. W danym wypadku mieliśmy do czynienia z 12 korkami, których siła wybuchu równa się sile czterech lub pięciu zapałek. Pod pierwszą warstwą waty zastaliśmy, rzecz zadziwiająca, dwanaście cukierków owiniętych w srebrny papier. Zawartość sławnej bomby mogłaby więc uchodzić za szkodliwą jedynie dla żołądków ludzi, którzy nie znoszą słodyczy. W konkluzji przyszliśmy do wniosku, że sławna bomba była jednym wielkim żartem.
Sędziowie i asesorzy wybuchnęli śmiechem. Eksperci z powagą złożyli na stole przeznaczonym dla dowodów rzeczowych bombę i jej zawartość.
Największą wesołość wywołały cukierki.
— Cóż ma pan do dodania? — zwrócił się sędzia do małego filozofa, którego oczy poczęły ciskać wściekłe błyski.
— Powiedziałem już co miałem do powiedzenia — odparł. — Widzę, że przyjaciele moi wypłatali mi figla. Chciałem za wszelką cenę zaprotestować przeciwko straceniu Ferrera.
— Może pan być zadowolony z takich przyjaciół — rzekł przewodniczący. — Dzięki nim uniknął pan poważnego niebezpieczeństwa. Wymierzam panu grzywnę w wysokości dwóch funtów sterlingów. Ponieważ zaś Skarb Państwa poniósł koszta ekspertyzy, będzie pan zmuszony zapłacić na rzecz Skarbu pięć funtów sterlingów. Z uwagi jednak na to, że został pan niesłusznie przetrzymany w areszcie przez dni pięć, należy się panu odszkodowanie w wysokości 6 funtów. W ten sposób sumy te nawzajem się znoszą.
Wychodząc z sali obrad sędzia zwrócił się do czerwonego ze wstydu Baxtera:
— Zechce pan przyjąć ode mnie dobrą radę. Jeśli kiedykolwiek znajdzie pan bombę, niech się pan przekona uprzednio o jej zawartości i nie wszczyna niepotrzebnego alarmu.