Tajemnicza bomba/7
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Tajemnicza bomba |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 4.3.1938 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Tytuł cyklu: Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Nazajutrz, gdy Marholm i Baxter weszli do biura inspektoratu, zastali okna szeroko otwarte. Mimo zerwania tapet i podłóg nieznośny zaduch nie ustępował.
— Nie wiem sam, co mam zrobić — westchnął Baxter, którego wypadki ostatnich dni przyprawiły prawie o chorobę.
Marholm przechadzał się po pokoju. Instynkt mówił mu, że w tym wszystkim kryje się jakiś nowy żart. Zbliżył się do biurka Baxtera i wykrzyknął głośno.
— Już mam! Ten szatański zapach pochodzi z pańskiego biurka...
— Oszaleliście — rzekł Baxter urażony. — Czy widzieliście kiedykolwiek, aby uczciwe biurko cuchnęło w podobny sposób?
— Coprawda, to nie — odparł Marholm.
Rozmowa ich została przerwana przez wejście policjanta, który zameldował jakiegoś pana. Na wizytowej karcie figurowało następujące nazwisko:
Dyrektor Publicznego oddziału
dezynfekcyjnego — Londyn.
— Wprowadzić go — zawołał Baxter. — Ten człowiek da nam klucz od zagadki.
Do gabinetu wszedł staruszek z siwą brodą i w okularach.
— Jestem szczęśliwy, panie dyrektorze, z pańskiej wizyty — rzekł Marholm. Czy będzie mógł pan wytłomaczyć, czemu należy przypisać okropny zaduch, panujący ostatnio w Scotland Yardzie.
Dyrektor pociągnął nosem.
— Oczywista... Zaalarmowały mnie wieści, które czytałem w gazetach... Istotnie panuje tu zapach, który spotyka się czasami w rzeźniach. Jest to zapach trupi. O przyczynie mógłbym się wypowiedzieć dopiero po starannym przestudiowaniu sprawy. Będzie to jednak utrudnione na miejscu. Dlatego też będę musiał natychmiast wywieźć na mych specjalnych wozach wszystkie akta, książki, obrazy i meble i przewieźć je do miejskich zakładów dezynfekcyjnych. O ile się nie mylę, mamy tu do czynienia z wypadkiem nagromadzenia mikrobów od czasów niepamiętnych.
— Kiedy zechce pan rozpocząć dezynfekcję?
— Natychmiast. Zechce pan oddać mi do mej dyspozycji cały personel, który musi mi pomóc w przenoszeniu wszystkiego na moje wozy. Mam nadzieję, że jeszcze dziś wieczorem meble wrócą na swoje miejsce.
— Dzięki Bogu — zawołał Baxter z ulgą. — Natychmiast wydam odpowiednie rozkazy.
Praca posunęła się naprzód raźno. Obydwa biura pana inspektora zostały opróżnione w mgnieniu oka. Po upływie kwadransa dwa wozy, naładowane po brzegi, ruszyły z miejsca. Dyrektor pożegnał się uprzejmie i opuścił Scotland Yard.
Nadszedł wieczór. Marholm z niepokojem spojrzał na zegarek. Godzina, o której meble miały już być z powrotem, minęła dawno. Począł ogarniać go niepokój. O godzinie ósmej zadzwonił do publicznych zakładów dezynfekcyjnych. Odpowiedziano mu, że biuro jest już dawno nieczynne i że z dyrekcją będzie się mógł porozumieć dopiero jutro. Marholm podzielił się swymi podejrzeniami z Baxterem.
Baxter wzruszył tylko pogardliwie ramionami.
— Nie mogę jednak pozbyć się myśli — rzekł Marholm — że tym razem Raffles zabawił się w dyrektora zakładów dezynfekcyjnych.
— Przestańcie raz wywoływać wilka z lasu — odparł Baxter. — Wracam do domu. Jestem pewien, że jutro rano zastanę wszystko w najwyższym per rządku.
— Oby pańska przepowiednia się spełniła — odparł Marholm, powstrzymując śmiech.