<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Tajemnicza dama
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 1.7.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Pamiętny dzień na giełdzie

Od kilku dni panował na giełdzie londyńskiej niepokój. Nie wiadomo było jeszcze, czy zakończy się on zniżką, czy zwyżką walorów, w każdym bądź razie znawcy wietrzyli w powietrzu jakąś zmianę...
Akcje Anatolijskich Kolei Żelaznych trzymały się na dotychczasowym poziomie i nic nie wróżyło, aby stan ten miał się kiedykolwiek zmienić na lepsze. Ci, co potracili na nich majątki z żalem i z zazdrością opowiadali sobie o nieuczciwym spryciarzu, który na tych akcjach zarobił miliony.
Samo towarzystwo istniało nadal, choć kurs akcyj dawno już przestał być notowany na giełdzie.
Tego dnia, od samego ranka giełda roiła się od zwykłych interesantów... Gdy tylko otwarto potężne drzwi, tłumy agentów, pośredników, maklerów poczęły zapełniać obszerną, amfiteatralnie zbudowaną salę.
W samym środku tej sali znajdowało się niewielkie podwyższenie, otoczone niewysoką barierą. Na tym podium od szeregu lat, dzień w dzień, zjawiali się ci sami ludzie: był to olbrzymiego wzrostu agent Drummer i niknący w cieniu swego potężnego przyjaciela — Pons. Ci dwaj agenci panowali wszechwładnie nad tłumem kupujących i sprzedawców. Uzbrojeni w swe kolorowe bloczki, w których zapisywali tylko cyfry i znaki, w lot załatwiali milionowe tranzakcje.
Owego pamiętnego dnia zjawili się obydwaj z pustymi tekami pod pachą. Wszyscy zadawali sobie pytania, jakie papiery znajda się w tych rękach.
Przy otwarciu giełdy akcje trzymały się na poziomie z dnia poprzedniego. Nagle ku zdumieniu obecnych rozległ się dobrze znany głos.
— Kupuję „Anatolijskie“... Kupuję „ Anatolijskie“.
Zapanowała cisza. Stali bywalcy giełdy nie wierzyli własnym uszom.
Drummer, działający zawsze na rachunek najpotężniejszych firm interesował się akcjami, które powszechnie uważano za bezwartościowe...
— Sprzedaję „Anatolijskie“... Sprzedaję „Anatolijskie“ — zabrzmiał inny głos...
— Cena?
— Sto dwa... Sto dwa... Ile dla pana?...
— Kupuję sto sztuk.
Początkowo sądzono, że to żart. Wkrótce jednak przekonano się, że sprawa przedstawia się poważnie. Wesoło uśmiechnięte twarze zaczęły się wydłużać. Przypomniano sobie z żalem o akcjach sprzedanych kilka dni temu za bezcen. Jakby na urągowisko, znów rozległ się głos Drummera:
— Kupujemy „Anatolijskie“... Ofiarujemy 108! Ofiarujemy 108...
Nie... Nikt nie wyrzucałby pieniędzy w błoto. Jeśli Drummer i Pons kupują, to coś w tym musi się kryć. W chwilę po tym, głos Ponsa zabrzmiał ponad głowami obecnych.
— Kupuję „Anatolijskie“... Daję 140...
Natychmiast przez tłum przecisnął się jakiś osobnik o czerwonej twarzy i wcisnął agentowi paczkę akcyj. Pons przechylił się nad balustradą i w jednej chwili tranzakcja została zawarta.
W następnej sekundzie na giełdzie zawrzało. Nikt nie interesował się więcej innymi papierami. Nafta, miedź, koleje żelazne przestały wchodzić w rachubę... Drummer i Pons uwijali się, jak szatany, po niewielkiej przestrzeni... Polecenia, wydawane podniesionym głosem, krzyżowały się w powietrzu. Czerwone, zielone, niebieskie kartki pokrywały się tajemniczymi znakami.
Akcje Anatolijskie wciąż szły w górę... Popyt na nie stawał się coraz większy. Chociaż coraz nowe partie akcji rzucano na rynek — cena ich wzrastała, gdyż Drummer i Pons kupowali każdą ilość.
W tym właśnie momencie ukazał się na giełdzie Beewater. Już przed tym ostrzeżono go telefonicznie o tym co się dzieje. W żaden sposób nie mógł zrozumieć, co się właściwie stało. Kto jak kto, ale Beewater najlepiej orientował się w sytuacji banku Anatolijskiego... Wiedział, że ta zwyżka musi być wynikiem jakiejś niezrozumiałej dla niego spekulacji.
Gdy znalazł się na giełdzie, ogarnęła go atmosfera podniecenia. Zrozumiał, że nadarza się okazja do grubszego zarobku. Jeśli Drummer kupował, to znaczy, że na akcjach tych można zarobić. Beewater przystąpił natychmiast do dzieła. Przez swego agenta wykupił wszystkie akcje Anatolijskie, jakie jeszcze znalazły się na giełdzie... Płacił gotówką i z zadowoleniem spoglądał na pokaźny pakiet akcyj. Nabył ich 5.600 sztuk, płacąc po 140 i 150 za sztukę.
Na kilka minut przed przerwą obiadową wydarzył się fakt dość niezwykły. Obaj agenci Drummel i Pons zniknęli nagle ze swego posterunku. Na pięć minut przed zamknięciem zaprzestano wszelkich tranzakcji. Wkrótce zabrzmiał ostry dźwięk dzwonka, oznajmiającego przerwę obiadową. W czasie przerwy jedynym tematem rozmów była oczywiście niebywała haussa na akcje Anatolijskie.
O godzinie drugiej, a więc w momencie otwarcia giełdy popołudniowej, bomba pękła. Drummer i Pons zajęli swe zwykle miejsca na podium i w dwie minuty po tym giełdę obiegła niezwykła wieść, że obaj agenci tego ranka nie byli wcale na giełdzie. Padli oni bowiem ofiarą niezwykłej i śmiałej napaści ze strony nieznanych sprawców, w których mocy pozostali aż do godziny drugiej. Oczywiście, że wszelkie tranzakcje, zawarte przez sprytnych oszustów, którzy przebrali się za nich, okazały się nieważne. Tylko tranzakcji gotówkowych unieważnić nie było można, gdyż oszuści ulotnili się z zainkasowanymi pieniędzmi.
Jak się okazało, jedynym poszkodowanym był Beewater. On bowiem wykupił wszystkie znajdujące się w tym dniu na giełdzie akcje Anatolijskie, płacąc za nie gotówką... Reszta zadowoliła się zawieraniem tranzakcji terminowych, które miały być realizowane dopiero później. Te właśnie tranzakcje okazały się na szczęście nieważne.
W pakiecie akcji, zakupionych przez Beewatera, znalazły się wszystkie akcje Jane Doherty, które Raffles sam osobiście sprzedał tego dnia na giełdzie po najwyższym kursie.
W dniu tym stracił Beewater okrągła sumę 50.000 funtów sterlingów.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.