<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Tajny dokument
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 13.7.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Tajny dokument

Sytuacja nie pozwalała Rafflesowi zastanawiać się długo i bezskutecznie nad pytaniem, w jaki sposób prawdziwy Mayflower znalazł się niespodzianie w zamku. Wystarczyło, że był i ten fakt zmuszał Rafflesa do jak najszybszego działania.
Byłoby mu o wiele wygodniej wymknąć się niepostrzeżenie z tego domu, gdyż Raffles dokonał swego dzieła dwie godziny temu, gdyby nie nagłe zjawienie się prawdziwego Mayflowera, które pokrzyżowało mu wszystkie plany. Raffles spojrzał w lewo i w prawo. Widok, jaki roztoczył się przed nim nie był bynajmniej uspokajający. Korytarz znajdujący się po lewej jego ręce pełen był kobiet, spoglądających na niego ciekawie i nieprzyjaźnie, za nim stała grupka panów... Z prawej strony sytuacja przedstawiała się nie lepiej: w ciemnym korytarzu rysowały się sylwetki ośmiu mężczyzn... Za nimi widać było służbę domową, uzbrojoną we wszystko, co można było na prędce udźwignąć, poczynając od ostrych szablisk i antycznej zbroi, a kończąc na toporze i nożu kuchennym... Nie brak było chłopca stajennego z biczem i ogrodnika z cepem w ręku.
Raffles powziął błyskawiczne postanowienie: jedyną szansą ucieczki był hall. Raffles szybko przełożył najpierw jedną, a potem drugą nogę przez poręcz schodów i zjechał na dół... Gdy znalazł się na wysokości dwóch metrów ponad podłogą hallu, zeskoczył nagle wprost na stojącego obok lady Wolwerton Mayflowera... Mayflower przewrócił się jak długi na ziemię. Raffles trącił go nogą i w dwóch susach znalazł się w otwartych drzwiach, wychodzących na ogród.
Skręcił na prawo... Orientował się bowiem, że nie wolno mu biec po prostej linii. Z otwartych drzwi jasno oświetlonego hallu padała na trawnik smuga światła. Gdyby biegł po tej linii, sylwetka jego widoczna byłaby z daleka.
Raffles zniknął. Przepadł jak kamień w wodę.
Ścigający zatrzymali się w miejscu... W zamieszaniu nie zwrócili uwagi na to, że na szosie za parkanem zatrzymało się jakieś auto.
Wybiła północ.
Lady Wolwerton wybiegła na spotkanie ludzi, którzy udali się na poszukiwanie Rafflesa.
— Schwytaliście go? — zapytała, stojąc w progu.
— Niestety, mylady... Rozpłynął się chyba w powietrzu... Obawiamy się, że uciekł przygotowanym poprzednio autem..
Lady przycisnęła rękę ’do serca. Zbyt wieli wrażeń doznała w ciągu ostatnich kilku godzin. Czuła wzbierającą w sobie złość... Aby dać upust uczuciu bezsilnego gniewu, zwróciła się w strong Mayflowera, który nie odstępował jej ani na krok.
— Czy zechce mi pan wyjaśnić, jak to się stało, że ten człowiek zdołał podszyć się pod pańskie nazwiśko? — wybuchnęła wreszcie. — Czy oddał mu pan swoją kartę z zaproszeniem?
— Ależ, mylady, skądże? — zawołał Mayflower z oburzeniem. — Zaproszenie mam jeszcze przy sobie w portfelu. Proszę, niech się pani sama przekona.
Z trudem wyjął lewą ręką portfel z wewnętrznej kieszeni marynarki. Oczom zdumionej pani domu i jej gości ukazała się gruba karta ze złoconymi brzegami.
„Lady Wolwerton ma zaszczyt prosić sir Archibalda Mayflowera wraz z małżonką na zabawę ogrodową, mającą się odbyć na Wolwerton-Castle...“
Karta była drukowana, tylko nazwisko i data wypisane były ręką.
Lady przez chwilę spoglądała na nią nieruchomo, jak gdyby oczekując wyjaśnienia zagadki. Poszukała wzrokiem kogoś ze służby.
— Czy to ty stałeś u głównej bramy, Johnson! — zapytała ostro.
— Tak jest, mylady.
— Przypomnij sobie, czy wpuściłeś kogoś, kto był podobny do tego pana? Zbliż się i przypatrz mu się dobrze!
Johnson wysunął się naprzód i spojrzał uważnie na Mayflowera.
— Trudno powiedzieć, że był podobny, skoro to był z całą pewnością ten sam pan — odparł. — Mogę dać głowę za to...
— Naprawdę?! Pewien jesteś, że to ten sam! — powtórzyła mylady z ironią. — A czy wręczył wam kartę?
— Nikogo nie przepuściliśmy bez zaproszenia, mylady — odparł służący urażonym tonem. — Dokładnie zastosowaliśmy się do otrzymanych poleceń.
— Zjawiła się pewna młoda dama, która ze łzami w oczach zapewniała nas, że zgubiła swoją kartę... Ale myśmy byli bezwzględni. Kazaliśmy biedactwu wracać, skąd przyszło...
— Pokażcie więc tę kartę — zawołała mylady niecierpliwie.
— Na szczęście mam ją przy sobie — ozwał się drugi służący. — Oto ona.
Lady przyjrzała się karcie, bliźniaczo podobnej do poprzedniej.
— Mam — zawołała z tryumfem.
Karta wręczona jej przez Mayflowera wypełniona była lekko fioletowym atramentem.
— Pańskie zaproszenie jest sfałszowane, Mayflower — rzekła. — Nigdy w życiu nie używałam fioletowego atramentu. — I cóż pan na to?
Mayflower wzruszył ramionami.
— Nic... Sam nie rozumiem, w jaki sposób to się stało?... Musiał mi ktoś wykraść oryginał.
— Im dalej, tym lepiej — przerwała mu lady. — Mamy więc do czynienia nie tylko ze złodziejem kosztowności ale i fałszerzem! Musimy natychmiast odnaleźć mego brata... Trzeba raz z tym zrobić porządek... Czyście go nie znaleźli?
Mimo zarządzonych poszukiwań w ogrodzie, nikt nie trafił dotąd na ślad hrabiego.
— Ależ on mi jest koniecznie potrzebny... Sama nie dam sobie z tym wszystkim rady — żaliła się lady Wolwerton. — Należy natychmiast obudzić wszystkich gości, którzy śpią... Sprawdzimy czy ten łotr nie popełnił jeszcze i innych kradzieży. Johnson — zwróciła się do służącego — zadzwoń natychmiast po policję z Richmond! Mój Boże, że też podobne nieszczęście musiało się wydarzyć pod moim dachem!
Mówiąc to, spoglądała na Mayflowera z takim wyrzutem, jak gdyby on właśnie był winien wszystkiemu.
Stary pałac Wolwertonów rozbrzmiewał złorzeczeniami i płaczem. Tymczasem człowiek, który dotychczas ukrywał się wśród murów prawego skrzydła pałacu, wysunął się ostrożnie naprzód. Z iście kocią zręcznością okrążył bezszelestnie narożnik i przez otwarte okno wślizgnął się do środka.
Szybko wbiegł po schodach na górę i otworzył drzwi jakiegoś pokoju. Był to Raffles.
Mimo zarządzonego pościgu, Tajemniczy Nieznajomy ważył się na ten szaleńczy krok. Nie należał do ludzi, którzy łatwo wyrzekają się swego łupu. Raffles schował ciężki worek z diamentami, perłami i innymi kosztownościami w bezpiecznym miejscu i zamierzał po upływie godziny wrócić po nie wraz z Brandem... Tymczasem los zrządził inaczej. Niespodziane pojawienie się autentycznego Mayflowera — pokrzyżowało wszystkie jego plany...
Mimo to, ciężki worek znów znalazł się w jego ręku. Raffles właśnie rozpoczął drogę powrotną, gdy nagle stanął w miejscu, jak wryty. Znajdował się w tej chwili na starych kręconych schodach. Schodów tych nikt nie używał oddawna, przeto panowały tam kompletne ciemności... Raffles przechylił się przez żelazną poręcz:
Z miejsca, w którym stał, widać było część korytarza na trzecim piętrze, gdzie mieściły się apartamenty hrabiego Drexlera.
Słychać było odgłosy zbliżających się kroków. Do uszu Rafflesa doszły słowa lady, zwrócone do służącego Johnsona:
— Prędzej!... — Ruszcie się... Powinniście byli od razu pomyśleć o zawiadomieniu mego brata.
Rozległ się trzask otwieranych drzwi i zmieszane głosy, które wołały:
— Proszę wstać!... Włamywacze zakradli się do pałacu!... Proszę sprawdzić, czy państwu czegoś nie skradziono!...
Wezwaniu temu odpowiedziały zawodzenia i narzekania okradzionych kobiet, które nagle wyrwane ze snu, stwierdziły z przykrością, że padły ofiarą kradzieży. Nad wszystkimi górował głos lady, wołający niecierpliwie:
— Nie rozumiem, gdzie się Douglas mógł podziać!... Czy nikt nie widział mojego brata?
— Czy brat lady nie udał się na spoczynek? — zapytał głos, który Raffles pozna od razu..
Był to bowiem głos jego sobowtóra Mayflowera.
— Na spoczynek? O kwadrans przed dwunastą? Nie, to niemożliwe!... W każdym razie musimy się o tym przekonać.
Rozległo się pukanie do drzwi.
— Czy śpisz, Douglasie? — ozwał się głos lady. — Obudź się natychmiast. Czy mnie słyszysz?
Wezwaniu temu odpowiedziało milczenie... Ktoś chwycił za klamkę, po czym zawołał ze zdumieniem.
— Cóż to ma. znaczyć? Drzwi zamknięte są na klucz... Hrabia Drexler musi być w swym pokoju....
Poczęto dobijać się do drzwi.
Kilka silnych pięści zaatakowało drewniane filongi.
— Musimy sprawdzić co to znaczy! — ozwał się jakiś męski głos. — Zejdźcie z drogi!...
Tego, co się później stało, Raffles ze swego miejsca dojrzeć już nie mógł. Usłyszał tylko trzask wyłamywanych drzwi, po czym rozległ się przeraźliwy krzyk kobiecy.
— Boże wielki... Mój brat... Douglas! Co się z nim stało?! Czy umarł?
— Na szczęście, jest tylko nieprzytomny, mylady — odparł ktoś uspokajająco. — Proszę posłuchać, jak oddycha... Widać, że biesiadowano w tym pokoju. Ale co to takiego? Złodziej widać i tutaj operował... Proszę spojrzeć: biurko zostało siłą otwarte...
Zapanowało milczenie. Wreszcie rozległ się drżący głos lady:
— Mój brat jest zgubiony... W tym biurku przechowywał on projekt, traktatu, który powierzono jego pieczy. Jutro rano miał go odesłać z powrotem wraz ze swą opinią. Mój Boże, cóż my teraz poczniemy?
Na dźwięk tych słów Raffles cofnął się ze zdumieniem. Po chwili uderzył się dłonią w czoło.
— Tajny dokument... Lola Ravenna... Człowiek za żywopłotem... O godzinie dwunastej przy starej bramie!
Ześlizgnął się jak cień po nieoświetlonych schodach i zniknął w głębi korytarza Zbliżył się do otwartego okna, przez które dostał się do środka. Tuż obok niego znajdowała się rynna. Raffles opuścił się po niej aż do wysokości pierwszego piętra, po czym przeskoczył na balkon, a z balkonu po występach muru zeszedł na dół.
Wkrótce po tym zniknął w mroku nocy, jak duch.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.