<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Tajny dokument
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 13.7.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Przy starej bramie o północy

Pięć minut przed godziną dwunastą Lola Ravenna biegła szybko ścieżką.
Nie nosiła na sobie wspaniałej toalety, w której Raffles widział ją przy stole, ani też białego wieczorowego płaszcza... Otuliła się szczelnie skromnym deszczowym paltem i na oczy nasunęła mały filcowy kapelusz. Pod pachą ściskała ciemną torebkę.
Ścieżka opisując szeroki luk wiodła aż do furtki ogrodowej. Tą furtą wchodzili do pałacu goście, którzy przybywali autami z Londynu.
Furtka była zamknięta na klucz. Lola wyjęła z kieszeni swego płaszcza pęk kluczy i szybko wybrała jeden z nich. Zamek ustąpił, furtka stała otworem.
Noc była ciemna, księżyc schował się za obłoki. Szosę oświetlały słabo dość rzadko rozmieszczone elektryczne lampy.
Lola zatrzymała się przez chwilę, rozglądając się podejrzliwie dokoła, po czym ruszyła szybkim krokiem naprzód. Niespełna osiemdziesiąt kroków dzieliło ją od nieużywanej od dawna starej bramy parkowej. Szybko minęła tę przestrzeń i nagle znalazła się w kręgu światła reflektora. Tuż obok bramy stała potężna szara maszyna. Wspólnik jej siedział przy kierownicy.
Kobieta zbliżyła się do auta.
— Jestem Geraldzie — szepnęła cicho.
— Udało ci się? — zapytał mężczyzna.
Kryjąc swą twarz w ciemnościach uważnie przyglądał się rysom twarzy, która znalazła się w kręgu światła.
— Jedziemy wprost do yachtu? — zapytał.
— Oczywiście... Jakżeby mogło być inaczej? Spiesz się! Mam przeczucie, że tylko szybkość może nas uratować.
Auto pomknęło naprzód jak strzała.
— Co się stało? — zapytał mężczyzna
— Włamywacz dostał się do pałacu.
— To chyba żarty? — zawołał z przerażeniem.
— Szczera prawda... Musiałeś chyba słyszeć gwar, wywołany tym niezwykłym wypadkiem. Hałas przedostawał się aż na szosę. Kobiety, które stwierdziły brak kosztowności, darły się jak opętane...
— Jak to się stało? Czy go już schwytano?
— Otóż to właśnie: nie jest to wcale łatwe. Wezwano policję i wszczęto poszukiwania... Dokładnie nie wiem, w jaki sposób to się stało, lecz z tego, co słyszałam, zdołałam wywnioskować, że sprytny człowiek podszył się pod nazwisko jednego z zaproszonych gości... Historia ta nie byłaby się jeszcze tak szybko wykryła, gdyby nie niespodziane zjawienie się na zamku prawdziwego Mayflowera.
— Źle... Policja może nam lada chwila spaść na kark — zawołał mężczyzna. — Gdy zrewidują pałac, stwierdzą włamanie do biurka i brak dokumentów... Przypuszczam, że musiałaś dokonać włamania?
— Oczywiście! Nie miałam innej drogi... Opanowałem go do tego stopnia, że był miękki w mym ręku jak wosk. Ale mimo to nigdy nie wydałby mi dobrowolnie tajnego dokumentu! Musiałam więc uciec się do podstępu. Zgodziłam się, że go odwiedzę w jego pokoju... Biedny stary: Jeszcze mi teraz przykro, kiedy przypominam sobie, jak był we mnie zakochany... Kazał przynieść do swego pokoju szampana... Gdy odwrócił się na chwilę, aby podać mi papierosy, wsypałam do jego kieliszka trochę tego proszku, który otrzymałam od ciebie... Muszę przyznać, że okazał niezwykłą odporność... Trwało przeszło godzinę, zanim stracił przytomność.
— Byłaś w strachu?
— Oczywiście... Zamknęliśmy wprawdzie drzwi, ale w każdej chwili mogła nadejść jego siostra... Biurko było stare, lecz masywne i zamek niezwykłej roboty... Udało mi się sforsować szufladę z niemałym trudem. Ale jestem szczęśliwa, że wszystko już jest poza nami... Mam nadzieję, że otrzymamy za ten papierek huk pieniędzy. Oby tylko chłopcy stawili się w porę w umówionym miejscu wraz z yachtem! Jak szybko będziemy u celu?
— W najlepszym razie za dwie godziny... Nie zapominaj, że musimy przejechać Londyn od krańca do końca, potem zaś przedostać się do Dover.... Tam dopiero przesiądziemy się na pokład naszego yachtu, który zawiezie nas do Hamburga. Z Hamburga pociągiem pojedziemy do Berlina, gdzie czeka nas nagroda za nasze trudy! Oby piekło pochłonęło tego draba, który akurat dzisiejszą noc wybrał sobie dla przeprowadzenia swych złodziejskich planów... Jeśli policja zjawi się w porę, złapią go z pewnością!.. Lady zechce na pewno wezwać swego brata na pomoc.
— Po wyjściu z pokoiku hrabiego zamknęłam drzwi na klucz.
— Jeszcze jedna okoliczność, która musi wydać się podejrzana i która skłoni służbę do wyważenia drzwi! — zawołał mężczyzna z wściekłością. Popełniłaś głupstwo! Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby policja zdążyła już zawiadomić telegraficzni wszystkie posterunki o zniknięciu tajnego dokumentu, podając przy tym dokładny opis twojej osoby.
— Dlaczego akurat mojej osoby?
— Śmieszne pytanie... Oczywiście dlatego, że nikt inny prócz ciebie nie mógł go ukraść.
— Ejże?... A dlaczego podejrzenia nie miałyby się zwrócić przeciwko złodziejowi? Dlaczego włamywacz, kradnący klejnoty, nie mógł ukraść i dokumentu?
— Tak mogliby rozumować, gdybyś pozostała na miejscu. Ale skoro zniknęłaś, wszyscy przypomną sobie słodkie oczy, które robiłaś do hrabiego Drexlera. Nawet dziecko w tych warunkach zorientowałoby się od razu, że złodziej diamentów i tajemniczy złoczyńca, który wykradł dokument, to dwie odrębne osoby... Albo dojdą do wniosku, że byliście wspólnikami...
Auto pędziło wzdłuż szosy z zawrotną szybkością. Drzewa uciekały przed nimi, jak cienie...
Auto znów zwiększyło szybkość. Znaleźli się na szosie wiodącej do Dover:
— Szybciej, Geraldzie — odezwała się kobieta. Nie zapominaj, że za godzinę będzie już widno... Niebo poczyna rozjaśniać się na wschodzie.
Mężczyzna mruknął coś niezrozumiale pod nosem. Auto mknęło szybko po zupełnie pustej szosie.
Poczęło już świtać.
Mężczyzna zjechał z szosy na boczną drogę, która wiodła w kierunku wybrzeża Tamizy.
Odetchnął z ulgą.... Trudno byłoby przypuścić, że policja mogła ich szukać na tym bezludziu.
Należało się raczej spodziewać, że o kradzieży zawiadomione zostały posterunki na głównych traktach, wiodących w stronę kontynentu.
W tych warunkach wyjazd z portu stawał się rzeczą wysoce niebezpieczną. Ale tu na tym pustkowiu nikomuby nie przyszło na myśl ścigać zbiegów. Gerald zatrzymał wóz.
W pobliżu Tamiza toczyła swe mętne wody. Droga skręcała pod ostrym kątem i biegła teraz równolegle z korytem rzeki, rozszerzającej się stopniowo. W miejscu, gdzie szerokość wody dosięgała paruset metrów zakotwiczona była łódź motorowa o dość znacznych rozmiarach. Mówiąc ściśle był to yacht, o wyporności blisko czterdziestu ton... Na pokładzie widać było cztery okrągłe luki kabin. Yacht mógł z łatwością pomieścić około pięćdziesięciu osób i nie różnił się niczym od prywatnych okrętów, którymi milionerzy odbywają swe dalekie podróże. Na maszcie widać było druty anteny radiowej. W samym środku pokładu znajdował się daszek, okrywający kajuty, do których schodziło się po wąskich krętych schodach.
Na pokładzie zauważono widocznie pojawienie się auta, bowiem rozległy się przytłumione odgłosy i szepty.
— Czy to wy?... Podajcie imiona!
— Gerald i Lola — padła odpowiedź.
— Czy wszystko w porządku?
— W jaknajlepszym... Kopertę mamy przy sobie! Lola spisała się dzielnie.
— Przerzucimy wam pomost, abyście mogli dostać się na pokład! Z autem postąpisz tak, jak to zostało już umówione.
Z yachtu spuszczono na wodę małą łódź, do której wsiadł mężczyzna i szybkimi poruszeniami wioseł zbliżał się do drewnianego pomostu, przy którym kobiety wiejskie prały zazwyczaj bieliznę.
— Wejdź do łódki — rzekł Gerald do kobiety. — Autem sam się zajmę.
— Podaj mi rękę, Geraldzie... Jest tak ciemno, że nic nie widzę...
Trochę zniecierpliwiony, pomógł wejść kobiecie do łodzi, poczym wrócił do wozu. Zapuścił motor i wyskoczył. Otworzył drzwiczki i stojąc przed wozem, dał pełny gaz. Auto ruszyło naprzód i stoczyło się z wysokiego brzegu w mętne fale rzeki.
Teraz mężczyzna zbliżył się do łodzi i wskoczył do niej. Mgła, wisząca nad rzeką, stawała się z każdą chwilą coraz gęstsza. Na pokładzie yachtu zapalono znów wszystkie światła.
Wkrótce łódź zbliżyła się do yachtu. Pierwsza wdrapała się na pokład po metalowych stopniach kobieta. Gerald poszedł jej śladem.
Wioślarz natomiast objechał okręcik z drugiej strony i zdjął liny metalowe, którymi przymocowany był do brzegu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.