<<< Dane tekstu >>>
Autor Ferdynand Ossendowski
Tytuł Trzy epoki
Podtytuł (Nowela z krótką przedmową i jeszcze krótszym epilogiem)
Pochodzenie Po szerokim świecie
Wydawca Ignacy Płażewski
Data wyd. 1925
Druk Zakł. Graficzne B. Wierzbicki i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



Na południe prowincji Oran, już na granicy Sahary, tam, gdzie ostatnim wysiłkiem wylewa do oceanu piasków swoje kamienne fale grzbiet Wysokiego Atlasu, istnieje mała mieścina berberyjska Tek-Delf. Niczem się ona nie różni od setek podobnych osad algierskich. Takież można tu spotkać rynek, funduk[1], domki-ruiny o płaskich dachach, trochę palm i dużo brudu, mały o dość słonej wodzie ued[2], piasek, karawanę z wielbłądów, osłów i mułów złożoną, stragany, kawiarnię, meczet i kubbę[3] jednego z niezliczonych świętych muzułmańskich. Słowem — wszystko jest tak, jak wszędzie tu, w tym zapomnianym zakątku Algieru, a jednak...
Zacznijmy od najdawniejszych czasów, od tych, kiedy Sahara stanowiła jeszcze znaczne wewnętrzne morze, a jego fale biły o brzegi obu Ergów. Te znowu nie były tak ogołocone z roślinności, jak to podróżnik ze smutkiem ogląda teraz. Owszem, wtedy rosły tu jeszcze gęste lasy, a step zielenił się trawą i krzakami, gdzie znajdowały dla siebie pożywienie słonie, żyrafy, strusie i dzikie bawoły. Od czasu do czasu odwiedzał te obszary król Afryki — wspaniały i potężny „sid“ — lew. Schodził z gór, bo te stały jeszcze tam, gdzie obecnie chrzęści pod kopytami wielbłąda gruby żwir, rozsypy skalne i piasek — wszystko co pozostało po wschodnich gałęziach Atlasu, który umiera już przez całe epoki, rozpadając się w olbrzymie głazy, te — w żwir, a żwir — w piasek — igraszkę dla sirokka[4]. Po tych dalekich czasach zostały w okolicach Tek-Delfu dziwaczne ślady. W jaskiniach górskich znaleźć można wyrznięte w skałach rysunki, przedstawiające słonie, byki, strusie i lwy, a obok nich nieznane, przez nikogo nieodczytane znaki, — jakieś wężyki, kółka, trójkąciki, kreski, kwadraciki. Niedaleko od tych jaskiń wżarł się w wyschłą na kamień ziemię głęboki wąwóz. Głęboki, bo nawet w najskwarniejsze dnie w wąwozie panuje wieczny zimny cień. Uczeni twierdzą, iż niegdyś jakieś górskie jezioro wylało się nagle na równinę, a woda niby mieczem — rozsadziła pierś ziemi i znikła potem bez śladu, wlewając się do morza, które kotłowało się pod podmuchami wichrów — tam, na południu, a teraz wyschło, pozostawiwszy tylko piasek, sól, gips ze szczątkami ryb i różnych zwierząt.
Opiszę jednak to, co opowiadał mi o tej miejscowości skromny francuski „cantonier“, naprawiający szosy. Nazywał się Teofil Glacier (całkiem nieodpowiednie nazwisko dla Sahary!), lubił czerwone wino kébir i nieskończone pogawędki, stęskniony do nich w ciągu długich samotnych miesięcy życia wśród Arabów. Pokazując mi okolice Tek-Delfu, ciągle coś mówił, wygłaszał różne hypotezy, cytował miejscowe podania, a ja kombinowałem sobie plan noweli, którą mógłbym napisać kiedyś, gdzieś i dla kogoś — tej właśnie, pod tytułem: — „Trzy epoki“.
W niej czytelnik znajdzie prahistorję, paleontologię, historję średniowiecza i socjologję współczesną, wszystkiego potrosze. Monsieur Teophile Glacier święcie wierzy w to, co mi wygłaszał, i nie ulęknie się ataku żadnego sceptyka, a potrafi tak odpowiedzieć, że najczarniejszy murzyn powlecze się rumieńcem, a najbardziej melancholijny wielbłąd śmiać się zacznie.
Czytelnik po przeczytaniu tej noweli przekona się, że p. Teofil Glacier wszystko szczegółowo obmyślił i nawet sprawdził.






  1. Hotel tubylczy.
  2. Rzeka.
  3. Grobowiec — kaplica.
  4. Gorący wiatr pustyni.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ferdynand Ossendowski.