Trzy mądre rady
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Trzy mądre rady |
Pochodzenie | Spadkobierca skarbów ojcowskich |
Wydawca | Księgarnia Popularna |
Data wyd. | 1908 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Pewien bogaty człowiek wyszedł raz do swojego ogrodu. Była właśnie wiosna i kwitły jabłonie. Właściciel ogrodu cieszył się tym widokiem, i był bardzo zadowolony z życia. Wtem — spostrzegł małego ptaszka, który się zaplątał w zastawione sieci.
Gdy się zbliżył do niego, ze ździwieniem usłyszał, że ptaszek mówi ludzkim głosem:
— Daruj mi wolność — prosił ptaszek. — Na cóż ja ci się mogę przydać? Widok mój nie może ci być przyjemnym, bo, jak widzisz, mam szare, zwyczajne piórka. Nie mogę cię bawić śpiewem, bo śpiewać nie umiem wcale. Do jedzenia także nie jestem przydatny, bo mam na sobie zbyt mało mięsa. Natomiast, jeżeli mi darujesz wolność, to w zamian za to dam ci trzy mądre rady, które mogą ci się bardzo przydać w życiu.
Właściciel ogrodu wziął w rękę ptaszka i powiedział:
— Jeżeli rzeczywiście nie umiesz śpiewać, to nie przydasz mi się na nic. Ale powiedz mi wprzódy te swoje dobre rady.
Na to odpowiedział ptaszek:
— Nie żałuj nigdy tego, czego już nie możesz naprawić.
Nie pragnij tego, czego nie możesz dostać.
Nie wierz w to, co jest niemożliwe.
Usłyszawszy rady ptaszka, właściciel ogrodu rzekł:
— Istotnie — nauczyłeś mię swemi słowami, jak należy unikać smutku. Rady twoje są mądre. Dla tego darowywam ci wolność.
To mówiąc uwolnił ptaszka z sieci i puścił go na swobodę.
Ptaszek zatrzepotał wesoło w małe żwawe skrzydełka, i, usiadłszy na gałązce kwitnącej jabłoni, zaczął się śmiać wesoło.
Właściciel ogrodu ździwił się bardzo i podniósł głowę do góry.
— Czegóż ty się śmiejesz? — zapytał ptaszka.
— Z radości, że odzyskałem swobodę. Ale oprócz tego śmiać mi się chce z głupoty ludzkiej. A przecież ludzie mówią, że są najmądrzejszemi stworzeniami na świecie. Gdybyś był rzeczywiście najmądrzejszem stworzeniem, to zostałbyś i najbogatszym człowiekiem.
— Jakim sposobem? — zapytał właściciel ogrodu, patrząc ze ździwieniem na ptaszka.
— Gdybyś, zamiast darowywać mi swobodę, wsadził mię raczej do klatki. Dowiedz się bowiem, że ja codzień znoszę jajko brylantowe, wielkości kurzego. Pomyśl tylko, jakie skarby miałbyś w swojem posiadaniu.
Właściciel ogrodu drgnął na całem ciele, jak rażony piorunem. Chwycił się w rozpaczy za włosy i targał je z całych sił.
— O ja głupiec nieszczęsny — wołał płaczliwym głosem — cóżem uczynił. Oto mogłem zostać takim bogaczem, jakiego dotąd nie było jeszcze na świecie. Mogłem sobie kupić królestwo i zostać królem. Mogłem mieć złote pałace, wspaniałe ogrody, powozy, konie. Mogłem się ożenić z najpiękniejszą kobietą na świecie. Mogłem wszystko. A oto teraz jestem nietylko nędzarzem, ale i głupcem w dodatku. Głupcem jestem, którego wyprowadził w pole pierwszy lepszy ptak, stworzenie bezrozumne.
Tak zwymyślawszy samego siebie, właściciel ogrodu uspokoił się nagle. Patrzył chwilę w ziemię, jakby rozmyślając nad czemś głęboko; wreszcie zbliżył się do drzewa, na którem siedział ptaszek, i rzekł doń słodkim, jak mógł najsłodszym głosem:
— Ptaszku śliczny... Tak mi cię żal. Ty myślisz pewno, że będziesz szczęśliwy na swobodzie. Jakże się mylisz! Pomyśl tylko — wiosna i lato prędko miną, a potem przyjdzie jesień; przyjdzie zima z mrozami i zamieciami. Rzeki i strumienie zamarzną — i nie będziesz mógł znaleźć nigdzie ani kropelki wody, któraby ugasiła twe pragnienie. Śnieg pokryje pola; nie zostawi dla ciebie ani ziarenka. Gniazdko twoje rozmiecie wiatr — i umrzesz w końcu z głodu i zimna.
Ja zaś zbuduję ci domek ciepły, uścielę miękkie gniazdko, w którem będzie ci dobrze i wygodnie. Będziesz miał pod dostatkiem lnianego siemienia, białej bułeczki, cukru, wody — czego tylko zapragniesz. Im ja będę bogatszy, tem i tobie będzie lepiej.
Chodź przeto do mnie, rzuć marzenia o swobodzie. Pozwól się złapać i zamknąć do klatki. Sam zobaczysz, że u mnie będzie ci dużo lepiej, niż na drzewie, gdzie cię w dodatku może zjeść kot lub jastrząb.
Tak mówił właściciel ogrodu. Ptaszek tymczasem śmiał się coraz głośniej, coraz głośniej. Im bardziej smucił się człowiek, tem weselej śmiał się ptak.
— Czegóż się śmiejesz ze mnie? — zapytał właściciel ogrodu.
— Jakże się nie mam śmiać? — odpowiedział ptaszek, — No pomyśl tylko: darowałeś mi swobodę dlatego, że ci dałem trzy mądre rady, jednak jesteś taki głupi, że nawet nie potrafisz postępować według tych rad.
Ledwie darowałeś mi wolność, a już żałujesz tego, coś uczynił.
Pragniesz, żebym wrócił do ciebie i dobrowolnie pozbył się swobody, która jest największem szczęściem życia.
Wreszcie wierzysz, że ja znoszę brylantowe jaja wielkości kurzych, chociaż sam jestem nie większy niż kurze jajo. I dziwisz się jeszcze, że się śmieję z ciebie!
To mówiąc — ptaszek załopotał w skrzydełka i odleciał daleko. Po chwili zniknął zdumionemu właścicielowi ogrodu z oczu.