<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Trzy zakłady
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 16.3.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Przez kuchenne schody

Następny wieczór był mglisty i chłodny.
— Pójdziemy się przejść — rzekł nagle Raffles do Charleya, siedzącego wygodnie przed kominkiem.
— Na taką psią pogodę? — zapytał Charley ze zdumieniem. — Czy nie lepiej zostać przy kominku, zamiast narażać się na grypę i katar?
— Musimy wyjść, gdyż mam coś do załatwienia.
— Trudno — odparł Charley.
— Przebierz się szybko i nie trać czasu. Jest to zarazem i przykre i bardzo dla nas wygodne. — Muszę dać mym kolegom klubowym porządną nauczkę. Potrzebna mi będzie twoja pomoc.
Charley kiwnął głową. W pół godziny później jechali taksówką w kierunku Hampton.
Po półgodzinnej jeździe, taksówka zatrzymała się. Raffles zapłacił szoferowi i wysiadł. Trzymając się pod ręce, obydwaj przyjaciele zapuścili się odważnie w szerokie ulice.
Hampton jest przedmieściem Londynu, zamieszkanym przeważnie przez bogaczy. Szerokie bulwary, wysadzane drzewami, były o tej porze już puste.
Wiatr urywał poprostu głowy, nic przeto dziwnego, że Charley klął w duchu, marząc o ciepłym pokoju. Lord Lister ciągnął go za sobą, mijając ulice z miną człowieka, który już niejednokrotnie bywał w tych okolicach.
Zatrzymali się wreszcie przed willą lorda Suffolka. Była to wspaniała rezydencja z rozległym tarasem, z wieżyczkami i basztą, przypominającą średniowieczne budowle.
— A teraz, uwaga! — rzekł Raffles z uśmiechem.
Raffles nasunął głęboko na oczy kapelusz i polecił Charleyowi pójść za swoim przykładem. Nie wyjmując rąk z kieszeni począł gwizdać jakąś popularną piosenkę.
— Nie zdradzasz zbyt wielkich zamiłowań artystycznych — rzekł Charley. — Mógłbyś wybrać coś innego.
Raffles nie zrażając się tą uwaga nieustannie powtarzał nieskomplikowaną melodię. Obuwie jego pokryło się błotem... Od czasu do czasu pochylał się, aby zawalać sobie ręce.
Nagle otworzyło się okno i ukazała się zaciekawiona twarz pokojówki.
— Pssst... — szepnęła.
— Hallo — zawołał Raffles półgłosem.
— Czy to pan gwizdał?
— Naturalnie... Niewesoło tak samemu na ulicy.
— Chyba... I ja również jestem sama...
— Świetnie się składa — odparł Raffles do złudzenia naśladując akcent, jakim posługują się mieszkańcy przedmieść londyńskich. — Czyżby tak nie możnaby napić się trochę herbaty... A możeby udało się wejść do środka?
— Hm... Zobaczę... Poczekajcie, zawołam Mary.
Raffles i Charley dyskretnie zbliżyli się do okna. W kilka chwil później ukazała się w oknie druga głowa kobieca.
— Hallo — zawołała — można tu oszaleć z nudów... Wejdźcie, będzie nam trochę weselej.
— Doskonale — odparł Raffles — musisz tylko moja mała wyjść i otworzyć nam furtkę.
— Już idę.
Okno zamknęło się.
Raffles chwycił Charleya za ramię i pociągnął go w stronę furtki.
— Nie zamierzasz chyba tracić wieczoru na picie herbaty w towarzystwie pokojówek? — szepnął Charley. — Czy po to tu przyszedłeś?
— Pssst... Uspokój się... Patrz, otóż i one...
Tym razem ukazała się tylko sama pokojówka. Spojrzała na obu mężczyzn stojących za furtką. Zrobili widać na niej dobre wrażenie, gdyż po chwili klucz zazgrzytał w zamku.
— Wejdźcie cichutko — szepnęła. — Państwo jeszcze nie śpią.
— Czy są w domu? — zapytał Raffles wchodząc z Charleyem do ogrodu.
— Tak... Ale w innej części willi. Starajcie się uczynić jak najmniej hałasu, przechodząc przez aleje.
Wkrótce obaj mężczyźni przedostali się bez przeszkód do kuchni, znajdującej się na parterze. Oczekiwała ich tam kucharka.
Stare doświadczenie uczy, że droga do serca mężczyzny wiedzie przez jego żołądek... Nie ulegało wątpliwości, że kucharka znała tę drogę.
— Mili z was chłopcy — rzekła. — Co robicie na ulicy w czasie takiej niepogody?
— Mieszkamy tu w pobliżu... — odparł Raffles.
— Gdzie?... Po raz pierwszy widzę was w naszej dzielnicy?
— Jestem nowym szoferem lorda Hustona — odparł Raffles. — A mój przyjaciel jest jego lokajem. Przyjechał dopiero wczoraj. Jesteś bardzo ciekawa, kochanie... A może moglibyśmy dostać filiżankę herbaty?
— Oczywiście — odparła kucharka. — Dostaniecie nietylko herbatę, ale i spory kawałek kury, trochę sera i pudding. Skocz do śpiżarni — zwróciła się w stronę pokojowej — i przynieś butelkę koniaku. Jak się nazywasz, chłopcze?
— Mohamed — rzekł Raffles.
— Turek?
Emmy tymczasem zajęła się Charleyem:
— Cóż tak stoisz bez słowa? — rzekła. — Oddaj kapelusz i palto i nie bój się, nikt cię tutaj nie zje.
— Zmarzł nieborak — wyjaśnił Raffles. — Dojdzie do siebie, gdy tylko napije się gorącej herbaty. Jest z natury dziwnie nieśmiały.
— Hm... — mruknęła ku niemu porozumiewawczo Emilia. — Znam lepsze sposoby na nieśmiałość, niż herbata...
Charley, który był poraz pierwszy w podobnej sytuacji, nie wiedział co ma z sobą robić. Zaborcza Emilka coraz bardziej zbliżała się do niego.
— Droga panienko... — zaczął.
— Ha, ha, ha, Mary — zaśmiała yę dziewczyna. — On mnie nazywa panienką... Rozruszaj się trochę! Nie możecie przecież wyjść stąd na tę ulewę...
— Niestety, musimy dziś być w domu przed godziną jedenastą... Ale to nic nie szkodzi.
— Trzeba było tak mówić od razu...
— Głupstwo! Wrócimy tu jutro, skoro zawarliśmy znajomość. Dziś nasi państwo wyjeżdżają. Rozumiecie więc, że musimy być punktualni.
Obydwie kobiety pogodziły się ze swym losem.
— A teraz zabierzemy się do jedzenia i picia — rzekła kucharka.
Raffles i Charley poczęli rozwodzić się nad smakowitością kurczęcia, dobrocią puddingu i koniaku.
— Trzeba będzie już pójść — rzekł wreszcie Raffles. — Miłe z was dziewczęta. Jak wam się tu powodzi? Ciekaw jestem, czy równie dobrze, jak nam u lorda Hustona? Jakie mieszkanie mają wasi państwo?
— Możecie sami zobaczyć!... Tylko cicho: starzy śpią. Chodźcie, pokażemy wam salon.
Raffles pozostawił Charleya na pastwę tłustej Mary, sam zaś, za małą Emilką udał się do salonu, a następnie do gabinetu pana domu. Obydwa pokoje umeblowane były wspaniale i z prawdziwym smakiem. Raffles niepostrzeżenie ściągnął małą statuetkę z bronzu, której wartość ocenił od razu... Z gabinetu zaś „zwędził“ wspaniały nóż z kości słoniowej.
— Piękna willa... Po prostu wspaniała — rzekł wróciwszy do kuchni. — Muszę jednak powiedzieć, że u naszego lorda jest jeszcze ładniej. Przekonacie się o tym same, jak was zaproszę.
Wkrótce pożegnali się z dziewczętami, które odprowadziły ich aż do ogrodowej furtki.
— Powiedz mi, Edwardzie, co ci strzeliło do głowy? — wybuchnął Charley, gdy znaleźli się na ulicy
— Dlaczego się tak na mnie oburzasz?
— Nie mam najmniejszej ochoty kontynuować znajomości z tymi dziewczętami!...
— Ja również nie mam zamiaru — odparł Raffles. — Cel, który sprowadził nas do tego domu został już osiągnięty.
— Cel?... Nie rozumiem, co masz na myśli.
— Butelkę koniaku i dobrą kolację.
Przerywając na tym dalsze wyjaśnienia, Raffles po przez sieć przecinających się ulic doprowadził Charleya aż przed willę lorda Hammera.
Tutaj powtórzył swój poprzedni manewr: począł gwizdać z cicha, przyglądając się bacznie zamkniętym oknom willi.
Nie czekali długo. Tak, jak u lorda Suffolka, jedno z okien otworzyło się wkrótce... Ukazała się w niem kobieca głowa i rozległ się natychmiast cichy porozumiewawczy gwizd. W kilka chwil po tym wprowadzono obu mężczyzn bocznymi drzwiami do wnętrza willi. Tym razem pokojówka, śliczna zresztą dziewczyna, wpuściła ich do swego pokoju, mieszczącego się na parterze. Niespodziewani goście otrzymali poczęstunek, składający się z doskonałej herbaty z rumem i z ciastkiem.
— Powiedz szczerze, którego z nas wolisz? — zwrócił się Raffles z zapytaniem do dziewczyny.
— Ho, ho nie bądź pan taki szybki — zaśmiała się. — Przyznaję, że można tu u nas umrzeć z nudów na tym pustkowiu... Gdzie mieszkacie?
— Tu, w tych okolicach... Jestem szoferem a lorda Hustona, a mój przyjaciel jest jego lokajem.
— Jest wam w każdym razie lepiej, niż mnie... Od czasu do czasu możecie pojechać sobie do Londynu. Ja zaś żyje na tym przedmieściu, jak w więzieniu. Jak się pan nazywa? — zapytała zwracając się do Rafflesa.
— Mohamed — odparł Raffles.
— Co za okropne imię! Dlaczego pana tak nazwano?
— Musiałaby się pani zapytać mego ojca.
— Głupstwo! Będę cię nazywała Bob. To o wiele krótsze i łagodniejsze. Bob — był to mój pierwszy narzeczony. Wyjechał do Szkocji, niestety... Przypominasz mi go bardzo.
— Tym lepiej — odparł Raffles z uśmiechem. — Czy jesteś sama w tym domu?
— Jest tu jeszcze stary lokaj i mój pan.
— Lord Hammer?
— Tak. Czy go znasz?
— Oczywiście. To przyjaciel mego pana: należy on do tego samego klubu. Słyszałem, że ma wspaniałą kolekcję starej broni.
— Tak. Cały pokój pełen jest tego żelastwa. Nie masz pojęcia, ile kłopotu mam z utrzymaniem porządku.
— Czy twój lord przechowuje tę broń w obawie przed włamywaczami?
— Skądże? Zresztą wszystkie drzwi tutaj zaopatrzone są w dzwonki alarmowe a posterunek policji znajduje się w odległości dwóch kroków... Po prostu zbiera z zamiłowania starą broń i to wszystko...
— Powiedz mi, moja mała, czy nie mógłbym zobaczyć tej kolekcji? Nie chce mi się wierzyć, że takie rzeczy się zbiera.
Pokojówka kiwnęła potakująco głowa
— Mogę ci to pokazać... Mój stary jest teraz w swym klubie w Londynie i nie wróci przed godziną drugą w nocy. Fred, lokaj, śpi już oddawna... Sama jedna muszę warować w tej budzie!
I znów powtórzyła się historia, która miała miejsce w willi lorda Suffolka. Pokojówka wprowadziła Rafflesa do pokoju, w którym mieściła się sławna kolekcja broni.
— Twój pan ma widocznie zupełnie źle w głowie. — rzekł Tajemniczy Nieznajomy po chwili milczenia. — Po co gromadzić to zardzewiałe żelastwo?
Pokojówka, która zresztą podzielała to zdanie, nie spostrzegła, że Raffles zręcznie schował pod marynarką wspaniały sztylet z damasceńskiej stali o bogato rzeźbionej rękojeści.
Obaj przyjaciele krótką chwile zabawili jeszcze w demu lorda, poczym pożegnali się z miłą dziewczyną obiecując wrócić nazajutrz.
Na ulicy Charley uśmiał się serdecznie:
Raffles nakazał mu milczenie. Dopiero, gdy znaleźli się w willi w Regent Parku i wygodnie usiedli przed kominkiem, Raffles wyciągnął z zanadrza statuetkę, sztylet oraz nóż do krajania papieru i rzekł:
— Spójrz Charley: dzięki tym przedmiotom zarobiłem 10.000 funtów... Muszę się przebrać i śpieszyć do klubu... Sądzę, że oczekują mnie tam z niecierpliwością.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.