[281]TRZYNASTU U STOŁU.
Myśmy w trzynastu do stołu zasiedli,
A jam niechcący rozsypał garść soli.
Co tam złe wróżby? czegoście pobledli?
Oto śmierć ku mnie zbliża się powoli!
Ona się zbliża uśmiechnięta, młoda;
Na jej przyjęcie w puhar się uzbroję.
Począłem pieśnię, porzucać jej szkoda.
Ja, moi bracia, śmierci się nie boję.
Jak gdyby gościa, gdy na ucztę zową,
Równianką kwiatów swe czoło uwieńcza.
Ja tylko jeden widzę ją nad głową,
Nad nią promienna połyska się tęcza.
Uśpione dziecię na swych ręku trzyma
I ciężki łańcuch, stargany na dwoje.
Dajcie mi puhar! choć mam przed oczyma,
Ja, moi bracia, śmierci się nie boję.
[282]
— Nie bój się — mówi — jam życia narzędzie.
Ja córka Niebios, ja siostra Otuchy.
Biedny niewolnik czyż złorzeczyć będzie,
Gdy z niego ciężkie opadną łańcuchy?
Gdy los cię odarł, aniele skrzydlaty,
Ja ci przywrócę piękne skrzydła twoje!
Witajcie goście, a sypcie jej kwiaty!
Ja, moi bracia, śmierci się nie boję.
Dotknę się czoła — a po latach próby.
Duch twój uleci, odrodzony zda się,
Gdzie na lazurze promieniste globy
Bóg porozsiewał w przestrzeni i czasie.
Czyż ciebie taka swoboda nie mami?
Porzuć zgryzoty, porzuć niepokoje,
Używaj szczęścia pełnemi piersiami!
Ja, moi bracia, śmierci się nie boję.
Zniknęła postać, a nikt jej nie baczy,
Pies tylko warknął na widmo grobowe.
Pocóż się człowiek do życia junaczy,
Gdy chłód trumienny odrętwia mu głowę?
Wesoło kończmy nasz żywot zwodniczy;
Porzućmy strachów niedołężnych roje;
Bądźmy w trzynastu — Pan Bóg nas policzy.
Ja, moi bracia, śmierci się nie boję.