[37]
UMARŁE LOKOMOTYWY
Stały pod rząd jedna za drugą
na jakimś dworcu wśród nocy
umarłe lokomotywy — —
Draśnięte światła smugą
miesiąca, co w srebrnej karocy
jechał po niebios okolu
zdały się jak martwe olbrzymy
rycerne z pryśniętą kolczugą
na piersi, na bitewnem polu — —
Drzemały nocą wśród zimy
ciche, upiorne, straszliwe — —
Śnieg ci im nasuł ogromne magiery
na zimne żelaziwo,
na dzwona u kół —
i wiatr idący przez śniegową niwę
dmuchał w ich kotłów otwarte kratery
jakąś piosenkę smutną, żałośliwą,
jakieś rekwjem bez końca im snuł — —
A kiedyś one pędziły
po szynach stalowych wskróś ziem
z rumorem, z rozpędem, z łomotem —
[38]
i niosły kogoś, na czyjeś mogiły,
na weseliska, na radość, na ból — —
Hej! gnały ci gnały pełnych piersi tchem
z ogromnym iskier pióropuszem złotym,
gradem rubinów siejąc w bezmiar pól — —
Pędziły w wichrach, w szumie i rozdruzgu
po szynach‑piorunach na świat
przez ludzkie piersi, w bryzgach białych mózgu
torem żelaznych lat — —
Cicho! — upiór jakowyś skacze
z lokomotywy na lokomotywę — —
Przez puste szczęki
dmie na ostygłe zdawna paleniska
piosenki
sobacze —
zrdzewiałe dźwignie naciska:
porusza kół kłonice — —
Cyt! — śmierć tam daje sygnały:
niesamowite zaświsty — —
Wlepia upiorne lice
w okienko maszynisty — —