Uparty chłopiec/39
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Uparty chłopiec |
Podtytuł | Życie Ludwika Pasteura |
Wydawca | Wydawnictwo J. Mortkowicza |
Data wyd. | 1938 |
Druk | Drukarnia Naukowa Towarzystwa Wydawniczego |
Miejsce wyd. | Warszawa — Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Pasteur nie spiera się o głupstwa.
Wszystko mu jedno, czy żyjątka pod mikroskopem są zwierzątkami, czy roślinami. Niech o to spierają się ci, którzy mają na to czas i ochotę. Wszystko mu jedno, czy nazywać się będą mikrobami, czy bakteriami, czy bakcylami, czy drobnoustrojami. Nie obchodzi go to, jak się nazywają.
On te żyjątka zna. Hoduje je już od 20 lat.
Jedne są nieruchome, inne są ruchliwe. Jedne oddychają powietrzem, inne od powietrza giną.
Pasteur wie, co jedzą i jak chorują. Wie, jak się bronią, kiedy im grozi niebezpieczeństwo.
Umie je zabijać, albo osłabiać i usypiać. Umie oswoić żyjątka, które trują jadem, jak żmija. Umie z wrogów zrobić przyjaciół i obrońców człowieka. Oswojone żyjątka będą broniły od zarazy. Trucizna, jad, którym zarażają, będzie lekarstwem, chroniącem przed zarazą.
Istnieje choroba. Nazywa się odra. Dziecko chore na odrę ma gorączkę, katar, kaszel, a na skórze ma czerwone plamy. Czerwone plamki pokazują się naprzód na twarzy.
Teraz już wszyscy o tym wiedzą, że naprzód na twarzy, a potem dopiero na tułowiu, na rękach i na nogach.
Ale czytałem starą gazetę lekarską, jak wówczas uczeni badali tę chorobę.
Siedział lekarz dzień i noc przy chorym i zapisywał:
— Godzina pierwsza w nocy. Pokazały się dwie nowe plamki na czole. Godzina pierwsza minut pięć. Pokazały się trzy nowe plamki na lewym policzku. Godzina pierwsza minut dziesięć: nowe trzy plamki.
Przeczytałem w tej starej gazecie lekarskiej, że po to, aby wiedzieć, jak małe dziecko rośnie, ważyli je co pół godziny.
Dowód prawdy uczonego zawiera się w takich jego słowach:
— Widziałem. Teraz wszyscy mogą zobaczyć to samo. Zrobiłem. Teraz wszyscy mogą zrobić to samo. Jeżeli zrobią doświadczenie tak samo jak ja, zobaczą jutro ten wynik, za tydzień tamten. A za miesiąc jeszcze inny.
Pasteur powiedział na posiedzeniu naukowym:
— To są dwa barany. Widzicie? — Tak.
— Tu jest mikroskop. Widzicie? — Tak.
— Tu są dwa słoiki, dwie butelki. Widzicie? — Tak.
— W słoikach są żyjątka. Kto chce, może je zobaczyć pod mikroskopem.
W jednym słoiku są żyjątka jadowite. Jeżeli barana skaleczę i naleję na ranę zawartość tego słoika, baran zachoruje. Jeżeli naleję płynu z oswojonemi albo z osłabionemi żyjątkami, baran będzie zdrów i nie zarazi się już nigdy.
I stało się tak, jak powiedział Pasteur. Teraz mówi się:
— Pasteur przeprowadził dowód prawdy naukowej.
Powiedział do Pasteura stary przyjaciel.
— Szkoda twojego zdrowia, czasu i spokoju, żeby odpowiadać na gadanie przeciwników. Niech zrobią próby, które ty robiłeś, i tak dokładnie, jak ty je robisz. — Znalazłeś sposób, żeby wino się nie psuło, żeby mleko i mięso nie psuło się. Fabrykacja piwa i octu poprawiła się wskutek twoich odkryć.
Zwalczyłeś chorobę jedwabników. Teraz odkryjesz tajemnice chorób w powietrzu. Uczniowie ci pomogą.
A jeden z uczniów dodał:
— Poco pan traci spokój, czas i zdrowie na walki z przeciwnikami? Co za pożytek z tego?
Ale jak Pasteur ma się nie gniewać, kiedy przeciwnicy kłamią? Taki gniew nazywa się świętym gniewem. Święty gniew w obronie prawdy naukowej.