<<< Dane tekstu >>>
Autor Rabindranath Tagore
Tytuł Uratowana
Pochodzenie Głodne kamienie
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1923
Druk Poznańska Drukarnia i Zakład Narodowy T.A.
Miejsce wyd. Lwów — Poznań
Tłumacz Jerzy Bandrowski
Tytuł orygin. উদ্ধার
Saved
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
URATOWANA



Gauri była ładną, rozpieszczoną dziewczyną, pochodzącą ze starej i bogatej rodziny. Mężowi jej, Pareszowi, udało się dopiero po dłuższym czasie i wielu usiłowaniach zdobyć lepsze warunki bytu materjalnego. Dopóki był biedny, rodzice Gauri trzymali ją przy sobie w domu, nie chcąc jej narażać na niedostatek i ograniczenia; nie była już bardzo młoda, kiedy wreszcie sprowadziła się do domu swego męża. To też Paresz nigdy nie miał wrażenia, że ona jest mu zupełnie oddana. Był adwokatem w małem miasteczku na zachodzie i nie miał tam nikogo z bliskich krewnych. Wszystkie jego myśli krążyły wciąż dokoła żony do tego stopnia, że czasami wracał do domu przed końcem rozprawy. Zrazu Gauri nie mogła zrozumieć, dlaczego wracał tak niespodziewanie. Ni stąd ni zowąd odprawił bez najmniejszego powodu któregoś ze służących; żadnego wogóle dłuższy czas w domu nie trzymał. Zwłaszcza jeśli Gauri kogoś ze służby chciała zatrzymać, widząc, że jest pożyteczny, człowiek ten z pewnością tracił miejsce natychmiast. Dumna Gauri czuła się tem nieraz do najwyższego stopnia dotknięta, ale jej niechęć z tego powodu jeszcze gorzej usposabiała męża.
Kiedy Paresz wreszcie nie mógł się już zupełnie opanować i zaczął w tajemnicy wypytywać o swą żonę którąś z dziewek, żona o wszystkiem się dowiedziała. Nie lubiła ona dużo mówić, ale jej zraniona duma szalała w niej jak zraniony lew i to szalone podejrzenie wisiało między nimi niby miecz piekielny. Paresz, zauważywszy, iż żonie znane są pobudki jego postępowania, nie wstydził się już wręcz ją oskarżać, zaś w miarę jak ona odpłacała mu za jego zazdrość milczącą pogardą, namiętność ta wybuchała w nim coraz to dzikszym ogniem i pożerała go.

Bezdzietna Gauri, pozbawiona szczęścia w małżeństwie, postanowiła szukać pociechy w religji. Zawezwawszy do siebie z niedalekiej świątyni Paramanandę Swami, młodego duchownego, oświadczyła mu wyraźnie, że obiera go za swego przewodnika duchowego i prosi go, aby jej chciał tłumaczyć księgi święte. Cały skarb miłości i oddania, jaki jeszcze zachował się w jej sercu kobiecem, ponieważ nie było nikogo, ktoby zeń chciał czerpać, złożyła ze czcią u stóp swego mistrza.
Nikt nie wątpił o czystości charakteru Paramanandy. Wszyscy żywili dlań jak największą cześć. A ponieważ Paresz nie śmiał zdradzić się wobec niego z jakiemś podejrzeniem, zazdrość wżarła mu się w serce jak utajony wrzód raka.
Pewnego dnia jakaś nic nie znacząca przyczyna spowodowała wybuch choroby. Paresz drwił z Paramanandy w obecności żony, jako z obłudnika i rzekł:
— Czy możesz przysiąc, że nie jesteś zakochana w tym lisie, grającym rolę ascety?
Gauri skoczyła, jakby ugryziona przez żmiję, i, podrażniona do ostateczności jego podejrzeniem, rzekła z gorzkiem szyderstwem:
— A gdyby tak było?
Paresz, nie mówiąc ani słowa, udał się do sądu na posiedzenie, zamknąwszy ją wprzód na klucz.
Blada z gniewu z powodu tej niesłychanej obrazy, Gauri wyłamała w jakiś sposób drzwi i opuściła dom.
Paramananda siedział w ciszy południa w swym samotnym pokoju, pogrążony w studjum świętych ksiąg. Nagle, jak grom z jasnego nieba, wpadła w tę ciszę Gauri.
— Ty tu? — zapytał mistrz zdumiony.
— Wybaw mnie, o mistrzu mój, z hańby mego pożycia małżeńskiego — wykrzyknęła — i pozwól, abym się u stóp twych poświęciła służbie bożej!
Paramananda odesłał ją z surowem napomnieniem do domu. Nie wiem jednakże, czy mógł czytać dalej.
Paresz, wróciwszy do domu i znalazłszy drzwi otwarte, spytał:
— Kto tu był?
— Nikt! — odrzekła jego małżonka. — Ja sama wyszłam i udałam się do domu swego mistrza.
— Po co? — pytał dalej Paresz, a rumieniec gniewu na jego twarzy zamienił się w bladość.
— Bo tak chciałam.
Od tego dnia obstawił Paresz swój dom stróżami i zachowywał się tak niedorzecznie, że całe miasto mówiło o jego zazdrości.
Wieści o bolesnych krzywdach, które uczennica codzień znosić musiała, zaczęły Paramanandzie przeszkadzać w jego pobożnych rozmyślaniach. Zdawało mu się czasem, że właściwie powinienby natychmiast tę miejscowość opuścić, nie mógł się jednak zdobyć na pozostawienie dręczonej kobiety jej losowi. Któż może powiedzieć, ile biedny asceta w tych strasznych dniach wycierpiał?
Nareszcie pewnego dnia otrzymała uwięziona Gauri list.
— Moje dziecię — zaczynał się list — prawda, że wiele świętych kobiet uciekło od świata, aby się poświęcić Bogu. Gdyby przypadkiem pokusy tego świata miały odwrócić twe myśli od Boga, z Jego pomocą postarałbym się o to, aby służkę jego dla jego świętej służby uratować. Jeśli chcesz, możesz mnie znaleźć jutro o drugiej popołudniu koło sadzawki waszego domu.
Gauri ukryła ten list pod swemi warkoczami. Na drugi dzień, rozpuściwszy włosy przed kąpielą, zauważyła, że listu niema. Czyż mógł wysunąć się na łóżko i wpaść w ręce męża? Na myśl o tem doznała w pierwszej chwili jakby uczucia okrutnej radości, wyobrażając sobie, jak się zacznie wściekać; potem jednak stała się jej nieznośną myśl, iż list, który ona nosiła na głowie niby świętą glorję, może być skalany dotknięciem zuchwałych rąk.
Szybkim krokiem pośpieszyła do pokoju męża. Leżał jęcząc na podłodze z wywróconemi oczami i z pianą na ustach. Wyjęła list z jego zaciśniętej pięści i natychmiast posłała po lekarza.
Lekarz oświadczył, że to apopleksja. Chory zmarł jeszcze przed jego przybyciem.
Pokazało się, że Paresz miał tego dnia ważną konferencję, która zmuszała go do wyjścia z domu. Paramananda dowiedział się o tem i stosownie do tego umówił się z Gauri. Tak głęboko wpadł!
Owdowiała Gauri, ujrzawszy przez okno swego mistrza, skradającego się jak złodziej ku sadzawce, zamknęła oczy, jak gdyby olśniona błyskawicą. Ta błyskawica w jednej chwili ukazała jej całą głębię jej upadku.
— Gauri! — wołał głos z ogrodu.
— Już idę! — odpowiedziała.

Gdy przyjaciele Paresza usłyszeli o jego śmierci i przyszli, aby wziąć udział w jego pogrzebie, znaleźli Gauri martwą obok trupa swego mężu. Otruła się. Wszyscy byli do głębi przejęci wiernością małżeńską, jakiej dowiodła swą dobrowolną śmiercią, wiernością doprawdy rzadką w tych zwyrodniałych czasach.

KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Rabindranath Tagore i tłumacza: Jerzy Bandrowski.