<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Uwodziciel w pułapce
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 9.12.1937
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Raffles w opałach

O umówionej godzinie Lord Lister zjawił się w mieszkaniu lady Magdaleny. Oczekiwała go w swym buduarze, urządzonym z elegancją i smakiem.
— Witam pana, milordzie — rzekła na przywitanie. — Oczekiwałam pana niecierpliwie. W niesieniu pomocy biednym nie lubię zwłoki.
Piękna jej twarz płonęła szlachetnym zapałem. Raffles przyglądał się jej z zachwytem.
Lady Magdalena skierowała się do swego biurka i wyjęła zeń paczkę banknotów.
— Bardzo proszę, milordzie, aby zaniósł pan tę sumę owej biednej rodzinie. Mam nadzieję, że w niedługim czasie da mi pan podobną okazję udzielenia pomocy nieszczęśliwym. A teraz przejdźmy do rozmowy na inne tematy. Przypuszczam, że nie przyszedł pan jedynie w celu załatwienia tej sprawy?
Rozmowa potoczyła się żywo. Raffles zachwycony był świeżością jej umysłu i wdziękiem, z jakim poruszała rozmaite tematy. Lady Magdalena była miłośniczką sztuk pięknych. Mieszkanie jej przypominało małe muzeum. Z dumą pokazywała Rafflesowi, który był znawcą wytrawnym, swoje ciekawe zbiory.
— Proszę spojrzeć na tę miniaturę milordzie... Przypisują ją Gonzalesowi — rzekła lady, wskazując na portrecik damy, malowanej na porcelanie.
Ażeby lepiej przyjrzeć się arcydziełu, Raffles zbliżył się do okna i odsunął firankę. Natychmiast jednak cofnął się gwałtownie. Przypadkiem rzucił okiem na znajdujący się przed domem placyk. Spojrzenie to wystarczyło, aby ostrzec go o grożącym mu niebezpieczeństwie.
Ludzie inspektora Baxtera otaczali dom. Raffles zrozumiał, że obecność policji związana jest ściśle z jego osobą i że za parę chwil Baxter zadzwoni do drzwi mieszkania.
Mózg jego pracował nerwowo. Całkiem już opanowany i spokojny zwrócił się do pani domu:
— Bardzo piękna — rzekł oddając miniaturę — Gdyby rysy twarzy były cokolwiek ostrzejsze, przypisałbym ją Chateillonowi... Ale pomówmy o czym innym, milady. Muszę przedewszystkiem prosić panią o spokój. Za kilka minut zjawi się tu policja, aby mnie zaaresztować. Zdążyła już otoczyć dom. Czy mogłaby pani mnie ukryć?
Lady Magdalena spojrzała na niego ze zdziwieniem, przypuszczając, że nagle postradał zmysły. Lord Lister odgadł jej myśli.
— Jestem całkiem przytomny, milady — rzekł patrząc na nią smutno. — Musi się pani zdecydować. Nie jestem lordem Percy Menevalem: nazwisko moje brzmi — John C. Raffles, którego pani tak pragnęła poznać.
— To pan jest Raffles?...
Lord Lister skinął twierdząco głową. Zbliżyła się do niego i pchnęła lekko przed sobą.
— Niech pan wyjdzie tędy... Muszę pana uratować!
Ale jak? W zamieszaniu myśli jej nie pracowały sprawnie. Nie ulegało wątpliwości, że inspektor Baxter przeszuka dom, od piwnic, aż pod strych.
Weszli do kuchni. Nie było w niej nikogo.
— Gdzie kucharka? — zapytał Raffles.
— Nie wiem! Prawdopodobnie na rynku. O, może tam?
Wskazywała na rodzaj głębokiej otwartej szafy.
— Czy sądzi pani, że policja nie będzie mnie tam szukała?
Przysłowiowa niezręczność Baxtera musiałaby przekroczyć wszelkie granice.
W tej chwili rozległ się dzwonek u wejścia. Zbladła jak papier.
— Już są... Na Boga, co robić?
— Trudno — rzekł Raffles — to było do przewidzenia. Grunt, aby zachowała pani całą swą zimną krew. Musi pani ukryć przede wszystkim mój kapelusz, laskę i palto, znajdujące się w przedpokoju. Następnie uda się pani do salonu i będzie pani w żywe oczy twierdziła, że mnie nie ma. Co do reszty, niech pani zawierzy mnie...
Gdy lady Magdalena zjawiła się w salonie, pokojówka zaanonsowała przybycie komisarza policji. Udała ździwienie.
— Komisarz policji do mnie? Poproś go do pokoju.
Inspektor Baxter obrzucił pokój badawczym spojrzeniem.
— Milady — rzekł kłaniając się głęboko — Przepraszam za przykrość, jaką mimowoli muszę pani wyrządzić. Przybyłem tu aby zaaresztować niebezpiecznego złoczyńcę, który ukrywa się w pani domu.
Lady Heastfield wybuchnęła srebrzystym śmiechem:
— Co pan powiedział? Przestępca w moim domu? Musiał się pan pomylić chyba w adresie.
— O nie, milady. Zechce pani łaskawie zapoznać się z treścią powyższego telegramu — rzekł, wręczając jej telegram lady Rochester.
— Jest to jedyna przyczyna pańskiego przybycia? — odparła oddając mu telegram. — Padł pan niezawodnie ofiarą mistyfikacji.
— Czyżby — odparł kapitan policji z uśmiechem, a gdybym pani powiedział, że sam na własne oczy widziałem przed paru minutami Rafflesa w oknie pani mieszkania?
Wzruszyła ramionami.
— Odpowiem panu, że jest pan w błędzie — Musiało to być złudzenie wzrokowe. W jakiż sposób złoczyńca mógłby dostać się do mego mieszkania?
Kapitan Baxter spojrzał na nią podejrzliwie.
— Któż więc w takim razie był u pani? Pani pokojówka oświadczyła mi, że ma pani gościa.
Lady Magdalena zawahała się przez chwilę, lecz jako prawdziwa córka Ewy znalazła natychmiast wyjście z sytuacji.
— Istotnie miałam gościa. Był u mnie lord Percy Meneval. Prosiłam go, aby przyszedł do mnie, ponieważ chciałam wręczyć mu pewną sumę pieniędzy dla biednej rodziny, której losem się interesuje. Sprawa jest pilna i dlatego wyszedł bardzo szybko.
— Czyżby? Przed chwilą oświadczyła mi pani, że nie mogłem w jej oknie ujrzeć Rafflesa.
— I miałam rację — odparła lady Magdalena niecierpliwie.
— Być może, zauważył pan lorda Menevala, nie zaś Rafflesa!
— Gdzie wobec tego jest lord Meneval? — rzekł Baxter zagryzając wargi.
— Powiedziałam panu, że pożegnał się przed pańskim przyjściem.
— Milady, to niemożliwe! — zawołał kapitan — cały dom otoczony jest policją. Nikt stąd nie mógł wyjść niezauważony. Chyba, że umiałby fruwać w powietrzu.
— Kto wie? odparła z uśmiechem.
Kapitan Baxter otarł zroszone potem czoło.
— Może pańscy ludzie zdrzemnęli się zlekka?
— Milady, policja londyńska nie śpi nigdy — odparł inspektor Baxter — jeśli Raffles znajduje się w pani domu, znajdziemy go niezawodnie. Prawdopodobnie nie wie pani o tym, że lord Meneval i Raffles są wedle wszelkiego prawdopodobieństwa jedną i tą samą osobą. Udziela pani swej pomocy niebezpiecznemu przestępcy.
Rzuciła mu obrażone spojrzenie.
— Pan mnie obraził, panie inspektorze. Złożę skargę na pańskie metody postępowania. Twierdzi pan, że z łatwością odnajdzie pan Rafflesa? Nie mam nic przeciwko temu: Proszę szukać.
— Nie miałem najmniejszej intencji obrażania pani, milady — rzekł Baxter, zaczerwieniwszy się po same uszy. — Czynię to, co nakazuje mi mój obowiązek.
Uśmiechnęła się ironicznie.
— Życzę panu powodzenia. Jeśliby udało się panu znaleźć Rafflesa w moim domu z przyjemnością przyjrzałabym się temu człowiekowi, którego sława przekroczyła już granice naszego kraju.
Sama poczęła oprowadzać inspektora i detektywów po poszczególnych pokojach. Na pierwszy ogień poszedł pokój sypialny. Łóżko, szafy, toaletka zostały drobiazgowo zrewidowane. Detektywi przeszukali również znajdujące się na poddaszu pokoje służbowe. Zajrzeli nawet do wnętrza fortepianu.
Wszystko napróżno. Mimo to lady Magdalena nie czuła się zbyt pewnie podczas rewizji. Nie wiedząc, co stało się z Rafflesem drżała, czy aby zdążył uciec w porę.
Strach jej wzmagał się w miarę, jak zbliżali się do kuchni. Gdy weszli do środka musiała zebrać swe wszystkie siły, aby nie zemdleć. Rafflesa nie było. Mimo to kuchnia nie była pusta. Przy stole stała kucharka zajęta robieniem piany z jajek. Nie raczyła nawet przerwać swego zajęcia gdy weszli detektywi. Lady zbliżyła się do kucharki chcąc wydać jej jakieś polecenie. Ciało jej pokryło się zimnym potem. Przerażenie jednak minęło szybko. Magdalena nie mogła się wstrzymać od śmiechu spoglądając na swą pracowitą kucharkę.
Po wyjściu lady Magdaleny z kuchni, Raffles obejrzał starannie wnętrze szafy. Uczynił to nie po to, aby się w niej móc ewentualnie skryć, gdyż tego rodzaju kryjówka była zbyt naiwna nawet dla Baxtera, — lecz po to, aby zbadać jej zawartość. Znalazł w niej rozmaite części garderoby damskiej należące do kucharki. Nie tracąc czasu zabrał się gorączkowo do dzieła. Raz jeszcze kieszenie jego marynarki dostarczyły mu potrzebnej pomocy. Też same poduszeczki z gutaperki, które kilka tygodni temu oddały mu tak wielkie usługi przy przeobrażaniu się w śliczną sprzedawczynię Mary Green, szybko napełniły się powietrzem. Włożył suknię i biały fartuch. Przymocował na głowie blond perukę i nakrył ją białym czepeczkiem. Nie zdążył usiąść przy stole, gdy do uszu jego doszedł gwar zmieszanych głosów. Wyjrzawszy ostrożnie oknem, ujrzał kobietę szamoczącą się z policjantem. W kobiecie tej poznał bez trudu prawdziwą kucharkę lady Heastfield.
Z koszem na ramieniu, klnąc na czym świat stoi domagała się aby wpuszczono ją do domu.
Policjanci jednak stali twardo na gruncie rozkazów swego szefa.
Lord Lister rozbawiony przyglądał się tej scenie. Zagniewana kucharka lamentowała, że nie zdąży przygotować w porę obiadu, wreszcie poczęła bić koszykiem najbliżej stojącego policjanta. Ku swej radości Raffles ujrzał, że dwuch silnych policjantów schwyciło pod pachy awanturującą się kobietę i odprowadziło na najbliższy posterunek.
Całkiem już spokojny zabrał się do swej roboty. Jedyne niebezpieczeństwo zostało chwilowo oddalone.
Z beztroskim spokojem oczekiwał przybycia policjantów. Wkrótce po tym inspektor Baxter ze swymi ludźmi zeszli do kuchni. Lady Magdalena obawiając się, że może czymkolwiek zdradzić się i zepsuć sytuację, wycofała się na korytarz — Policjanci znaleźli się sami. Baxter spojrzał uważnie na przystojną dziewczynę.
— Dzień dobry panience — rzekł zbliżywszy się do niej — Powiedz mi moja mała, czyś nie widziała tu w kuchni jakiegoś nieznajomego?
Uwaga kucharki była całkowicie pochłonięta jajami, które biła z niezwykłą wprawą.
— Nie, proszę pana — rzekła krótko. — W kuchni nikt obcy nie ma mi tu nic do gadania.
— O, jesteśmy w złym humorze — rzekł szczypiąc ją przyjaźnie w policzek — Niejednokrotnie powtarzał swym ludziom, że przyjaźnią i komplementem można uzyskać od kobiety więcej, niż drogą oficjalnych pytań. Tym razem jednak metoda jego zawiodła na całej linii. Gdy po paru wstępnych żartach, Baxter chciał objąć młodą dziewczynę otrzymał nagle potężny policzek.
— Goddam — zaklęła — zostawcie mnie w spokoju, gdyż inaczej wyleję wam tę pianę na łeb.
Inspektor wycofał się ostrożnie wśród śmiechu swych podwładnych. Z wzmożonym zapałem zabrał się do przeprowadzania rewizji w kuchni. Rewizja ta pozostała oczywiście bez rezultatu. Po drobiazgowym zbadaniu piwnic, Baxter uznał swą porażkę i przeprosiwszy uprzejmie lady Magdalenę, powrócił do Scotlandu Yardu. Nie mógł jednak wyzbyć się wrażenia, że i tym razem Raffles zakpił z niego potężnie.
Wrażenie to przeobraziło się w pewność, gdy w parę godzin później otrzymał zaadresowany do siebie krótki bilecik.

Nie należy sprzedawać zboża na pniu.
Piękna kucharka lady Heastfield.

Czuły na wdzięki niewieście inspektor zaklął ordynarnie. Nie powiedział jednak ani słowa swym podwładnym o ostatniej porażce.
Po wyjściu detektywów, lady Magdalena udała się do kuchni. Nie zastała jednak nikogo. Raffles skorzystał z momentu, gdy policja wycofała się ze swych stanowisk i cichaczem opuścił dom. Niespokojna, otworzyła leżący na stole list.

Milady!

Dziękuję stokrotnie! Niech pani nie żałuje tego, co dla mnie uczyniła. Nie ułatwiła pani ucieczki łotrowi i niewdzięcznikowi. Biedny robotnik, któremu przekażą pani ofiarę nazywa się William Stanhope i mieszka na Water Street 117. Proszę powiedzieć kucharce, że w czasie jej nieobecności skradziono jej ubranie. Załączone 10 funtów stanowią odszkodowanie. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś spłacić wobec pani dług wdzięczności.
Całuję pani piękne dłonie i, podziwiając niezwykłą jej przytomność umysłu,

pozostaję szczerze oddany
JOHN C. RAFFLES.

Do listu dołączony był banknot dziesięciofuntowy.

Koniec.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.