[57]VILLE-FRANCHE
- Gdy odczytuję błahą nowelę Sienkiewicza, wspaniałego stylisty,
- (Pamiętam te zielone tomiki, kradzione i wertowane na pluszowych fotelach o zbyt wysokich poręczach),
- Wspominam na nowo: Ville-Franche.
- Dzisiaj powiedziałbym chyba: w girlandach gór, gdybym, posłuszny modzie, nie podrwiwał z sentymentalizmu,
- Ale każde przypomnienie — to, co zostaje z realności — jest czułe przez swą daremność.
- Jeden pancernik, czarny i lśniący: „Patrie”.
- Odbijało się łódką, lekko kołysaną przez dyszące fale,
- Ponad żelazną ścianą przerzucano drabinki,
- A flagi na masztach trzepotały wesoło.
- Marynarze z podkasanemi na grube i czarne ramiona rękawami
- Oprowadzali po pokładzie, pokazując z uśmiechem działa.
- Dotykało się ich ostrożnie, jak zwierzęcia,
- I przeczuwało podróże, które miały zakończyć młodość.
- Nie wiem nic więcej o „Patrie” ponad to, co jeszcze pamiętam,
- I nigdy nie dowiem się imienia prawdziwej ojczyzny.
- Ale dość symbolizmu! Chciałbym tylko pokazać, że pluskały się ryby,
- I dna nie było widać poprzez czarne bałwany.
|