Włamanie na dnie morza/8
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Włamanie na dnie morza |
Wydawca | Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o. |
Data wyd. | 23.12.1937 |
Druk | drukarnia własna, Łódź |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Anonimowy |
Tytuł orygin. | Tytuł cyklu: Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Następnego dnia lord Lister i Charley udali się do Plymouth, do sławnej latarni morskiej w Eddystone.
Jakiś elegancki człowiek przechadzał się po molo. Na widok zawijającego do portu statku radość odmalowała się na jego twarzy. Był to bowiem jeden ze statków ratowniczych.
Bank Anglii wynajął ten statek dla wyłowienia skarbu, znajdującego się na Tasmanii. Wytwornym jegomościem był mister Ferguson, wysoki urzędnik banku. Z niecierpliwością oczekiwał powrotu statku, chcąc dowiedzieć się, jakie rezultaty dały pierwsze ratownicze wysiłki. Mister Ferguson udał się na pokład statku i przywitał się z kapitanem oraz z człowiekiem w skórzanym palcie. Wszyscy trzej udali się do kabiny kapitana.
— Czy osiągnął pan jakieś rezultaty, — mister Edmonds? — zapytał Ferguson.
— Niestety, żadnych. Chwilowo odnaleźliśmy tylko kadłub okrętu. Nurkowie nasi pracowali podczas odpływu. Mimo to okręt znajduje się na tak znacznej głębokości, że żaden z nurków nie może znieść tak wielkiego ciśnienia.
— Jak długo nurkowie pozostawali pod wodą?
— Na tę głębokość mogłem posłać dwóch z pośród nich. Są to ludzie o żelaznym organizmie. Mogą pozostać pod wodą pół godziny. Inni natomiast nie mogą nawet spuścić się na samo dno. Zanim go dosięgną, dają znak, aby ich wyciągnąć. Nie wszyscy ludzie mogą znieść tak wielkie ciśnienie. Ja sam byłem dziś pod wodą. Muszę panu powiedzieć, panie Ferguson, że praca jest tam niesłychanie utrudniona.
— Czy nie możnaby zaangażować innych nurków? Bank obiecuje 1000 funtów nagrody nurkowi, który odnajdzie skarb, 10.000 temu, kto go wydobędzie.
— All right, Sir! Sam chciałbym zdobyć tak piękną nagrodę. Nikt jednak nie może walczyć z prawami natury.
A więc udało się tylko odnaleźć okręt?
— Tak jest. Sam byłem na rufie statku. Wybuch kotła przeciął statek prawie na dwie części, które ledwo trzymają się razem. Żelazne belki są poskręcane jak słabe sznurki. Zwały szczątków i ruin utrudniają dostęp do kabin.
— Kiedy zamierza pan wyruszyć po raz wtóry?
— Przy następnym odpływie morza. Będziemy pracować nocą, przy elektrycznym świetle. Niedługo przy pełni księżyca będziemy mieli przypływ.
Kapitan Brown w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie.
— Mam pana za rozsądnego człowieka, mister Ferguson — rzekł śmiejąc się — proszę nam zaufać. Zrobimy wszystko, co tylko będzie w naszej mocy.
— Wierzę panom w zupełności. Jeśli będzie coś nowego, proszę mi dać znać do hotelu.
Z tymi słowy mister Ferguson opuścił okręt. Kapitan Brown i mister Edmonds, szef sekcji nurków, przechadzali się po pokładzie. Nagle jeden z marynarzy zameldował kapitanowi, że jakiś człowiek pragnie z nim mówić. Był to Włoch, źle mówiący po angielsku. Robił nader dobre wrażenie.
— Dowiedziałem się, że mister Edmonds poszukuje nurków do ciężkiej roboty. Przyszedłem zaofiarować swoje usługi.
— Czy jest pan zawodowym nurkiem?
— Nie, signor. Pracowałem jednak przez czas dłuższy w Szwajcarii, przy budowie tunelu. Jestem przyzwyczajony do silnego ciśnienia. Mogę równie dobrze pracować pod wodą w znacznej głębokości.
— Zrobione. Takich ludzi nam trzeba. Pracy tej nie jest trudno się nauczyć, w dwa dni będzie pan umiał dość. Czy chce pan zrobić próbę w przystani?
— Tak jest, signor.
— Well! Chodźmy więc. Jak się pan nazywa?
— Cassati Dinapoli, z Neapolu.
Mister Edmonds pożegnał kapitana i zabrał Włocha ze sobą do szkoły nurków.
∗
∗ ∗ |
W dwa dni później statek ratowniczy wyruszał w stronę Eddystone. Mister Edmonds stał wraz kapitanem Brownem na mostku kapitańskim. Cassati, nowy nurek, rozmawiał wesoło z dwoma kolegami
— Czy nasz nowy Włoch będzie nurkował? — zapytał Brown, wskazując na Cassatiego.
— Będzie próbował — odparł mister Edmonds — Pali się do tego okrutnie. Jeszcze nigdy nie spotkałem podobnego zucha. Ma potężną klatkę piersiową i jest ogromnie wytrzymały. Nie zdziwiłbym się, gdyby on właśnie wykrył skrzynię ze złotem.
— Nigdy nie miałem zbyt wielkiego przekonania do Włochów — rzekł Brown — Muszę jednak przyznać, że ten jest wyjątkiem — Czy ma pan zamiar sam nurkować po raz wtóry?
— Tak, kapitanie. Jest to konieczne. Zaledwie czterech ludzi, licząc wraz ze mną, może podołać tej pracy.
— Goddam! — zaklął kapitan Brown i rzucił się do tuby. — Zatrzymać! — krzyknął mechanikowi. — Pół obrotu! — wrzasnął w stronę sternika.
Rozkaz został wypełniony i statek opisał wielki łuk.
— Czy on oszalał? — rzekł kapitan czerwony ze złości — Czemuż ta skorupka chce nam przeciąć drogę?
Mała barka zbliżyła się do statku. Miało się wrażenie, że istotnie pragnie mu stanąć w poprzek drogi. Chcąc nie chcąc, kapitan Brown zmuszony był do wykonania zwrotu.
— Od czasu gdyśmy wyruszyli na poszukiwania, całe tłumy żaglówek, motorówek i statków parowych idą naszym śladem. Strażnik latarni morskiej mógłby śmiało założyć oberżę — tylu ostatnimi czasy ma gości. Gdybyż przynajmniej ci intruzi umieli prowadzić swoje łódki! Ale z nimi ma się tylko same kłopoty! Oto jak zdarzają się wypadki! A potem zawsze ponosi winę kapitan!
W chwili, gdy nikła łupinka podpłynęła pod sam statek, Cassati przechylił się przez burtę i zawołał:
— Per Dioo, signor. Jak można być tak nieostrożnym?
Człowiek w barce, w którym bez trudu można było rozpoznać Charleya Branda, wykonał nagły zwrot sterem i zawołał wesoło:
— Udało mi się wyprowadzić w pole tego wilka morskiego. Teraz wiem przynajmniej, że Edward jest na pokładzie.
∗
∗ ∗ |
Statek ratunkowy zarzucił kotwicę o kilkaset metrów od Eddystone. Niedaleko od tego miejsca kołysała się na falach olbrzymia boja, wskazująca miejsce zatonięcia Tasmanii.
— Będę musiał zwrócić się do policji o pomoc — rzekł kapitan Brown, na widok tłumów uwijających się łodzi. — Trzeba wysłać kilku marynarzy, aby utrzymali całą tę hołotę na odpowiednim dystansie.
Mister Edmonds zgromadził dokoła siebie swych ludzi. Na pokładzie ustawiono wielką pompę powietrzną. Dwaj nurkowie wkładali swe stroje. Przerzucono przez burtę drabinę, której szczeble dolne ginęły w morzu. Mister Edmonds chciał dać nurka razem z Cassatim, którym był, jak nietrudno się domyśleć, lord Lister. Nurkowie byli gotowi. Włożono im ciężkie kaski ze skóry i nieprzemakalne kombinezony. Ciężko zstępowali po stopniach schodów; na nogach mieli podeszwy z ołowiu.
Dwóch ludzi pracowało przy powietrznej pompie. Trzeci wrzucił do wody rurę z powietrzem. Obydwaj nurkowie zaopatrzeni byli w lampy elektryczne, siekiery, piły i noże. Tak uzbrojeni zniknęli w falach morskich.
Po upływie pół godziny pierwszy z nich dał sygnał że chce wyjść. Wyciągnięto go natychmiast. Marynarze czym prędzej oswobodzili go z ciężkiego ubrania. Człowiek, bardzo czerwony na twarzy, wyciągnął się w fotelu i odetchnął pełną piersią. Był kompletnie wyczerpany.
W kilka minut później powtórzyła się ta sama historia z drugim nurkiem. Ten był mniej zmęczony. Wedle jego twierdzenia nie można było nawet marzyć o przedostaniu się do kabin, ponieważ dostęp do nich był całkowicie zawalony połamanym żelastwem i szczątkami okrętu. Wówczas mister Edmonds i Cassati poczęli się przygotowywać do zejścia. Mister Edmonds wszedł pierwszy do wody, Włoch zaś poszedł jego śladem.
Edmonds wskazał na połyskujące jasno dno morskie. Roiło się ono od tysięcy krabów i dziwacznych ryb. Nurkowie posuwali się zwolna wzdłuż kadłuba statku. Ponad halą maszyn widniała wielka wyrwa, prawdopodobnie w miejscu zderzenia. Przez tę wyrwę można się było dostać do kabin położonych na dziobie okrętu. Lord Lister wiedział jednak z planów, które przestudiował dokładnie, że skarb znajdował się w kabinie położonej na rufie, pod pokładem. Zdecydowany był za wszelką cenę odnaleźć kasetę Foxa, lecz nawet w przybliżeniu nie orientował się, gdzie mogła się znajdować.
Posuwali się z wielkim trudem naprzód. Po chwili znaleźli się w wielkiej hali, pełnej towarów i bagażów podróżnych. Ponieważ pokład ponad tą halą został przez zderzenie wgnieciony do środka, mogli przedostać się nań z łatwością. Z tamtąd weszli już do kabin położonych z przodu. Znaleźli się w dużej sali położonej mniej więcej po środku okrętu. Długie stoły i przymocowane do podłogi krzesła wskazywały na to, że była to sala jadalna. Wzdłuż ścian w rozmaitych pozycjach sterczały trupy ludzkie. W samym końcu sali oparty o ścianę stał trup kobiety z dzieckiem na ręku. Gdy lord Lister zbliżył się, woda poruszyła się silniej. Trup zachwiał się i kobieta padła na kolana, jakgdyby błagając o ratunek dla dziecka.
Edmonds, który niejednokrotnie już miał do czynienia z zatopionymi okrętami, pozostawał niewzruszony. Natomiast Lister czynił nadludzkie wysiłki, aby nie stracić panowania nad sobą.
Edmonds otworzył drzwi, wiodące do korytarza prowadzącego do kabin. Szybko jednak przekonali się że nie z tej strony należało szukać skarbu. Na końcu korytarza spostrzegli trupa mężczyzny, kurczowo przyciskającego do piersi żelazną kasetę. Lord Lister uczuł nagle, że zbliżył się do swego celu. Wysunął kasetę z rąk trupa i pokazał szefowi swą zdobycz.
Szef skinął głową na znak, że może zabrać ją z sobą. Raffles przeszukał kieszenie zmarłego, zabrał z nich pęk kluczy i rozmiękłe papiery. Edmondsowi brakło już tchu.
Lister mógłby jeszcze przez pewien czas wytrzymać pod woda. Musiał jednak iść za przykładem szefa. Po krótkiej chwili znaleźli się już na pokładzie ratowniczego statku.
Edmonds był bardzo zadowolony z rezultatów wyprawy. W szczególności cieszyły go postępy Cassatiego, którego uważał za swego ucznia.
Pseudo Cassati nie odczuwał najmniejszego zmęczenia. Gdy tylko zdjęto z niego strój nurka, po kilku chwilach wypoczynku gotów był do zanurzenia się po raz wtóry.
Kasetę zaniesiono do kabiny kapitana. Wyryte było na niej zupełnie wyraźnie nazwisko Foxa. Edwards otworzył ją jednym z kluczy znalezionych przy nieboszczyku.
Z uszkodzonych trochę przez wodę, lecz całkiem jeszcze czytelnych papierów, wynikało niezbicie, że nieboszczyk był mister Foxem, urzędnikiem bankowym.
Edmonds oddał klucze kapitanowi, aby dokonał otwarcia kasety w obecności Fergusona. Papiery natomiast miały być przesłane do Banku Anglii.
— Ej, Cassati, chciałbyś jeszcze dziś spuścić się na dno?
— O, Dio mio! Z największą pewnością... Powinniśmy byli zabrać ze sobą zwłoki Foxa. Chciałbym ruszyć po nie...
— Well... Zgoda... Dacie sobie rady beze mnie. Tej nocy podczas odpływu spuszczę się razem z wami...
Pseudo Cassati w ten sposób zyskał całkowitą swobodę ruchów.
Pod wodą zbadał starannie wszystkie kabiny położone na korytarzu, na którym znaleziono zwłoki Foxa. Otworzył ją i znalazł w niej spory artystycznie wykonany klucz w formie litery U. Schował go do kieszeni. Poza tym w kabinie nie było nic godnego uwagi.
Uzbroiwszy się w odwagę, przystąpił do wnoszenia na górę nieboszczyka. Owinął go w płótno, które znalazł w jednej z kabin. Dał znak i po chwili koledzy poczęli wydobywać go na powierzchnię. Na pokładzie szeregiem leżały zwłoki wydobyte przez innych nurków.
Kapitan Brown dał rozkaz powrotu.
Statek podniósł kotwicę i ruszył w kierunku portu.