[296]W ŚWIETLE KAGANKA.
(Z ALBINY DWORZAKOWEJ-MRACZKOWEJ.)
Patrzę się!...
W światło kaganka patrzę się,
Tak drzące, blade, złudne;
I w jego skrach spostrzega wzrok,
Obrazy mgliste, cudne.
Dziecięce lata! świeży ług,
Darń młodociana drży na nim,
Sny w głowie mej zna tylko Bóg,
I pełno dziwów w świecie tym.
Swobodna myśl wzlatuje w dal
Jak biały obłok, po nad świat,
Znów duch do mogił tuli się,
I każdej baśni wierzy rad.
I widzę młodość: — czerstwy duch
Próbuje w locie skrzydła swe,
[297]
Już bada sam, — nie wierzy już,
I własny świat utworzyć chce.
Choć w ciągłych walkach z sobą jest,
Choć w wątpliwościach targa moc,
Ku słońcu prawdy zwraca się,
I nie chce wierzyć w kłamstwa noc.
I widzę teraz siebie tu,
Jak wlokę żywot pośród nędz,
Jak w koło brzmi zwycięzki śmiech,
Jak w piersiach jęk mam, zamiast tchu.
Lecz iskra, co Bóg w serce mi
Jakby relikwię, włożył sam,
Nie zgasła, nie, — wciąż żyje tam,
Jak Westy płomień wciąż się tli.
Jak perłę w tajnej głębi mórz,
Jak djament w łonie ciemnych skał,
Tak ja ukrywam trwożnie ją
Tę iskrę, którą Bóg mi dał;
By jej nie zoczył sprośny wzrok,
By jej nie przyćmił ziemski brud!
W kaganka światło patrzę się,
W około cisza, pustka, chłód...
[298]
Srebrzyste kwiaty kreśli mróz,
Z nim wicher w okno stuka wraz,
I płomień lampki, cicho tak,
Jak niepoznane życie zgasł.
Wład. Ordon.