W żydowskich rękach/Część druga/VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Michał Bałucki
Tytuł W żydowskich rękach
Podtytuł Powieść w dwóch częściach
Rozdział Zakończenie
Wydawca Księgarnia K. Łukaszewicza
Data wyd. 1885
Druk Drukarnia J. Czaińskiego w Gródku
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VIII.
Zakończenie.

Nadszedł nareszcie dzień wyznaczony do licytacyji Lipczyn. Termin wypadł właśnie w czasie tak upragnionym przez Habę, kiedy obywatele zajęci byli wyborami. Ale i bez tego nie stanęliby pewnie do licytacyji, bo w całéj okolicy nie wielu było takich, którzyby mogli rozporządzać summą, potrzebną na zakupno Lipczyn. Jeden tylko jakiś Szołdraczyński kutwa i lichwiarz, który pod względem operacyj finansowych mógł iść o lepsze z żydami, pomimo że uchodził za bardzo gorliwego katolika, mógłby był Habie stać się niebezpiecznym konkurentem, ale przemyślny żyd znalazł sposób usunięcia go od licytacyji, ofiarując mu pewną summę odstępnego.
Tak więc tylko sam Haba i jego spółwyznawcy, którzy z nim poprzednio się porozumieli, stanęli na oznaczony dzień do licytacyji. W takich warunkach byliby zupełnymi panami sytuacyji i mogli licytować, jak chcieli. A chcieli rozumie się nabyć Lipczyny za cenę jak najmniejszą. I byłby im ten plan udał się niewątpliwie, gdyby nie zjawienie się starego Kowalskiego.
Przybycie jego nie zwróciło nawet uwagi żydów, obradujących gwarno i krzykliwie w sali sądowéj. Z miny wyglądał na potulnego i biédnego oficyjalistę lub urzędnika, usiadł sobie na boku i czekał spokojnie.
Dopiero kiedy sędzia po przejrzeniu ofert, ogłosił, że wieś Lipczyny ma być sprzedana za summę najwyższą jaka była podana, przez Goldfingera tj. sześćdziesiąt tysięcy, niepozorny ów staruszek podniósł się, zbliżył do stołu i ofiarował siedmdziesiąt tysięcy. Sędzia powtórzył głośno tę summę.
Między kliką Haby zrobiło to popłoch niesłychany. Z zajadłością poglądali na nieznajomego im człowieka, zdawało się, że go połkną oczami, jeden tylko Haba nie stracił jeszcze zimnéj krwi i zmierzywszy szyderczym wzrokiem mizerną figurę Kowalskiego, rzekł do sędziego:
— Ten pan może dać i ośmdziesiąt i sto, bo słowa go nie kosztują. Ale on nie ma prawa licytować, bo nie złożył wadyjum.
— Owszem, złożył — rzekł sędzia spokojnie.
Haba pobladł; nie był przygotowany na to. Interes, który już uważał za skończony, począł teraz wikłać się na jego niekorzyść. Bądź co bądź postanowił nie puszczać z rąk Lipczyn i licytować, o ile będzie można. Rozpoczął się tedy bój zacięty między nim a Kowalskim. Żyd do każdéj summy, podanéj przez tego ostatniego dodawał po kilka, kilkanaście guldenów. Tém powolném działaniem chciał go zmęczyć i wytrzymać; ale Kowalski ze spokojem i zimną krwią dotrzymywał mu placu, postępował również powoli w licytacyji, aż wreszcie gdy wygórował już do summy dość znacznéj wartość Lipczyn, poskoczył nagle jeszcze o parę tysięcy. Haba nie mógł się już ryzykować tak daleko, summa ta wydawała mu się zbyt wygórowaną — i cofnąć się musiał.
Kowalski tedy nabył Lipczyny na rzecz Teodora Czujki. Summę potrzebną do tego dostarczył im bank parcelacyjny, który przed paru dniami nabył od Czujki Zagajów, będący teraz po śmierci Walerego jego wyłączną własnością.
Jakie tylko przezwiska i przekleństwa posiada język żydowski, wszystkie dostały się staremu Kowalskiemu i Czujce i bankowi parcelacyjnemu od rozwścieczonéj gromadki sprzymierzeńców Haby. Sam Haba rozpaczał, płakał, rzucał się jak szalony. Dla niego był to cios okropny, tem straszniejszy, że niespodziewany. Dwie wsie, nad których nabyciem pracował lat tyle moralnie, z niesłychaną wytrwałością i sprytem, wyślizgnęły mu się z rąk.
Nie potrzebuję mówić może czytelnikom, że Teodor po nabyciu Lipczyn, nie miał nic pilniejszego jak oświadczyć się o Bronisię i że został całém sercem przyjęty. Wesele odbyło się bez wystawności i zbytku, na który dawniéj rujnował się Radoszewski. Święty Bartłomiéj wyleczył go trochę z téj zbytniéj gościnności. Usunął się od swoich najserdeczniejszych i usunął się także od zajęć gospodarskich, które objął całkiem Teodor na siebie, a on oddał się cały polityce i ze starym Kowalskim naprzemian to gawędził o sytuacyji mocarstw Europejskich, to grał w maryjasza do puli.
Haba za niepowodzenie, jakiego doznał, znalazł niezadługo wynagrodzenie na inném miejscu. Syn jego, ukochany Dawid, ożenił się z córką bankiera Goldberga. Powiadano, że młody buchalter był wtajemniczony podobno w niektóre operacyje finansowe, za które bankier mógł był bardzo długo przesiedziéć w kryminale. Dawid ocalił go, robiąc w sądzie zeznania na jego korzyść i tym sposobem przyspieszył jego uwolnienie. Bankier w zamian za tę przysługę oddał mu rękę córki, którą Dawid znowu ze swojéj strony umiał sobie zjednać przy wspólném czytywaniu poezyj Hejnego. Trudności nie było żadnych. Bankierówna nie była Donną Klarą, nie miała więc nieprzezwyciężonego wstrętu do krwi żydowskiéj i zdecydowała się łatwo zostać panią Habową.
Małżeństwo to kosztowało trochę Habę nie tyle z powodu majątku, jaki musiał wypłacić synowi tytułem posagu, jak raczéj z powodu choroby, jakiéj się nabawił przez kolligacyję z familiją barona. Haba zachorował na chorobę właściwą spanoszonym dorobkiewiczom — na honory i tytuły, a choroba ta kosztowała go nie mało.
Pieniądze, zbierane z takim trudem, powoli grosz do grosza, teraz rozchodziły się setkami na zadowolenie próżności żyda, na wyrobienie mu w świecie pozycyji, odpowiedniéj baronowskim kolligacyjom. W czasie, kiedy kończymy tę powieść, dowiadujemy się z gazet, że Abraham Haba, obywatel ziemski z Galicyji, ofiarował na szpital miejski w Wiedniu dwanaście tysięcy guldenów. Nie trudno się domyśléć powodu téj pańskiéj ofiarności oszczędnego żyda. Idzie mu pewnie o order, albo tytuł jaki.
Panny Jacentówny są jeszcze do wzięcia. Dowiedzieć się o nie można w miasteczku Sokole, w małéj izdebce od podwórza, gdzie trudnią się białém szyciem, które im nędzne zapewnia utrzymanie. W miejsce pudru obsypują się w dnie świąteczne, lub do wyjścia na miasto, zwyczajną mąką i nie straciły jeszcze nadzieji wydania się za mąż.

KONIEC.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Michał Bałucki.