[47]XIV.
W Zakopanem.
2.
Ma orzeł dom swój w samym krańcu igły,
Która się buja w chmury spowinięta.
I tam, dla piskląt, mknąc jak strzał nieścigły,
Znosi porwane z górskich stad jagnięta.
[48]
Góral drapieżnych szpon ni skrzydeł nie ma,
Tylko dwie długie nogi z pięśćmi dwiema,
Lecz garnków nie lepią święci;
Więc gdy mu równie obcy trud jak trwoga,
We własném jego gnieździe dławi wroga —
I nigdy karku nie skręci.
Nad mgłą, nad śniegiem, w wichrach, gdzie najchmurniéj,
Gdzie tylko pełza mech wśród wiotkich ziółek,
Na zrębie w otchłań przewieszonéj turni,
Ma skalna koza, z strachu drżąc, przytułek.
Mógłby jéj góral dać spokojność świętą,
Lecz niebezpieczeństw chęć mu w pierś wdmuchnięto,
A garnków nie lepią święci;
Więc z strzelbą w ręku gnając chybkie zwierzę,
W powietrzu, mknącą w przepaść zdobycz bierze —
I rzadko kiedy kark skręci.
Nad ryczącemi grozą wód parowy,
Dzwonki, błękitu wabiące rozkoszą,
Srébrzyste gwiazdki, gwoździk purpurowy,
W tumanach mglistych tkliwą woń roznoszą.
[49]
Niechby tam kwitły i pachniały zdrowe,
Lecz góral nosi nie dla kształtu głowę,
Gdyż garnków nie lepią święci;
On kwiaty musi miéć — i to jedynie,
By z nich wianuszek uwił swéj dziewczynie —
Jeżeli karku nie skręci.