W album ks. Fr. Michejdy w Nawsiu

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Kubisz
Tytuł W album ks. Fr. Michejdy w Nawsiu
Pochodzenie Z niwy śląskiej
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze
Data wyd. 1902
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


W ALBUM KS. FR. MICHEJDY W NAWSIU[1].

«Wpadam do Soplicowa, jak w centrum polszczyzny»
«Pan Tadeusz», księga VII.

Gdy o mej ziemi myślę położeniu,
I kiedy widzę, że coraz to gorzej,
Wtedy jej przyszłość smuci mię i trwoży
I myśli rwą się w bolu i zwątpieniu.

O, smutno u nas! Jedni się wyzuli
Ze spraw ojczystych i k’wrogom przystali,
A drudzy, co się niby przyznawają
Do swego rodu, — ci wyżej stawiają
Interes własny niż rodzinne sprawy:
Dla nich, są oni zupełnie nieczuli
I obojętni całkiem i niedbali!
Oni się tylko własnem szczęściem pieszczą
I w samolubstwie słodkiem się kołyszą;
Sobą zajęci, nie widzą, nie słyszą
Że tu nas niemczą, a tam znowu czeszczą!

W sobie spokojni nie mają obawy
O los swej ziemi!

Takich zaś jest wielu,
Którzy nie wiedzą nawet o co chodzi,
Ni się pytają o to, kto ich rodzi,
Ani się troszczą o to, jak kto mówi,
Jakiego cząstkę narodu stanowi:
Żyją spokojni, bezwiedni, bez celu...

A zaś tych czułych, tkliwych, idealnych,
Tych kochających, tych łatwo zapalnych
Do wszelkich ofiar, poświęceń i czynów,
Tych prawych, wiernych ziemi swojej synów,
Co ją nad własne ukochali życie —
Tych garstka tylko!

A jednak a przecie
Dla szlachetnego serca niema w świecie
Ani lepszego, ani też droższego
Nad ziemię Ojców — ono miejsca tego
Nawet po śmierci obcemu nie życzy!

Jabym tę ziemię mych łez, mej radości,
Tę ziemię cierpień, tę ziemię słodyczy,
Tę ziemię mojej młodzieńczej miłości
Miał stracić wiecznie! Miał stracić dla mowy
Ojczystej, stracić dla pieśni rodzinnych,

Stracić dla całej naszej narodowej
Przeszłości chlubnej!

O! jakże okropnie
Myśleć, że może czas ten bardzo blisko,
Że wróg najedzie to nasze siedlisko
I wpływem swoim wkrótce tego dopnie,
Że mowę naszą wtłoczy do form innych,
I zmusi nasze ojczyste piosenki
Wziąć na się obce, niezwyczajne dźwięki
I w swoim domu, w swej własnej krainie
Zaginie mowa i pieśń nasza zginie!

I w serce moje znękane się garnie
Dzikim nawałem rozpacz i zwątpienie,
Co sprawia taką boleść i męczarnię,
Że siła ginie i wola popada
W niemoc, bezsilność i zobojętnienie.
Zwątpiałych myśli rozum nie przegada,
Tu trza pociechy bratniej i pomocy,
Aby ratować i dźwignąć z niemocy
Znękaną duszę i unieść z pogromu.

A więc pośpieszam do twojego domu,
Gdzie twą otwartą, szczerą gościnnością
Gdzie niekłamaną twoją pobożnością
I twoją prawą, żarliwą polskością
Oddycham, rosnę w siłę i nadzieję
I w chęć do dalszej i wytrwałej pracy.


Dzielny mój druhu! w tem my są jednacy,
Że pierwszem życia naszego marzeniem
I pierwszą myślą jest to, aby mowę
Polską naszemu ludowi zachować,
Aby ochraniać jego przeszłe dzieje,
I aby jego skarby narodowe,
Tę ojców świętą puściznę, ratować
Od zaginienia.

O! ja się spodziewam
Tego po tobie, że swem poświęceniem
I swą dzielnością pracy ustawicznej
Pomożesz wreszcie zdobyć i zgotować
Dla nas swobodę i byt polityczny!

Albowiem wielka jest Pisma potęga!
A pismo prawe jest narodu tętnem,
Ono weń wlewa siłę wiecznie młodą,
Spaja i łączy to, co się rozprzęga,
Zapala, grzeje, co jest obojętnem,
Szuka, podnosi to, co się zatraca,
Woła, przestrzega i chroni przed szkodą;
Pismo jest myślą, wyrazem i tchnieniem,
Czem społeczeństwo i rośnie i stoi
W ducha potędze, niby w jasnej zbroi,
W której znów do praw utraconych wraca.

A więc na Pisma twojego wołanie
Ocknie się, zbudzi Lud Śląski z letargu —

I siłą dzielną rozbudzonej woli
Z wpływów się zgubnych niemczyzny wyzwoli,
Wyjdzie zwycięsko z bratniego zatargu,
I nie da więcej nad sobą nikomu
Przewodzić, — będzie u siebie, w swym domu
Panem na wieki!

A ja się spodziewam,
«Iże przykażesz twym synom po sobie,
By sprawiedliwie chodzili przed Bogiem,
Żeby czynili sąd nad ludu wrogiem...
I by czynili sąd samemu sobie!»[2]
Ja się spodziewam, że z twojego domu
Wylecą kiedyś — nie jako puszczyki,
Co nad nieszczęściem wznoszą wstrętne krzyki,
Ale wylecą jak — dzielne sokoły!
Zaszumią skrzydłem nad krainą naszą,
Zaszumią lotem potężnym nad sioły
Ślicznemi naszej kochanej ziemicy,
I wszystko ptactwo obrzydłe wystraszą,
Co się do naszej wnęciło pszenicy!

..............

Dom twój się szczyci z szczerej gościnności,
I ty rad witasz w progach swoich gości.
Zaprawdę: cechą, znamieniem zacności
Jakiego domu jest to, kto w nim gości!

Lecz z drugiej strony znów jest gość wyrazem
Myśli, przekonań, jest uczuć obrazem
Domu, gdzie bawi. Więc się gość weseli,
Kiedy domowi szczęśliwie się wiedzie,
Lecz także smutek i troski z nim dzieli,
Kiedy w nieszczęściu zostaje i w biedzie!

Gościu! czy mieszkasz daleko, czy blisko,
Czyś ten lub owy, co tu twoje imię
Wpiszesz w tę księgę i swoje nazwisko,
Masz wiedzieć: w domu tym niema wesela,
Dopóki kraj nasz ojczysty w ucisku,
Dopóki ręka zła nieprzyjaciela
Dla samolubnej korzyści i zysku
Chytrym podstępem zgnieść chce polskie plemię!

I to najbardziej domu temu cięży!
Więc wy, coście tu swe imię wpisali,
Wyście się niby przysięgą związali,
Że podniesiecie wspólnie wasze dłonie
Ku zagrożonych praw naszych obronie.

O! tak, potrzeba wspólnego działania,
Inaczej sprawa nasza nie zwycięży;
A chcieć, by jeden stanął do ofiary,
I by za wszystkich walczył i pracował,
I by za wszystkich trudy podejmował:
To są po prostu głupie wymagania!
To obojętność, oziębłość, brak wiary

Tych, którym dzisiaj już jest wszystko jedno
Czy być lub nie być!

A więc bracia moi,
Wstańmy i naprzód! lecz razem, lecz społem,
Nieustraszonem, śmiałem, jasnem czołem,
Tak jako wolnym, tak jak tym przystoi,
Którym poczucie zacności tli w piersi —
Naprzód i razem, jako ludu pierwsi,
Jak przodownicy jego i wybrani;
I ziemię Śląską znękaną i biedną,
Śpiącą snem zgubnym na brzegu otchłani
Zbudźmy do życia na złość naszym wrogom,
Którzy z nas jawnie drwią sobie i szydzą,
Żeśmy są słabi, gnuśni, nieudolni,
I bez zapału — a więc żyć nie zdolni,
Więc na rodową zagładę skazani.
I stańmy wpoprzek zaborczym ich drogom
Świętą dla kraju naszego miłością,
Szczerej, ofiarnej pracy wytrwałością
I poświęceniem!

A nasi rodacy
W Polsce szerokiej niech wiedzą i widzą,
Że pierworodztwa swego nie sprzedamy
Za pełną misę cudzej soczewicy,
I że owoców narodowej pracy
Zajadłym wrogom nigdy nie oddamy.
Ale że na tej prastarej ziemicy

Piastów stać będziem, jak wierni strażnicy
Polski — ku Polski wieczystej obronie!...

Niechaj te słowa wicher Boży niesie
Te słowa proste, i niech je posieje
W serca mej braci jakby ziarnka małe,
A tam niech każde kiełkuje i rośnie.
A kiedyś — w naszej odrodzenia wiośnie
Gdy wreszcie słońce swobód zajaśnieje —
W tym nowym życia naszego okresie
Zaszumią kłosem złotym na zagonie
Swojskim nam na cześć, na sławę, na chwałę!








  1. Ks. Franciszek Michejda, pastor zboru ewangelickiego w Nawsiu, jeden z najwybitniejszych przywódców ludu polskiego w Księstwie Cieszyńskiem, założyciel i redaktor «Rolnika Śląskiego», organu wspomnianego Towarzystwa rolniczego, oraz «Przyjaciela ludu», organu wyznaniowego ewangelików polskich na Śląsku.
  2. I. Mojż. 18, 19.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Kubisz.