W dolinie łez/Na zapomnianych kresach
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | W dolinie łez |
Pochodzenie | Legendy, podania i obrazki historyczne |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1920 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
„O, nie mówcie, o, nie wierzcie,
Że ojczyzna w grobie,
My ją żywą, my ją całą,
Ducha Polski, Polski ciało,
Mamy, bracia, w sobie!
M. Konopnicka.
Ktoś rzucił iskrę w lesie, płonie mech suchy, gałązki, szerzy się pożar. Zaczynają gasić, depczą, leją wodę, kopią rowy, mech wyrywają całemi płatami. Zdaje się — ugaszone. Lecz o kilka kroków z pod mchu zaczyna dymić, tam dalej płomień pełza i wybucha, cały las zagrożony, bo nikt nie przewidzi, gdzie wytryśnie nowe ognisko.
Tak samo w duszach polskich deptał wróg polskie uczucia, wyrywał z korzeniami, kopał graniczne rowy, krwią zalewał groźne ognisko.
A ono tam wybucha, gdzie go się nikt nie spodziewał, gdzie — zdawało się — wymarło zupełnie.
W żelaznej dłoni pruskiej Kaszubi, Mazurzy zapomnieli rodowitego języka. Nie wiedzą nic o Polsce, to dla nich baśń stara, Polski już dawno niema, są tylko potężni Prusacy, a tam dalej okrutny Moskal. Resztki Polaków muszą stać się Prusakami, a tamte z za kordonu — Moskalami.
Tak im mówią w szkole, tak czytają w pismach niemieckich, pięknych, tanich, pouczających, które rząd dla nich wydaje.
W lecie na Pomorze zjeżdżają Polacy z Królestwa, lecz mało kto z nich myśli o Kaszubach. Kąpią się, bawią, kupują niemieckie towary, Kaszubów widują jedynie na targu i rozmawiają z nimi o jajach, maśle i kartoflach.
Lecz ciekawsi robią wycieczki do wiosek, zwiedzają zniemczone miasteczka. Lud ich wita wszędzie jak swoich, rozmawia bardzo chętnie, lubi czytać, pyta o książki polskie, radby ich mieć więcej i dowiedzieć się o tych Polakach, co to niby już wyginęli, a jednak ciągle przyjeżdżają i mają dużo pieniędzy.
Jakże tam teraz w Polsce wygląda?
Inteligencja także jest, żyje, pracuje, chociaż bardzo ostrożnie, żeby nie zgubić wszystkiego. Wydają książki, pisma, walczą w kościele i w szkole, aby przechować w duszach ludu „święty ogień“. I oni mają wiarę w odrodzenie. Więc czuwać pragną, by tlała iskierka, aż wybije lepsza godzina.
Tymczasem zakładają banki polskie, spółki, sklepy, łączą ludzi w różne kółka, gdzie można budzić i żywić nadzieję.
Radośnie zawiązują stosunki z Warszawą, takie sobie, prywatne, przyjacielskie. W zimie zjadą Kaszubi do Warszawy, z różnych wsi i okolic. Na podróż się znajdzie, bo to ludzie biedni, sami nie mają za co. Tam zobaczą, — czy Polska jest i jaka? jacy to owi Polacy w Warszawie? co myślą?
Warszawa jest gościnna, więc przyjezdni znajdują serdeczne przyjęcie: mieszkają u inteligencji zamożnej, bo to ma dla nich znaczenie; urządzają dla nich zabawy, przyjęcia, teatr amatorski, gdzie widzą odpowiednie sztuki, — żywe obrazy, pouczające o przeszłości; zawiązuje się korespondencja, wzajemny stosunek. Powstaje stowarzyszenie, popierające narodową pracę na Pomorzu.
Zbudziło się tam życie.
To samo można powiedzieć o Śląsku. Już w XIV wieku oddany Czechom przez Kazimierza, Wielkiego, wraz z nimi dostał się w ręce niemieckie, i zdawało się, że zniemczał zupełnie.
Podzielony między Austrję i Prusaków, lud żył w nędzy, ciemnocie, zaniedbaniu. Polacy nie troszczyli się o tę dzielnicę, mając ją za straconą, a koło siebie dość ciężkiej roboty. Nikt też nie stawiał oporu zniemczaniu.
Zbudził lud dopiero Bismarck, gdy rozpoczął walkę z kościołem, by zburzyć to ostatnie oparcie polskości.
Nie wiedzieli Ślązacy, że są Polakami, nawet nie rozumieli dobrze, co to znaczy, ale wiedzieli, że są katolikami. Niemiec prześladuje kościół katolicki, więzi, wydala księży, więc Niemiec jest wrogiem.
Stanął najpierw katolik przeciwko Niemcowi. Ten katolik zaczął powoli miarkować, że ma inną mowę, że jest innym narodem, polskim.
Wielkie zasługi w tej narodowej pracy położył Karol Miarka, nauczyciel, potem autor i wydawca książeczek popularnych.
Pismo „Katolik“ skupiło Polaków, było jedynem źródłem wiadomości dla nieszczęsnego ludu, więc też liczyło wielu czytelników i stanowiło dla nich jak gdyby opiekę. Karol Miarka połączył pracę swoją z „Katolikiem“, nadając mu charakter wyraźniej narodowy. Zaczęły się tworzyć drobne kółka rolnicze, oświatowe.
Raz rzucona iskra nie gaśnie. Powstają nowe pisma, „Górnoślązak“ w pruskim zaborze, „Gwiazdka Cieszyńska“ w austrjackim, oba z kierunkiem już wyraźnie narodowym. Ślązak wie, że jest Polakiem.
W r. 1893 Śląsk, ku zdumieniu Niemców, wybiera posła Polaka do sejmu!
Mogli sobie powiedzieć wtedy, że posterunek stracony. Już go nigdy nie odzyskają, choć może wiele jeszcze krwi przeleją.
Na Śląsku austrjackim walka przeciw Niemcom łączy Polaków z Czechami. Wpływ Czechów jest szkodliwy pod względem narodowym, bo pociąga masy nieuświadomione do innej walki, o byt materjalny.
W duchu narodowym pracuje wytrwale Macierz Cieszyńska i Polskie Stowarzyszenie oszczędności. Skutki tej cichej pracy widzimy obecnie: Śląsk uczuł się dzielnicą polską i prędzej czy później złączyć się w jedność narodową musi.